Spuściłam głowę spoglądając na Anarię. Po policzkach przyjaciółki spływały łzy. Przytuliłam ją jeszcze mocniej.
- Wiem że to boli... - wyszeptałam opierając głowę o jej barki - Nic tak nie boli jak strata bliskich.
- A ty... - Anaria popatrzyła na mnie wciąż cicho łkając - Nie tęsknisz za swoimi?...
To pytanie jakby na moment zatrzymało czas. Milczałam. Nie wiedziałam co powinnam jej odpowiedzieć.
- Tęsknie nadal, tej pustki nic i nikt nie zapełni. - westchnęłam.
Teraz to mnie chciało się płakać, ale udało mi się jakoś powstrzymać łzy.
- Nie oszukujmy się, kochałam ich... Nawet ojca i brata, którzy regularnie mnie krytykowali i poniżali. Rodzina rodziną pozostanie i czy tego chcę, czy nie nadal coś do nich czuję. Chociaż nie powinnam...
- Nie mów tak. Nie ma w tym nic złego. - powiedziała Anaria ocierając słone łzy - To normale że za nimi tęsknisz. Tak jest zawsze.
- Tak ale nie powinnam! - warknęłam ze złością - Oni nie żałują że odeszłam. Po tylu latach wygnali mnie z watahy i potraktowali jak śmieć!
- To znaczy?... - przyjaciółka położyła uszy po sobie - Co ci zrobili?...
- Wolałabyś nie wiedzieć. Ceremonia wygnania bywa bardzo okrutna, zwłaszcza jeśli naruszy się prawa wytyczone przez alfę. To czy jestem córką przywódców, czy nie nic nie znaczy.
- A ta ceremonia? Czym właściwie jest?
- No więc... - zacisnęłam na chwilę powieki i przełknęłam ślinę - Polega na ośmieszeniu wygnańca przed całą watahą. Każdego traktują inaczej, zależnie od przyczyny wygnania. Ja popełniłam najgorszą i najbardziej karalną zbrodnię - podważyłam reputację alfy. Wedle rozkazu ojca kilku wilkom, których zadaniem było mordowanie przeciwników, Raven zlecił... - potrząsnęłam głową - Nie mogę!... To było okropne!...
- Co było okropne?
- Ojciec dał mi kilka minut na opuszczenie terenów watahy Hostis. Gdy tylko wyruszyłam wysłał za mną czterech wojowników, którzy mieli mnie gonić, aż do brzegu rzeki. Nie chodziło o zabicie mnie, ale poturbowanie i skuteczne przepędzenie. Nie miałam już siły walczyć. Reszta watahy patrzyła się tylko jak wojownicy kolejno zadają mi cios za ciosem. Przez wiele dni po tym wszystkim z trudem poruszałam się, bo blizny wyrządzone głównie na łapach goiły się bardzo długo. Każdy dzień mógł być ostatnim. Nie mogłam prawie chodzić, a tym samym polować, więc coraz bardziej chudłam.
- A twoja matka? Brat? Co z resztą watahy? Nic nie zrobili?
- Gdyby się sprzeciwili pewnie spotkałby ich ten sam los.
- Nikt nie zasługuje na taką karę. - powiedziała Anaria.
- To prawda ale według Ravena każdy wygnaniec musi ponieść konsekwencje swojego sprzeciwu wobec władców. - spojrzałam na przyjaciółkę.
Anaria?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz