Zwiedzanie zdawało się nie mieć końca. Ten czas był po prostu... Jak bajka! Po długich namowach, mój szanowny, leniwy małżonek dał się namówić na wspinaczkę po skałach. Oczywiście miałam w tym swój cel.
- Wiesz? Chyba zaczynam się domyślać, co chcesz zrobić, bo nie widzę innego pretekstu do wejścia na ten szczyt... - Nilay z trudem pokonywał kolejne centymetry.
- Ćśśśśśśś... Nie psuj mi zabawy! - zachichotałam.
Zdziwiłoby mnie gdyby się nie domyślał. To było by zbyt proste.
- Daleko jeszcze do tego szczytu? Ja już nie wyrabiam...
- Ojej, przepraszam cię bardzo! Ale kobiecie nie przystoi dźwigać partnera na plecach, wybacz.
- Teraz to ty zaczynasz mi działać na nerwy.
- No i właśnie o to mi chodzi, kochasiu... - chyba poczucie humoru Nilaya przeżuciło się teraz na mnie.
Wreszcie, po wielu minutach wdrapaliśmy się na szczyt. Basior padł zmęczony.
- Ejże! To dopiero początek rozrywek! - upomniałam partnera.
- Wykończysz mnie... - wysapał samiec, ale postanowiłam zignorować jego komentarz.
- Naprawdę chcesz to zrobić?
- A niby czemu nie? - patrzyłam na wodę spływającą ze skał.
- Skok z wodospadu? Poważnie, tego jeszcze nie przerabialiśmy.
- Przyznaj się słabeuszu, że po prostu się boisz.
- No i co ja mam ci powiedzieć? Skoczymy! - niespodziewanie basior zerwał się na równe nogi i zepchnął mnie ze zbocza, skacząc za mną.
- Nilay! - krzyknęłam - Ty niewychowany wilczurze!
- Nie narzekaj! Patrz! My lecimy! - zawył partner.
- No widzę, spadamy... - stwierdziłam, ale mimo to, śmiałam się jak głupia.
Nilay?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz