niedziela, 31 grudnia 2017

Od Anarii CD Maxine

- Sama to upolowałaś? - zapytałam z niedowierzeniem, w końcu Max rzadko co je, a co dopiero takie polowanie - i to całkiem sama!
- Tak... - uśmiechnęła się delikatnie, na co ja odpowiedziałam promiennym uśmiechem.
- Dziękuję... - powiedziałam szczerze, po czym chwyciwszy zębami zdobycz zaniosłyśmy ją do jamy.
Na miejscu spotkałyśmy szczenięta, dokładnie to bawiące się w pokoju zabaw.
Dyskretnie wniosłyśmy zdobycz do schowka, zamykając za sobą wejście.
Oddzieliłyśmy zbędne części, po czym zakopałyśmy je jakiś kawałek na jamą.
Gdy wróciłyśmy, ułożyłyśmy mięso w odpowiednim miejscu, a ja dla urozmaicenia wzięłam trochę ziół, po czym posypałam nimi jelenia, wcierając je delikatnie. Był to rozmaryn i bazylia - mięso tarłam też liściem lubczyku, który później już wyrzuciłam.
Tak więc nasza ,,wykwintne'' śniadanie prawie gotowe - jeszcze tylko zawołać dziewczynki i możemy zabrać się za jedzenie.

Max? :3

Od Anarii CD Larego

- Dokładnie, chodźmy im powiedzieć! - powiedziałam z uśmiechem.
Skierowaliśmy się więc oboje do szczeniąt.
- Claudia, Bella?
- Tak mamo? - odparła Claudia.
- Dzisiaj wybieramy się na pierwszą lekcję polowania. - powiedziałam ze spokojem w głosie, na co szczeniaki ,,wybuchły'' entuzjazmem.
- Spokojnie... - zachichotał Larry. - Chodźcie, pokażemy wam co robić.
Tak więc maluchy poszły tuż za nami. Gdy tylko wyszliśmy z nory wywęszyłam możliwie najbliższy zapach zwierzyny - zając polny!
- A teraz za mną, pamiętajcie o chodzeniu ostrożnie, nie ganiajcie się, to nie wyścig. Tata będzie szedł tuż za wami, a ja poprowadzę.
Tak więc szczenięta skinęły główkami.
Gdy natrafiliśmy już na ślady, powiedziałam szczeniętom aby nie wyprzedzały się nawzajem, elcz szły po tropie.

Larry? Sorki że tyle czekania i takie krótkie...

Szczęśliwego Nowego Roku!



Kochani! Nasz blog funkcjonuje już od 16 października - tak, nie mamy zbyt długiego stażu, choć w ciągu tych zaledwie trzech miesięcy, zdarzyło się naprawdę wiele. Do Naszych szeregów dołączyło tyle osób, co miło mnie zaskoczyło, gdyż nie sądziłam, że ZN może zyskać tylu wspaniałych czytelników.
Dziękujemy, że jesteście z Nami i życzymy Szczęśliwego Nowego Roku!

 
 
 
   
 
 
 
 
 
 
 


sobota, 30 grudnia 2017

Od Melindy CD Nilaya

Oprócz zmęczenia doskwierał mi też ból w łapie ale nie chciałam tego po sobie pokazywać, bo i tak już zwolniliśmy przeze mnie. Miałam wyrzuty sumienia. Riley i Harry pozostali bez naszej opieki. Wiem że wataha się teraz nimi opiekuje, ale i tak jest mi przykro. Co ze mnie za rodzic?
- Myślisz że dzieci są bezpieczne? - spojrzałam na partnera.
Mąż popatrzył na mnie. Trochę go zdziwiło moje pytanie.
- Tak. Jestem tego pewien. Przecież są ze stadem. Nie martw się. - uspokoił mnie.
- Myślisz że jestem przewrażliwiona?
- Nie. Napewno nie jesteś. To normalne że się martwisz. Ja też się denerwuję, ale nic na to nie poradzimy. Dzięki temu, że przegoniliśmy stąd ludzi, teraz możemy czuć się bezpiecznie. - wyjaśnił Nilay.
- Tak. Wiem. - uśmiechnęłam się do wilka.
Jego obecność dodała mi otuchy. Teraz już będziemy bezpieczni.


Nilay?

środa, 27 grudnia 2017

Od Genevieve CD Anarii

Targały mną wyrzuty sumienia. Coś ciągnęło mnie z powrotem do wilczycy. Miałam wrażenie, że zachowałam się jak gbur i sprawiłam jej przykrość. Widziałam jej smutny pysk. Ona naprawdę chciała dobrze. Mimo wielu wątpliwości zawróciłam. Zobaczyłam waderę kroczącą w przeciwną stronę.
- Może jednak skuszę się na to oprowadzanie! - krzyknęłam za nią. Anaria od razu się rozpromieniła. Nagle zaczęło burczeć mi w brzuchu. No tak przecież nie jadłam nic od wczoraj, więc jako że jestem żarłokiem, mój brzuch zaczął już to odczuwać. Biała wilczyca zaczęła głośno się śmiać, a ja mimowolnie parsknęłam śmiechem.
- Może najpierw mała przekąska? - zaproponowała rozbawiona.
- Chyba się skuszę... - mruknęłam, po czym ruszyłyśmy na polowanie.
Podążałyśmy milcząc. Ukradkiem obserwowałam waderę. Wyglądała na strapioną. Chciałam zacząć rozmowę, lecz Anaria niespodziewanie spytała:
- Skąd jesteś?
- Z daleka... Z bardzo daleka - mruknęłam tajemniczo. Wilczyca nie była zachwycona tą odpowiedzią, przez co burknęła niezadowolona:
- Bardzo wyczerpująca odpowiedź, nie ma co...
Puściłam to mimo uszu i rozejrzałam się dookoła.
- Gdzie jesteśmy? - szepnęłam nieśmiało.

Anaria? Przepraszam, że tak krótko.

wtorek, 26 grudnia 2017

Od Arona CD Maxine

- Dobranoc... - powiedziałem, po czym skuliłem się, i udałem że zamykam oczy.
Gdy już wiedziałem że Max śpi, leżąc wyprostowałem się, i cicho westchnąłem.
W głowie kłębiło mi się tyle myśli... Dlaczego chce mi pomóc, skoro nikim ważnym czy ,,fajnym'' nie jestem? Czy po ranie zostanie blizna?... Tych myśli było naprawdę wiele, chociaż jedna co chwilę mi się nasuwała - lecz wolałbym aby jak na razie nikt o niej nie wiedział.
W końcu poczułem jak ciążą mi powieki, nie walczyłem więc z chęcią snu - zamknąłem oczy, a po chwili już nawet spałem.
~ Biegłem przez las co sił w łapach, zmierzając w stronę legowisk. Po drodze spotkałem Jaspera mówiącego:
- Nie na długo!
Zignorowałem jednak przybłędę, i pobiegłem dalej. Gdy już dotarłem do legowisk, skierowałem się w stronę nory Nilaya. Gdy jednak chciałem go zawołać, usłyszałem za sobą głos Max...~
- Aron?
- E... Ja nie śpię! - podniosłem nagle głowę, nie stałem już przed niczyją norą, leżałem na posłaniu w norze Max, a jasne światło wpadało przez wejście do jamy. - To już rano?
- Tak... Postanowiłam cię obudzić, bo zacząłeś ruszać łapami przez sen.
Zmieszany położyłem uszy po sobie - a więc to był sen? Bardzo realistyczny... 

Max? :3

Od Maxine CD Arona

W między czasie jeszcze odkaziłam tę ranę wodą utlenioną i cały bok basiora owinęłam kilkoma warstwami bandażu. Poklepałam go po szyi w geście otuchy i uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie.
Przyznam szczerze, że było mi go szkoda. Ale postaram się doprowadzić go jak najszybciej do dobrego stanu.
- Za jakiś tydzień, góra półtorej powinieneś wyzdrowieć. Tylko przez dwa dni nie możesz za bardzo się ruszać, bo rana się może otworzyć ponownie. Póki co obeszło się bez szwów, ale nie wiem jak będzie dalej... - bąknęłam.
Aron tylko pokiwał głową, a ja poszłam zaparzyć nam wywar z ziół. Zawsze stawiał mnie na nogi!
Podsunęłam mu go pod nos i wyjrzałam na chwilę na dwór.
- Eh... Ściemnia się... - odparłam. - Będziesz spać tutaj jak coś to ja leżę zaraz obok ciebie. Możesz budzić mnie nawet w nocy! - oświadczyłam.
- Heh, zapamiętam. - powiedział niewesoło. Chyba nawet przy mówieniu bolało go zranione miejsce...
Położyłam się zaraz obok niego, tak by nie podrażnić urazu.
- Dobranoc - powiedziałam.

Aron?

poniedziałek, 25 grudnia 2017

Od Jerry'ego CD Claudii

Bawiliśmy się świetnie, a gdy już berek nam się znudził, zajęliśmy się rzucaniem śnieżkami. Niektórzy lepili bałwana, inni zjeżdżali z górki albo zajęci byli swoimi sprawami. Rodzice i starsze wilki już dawno sobie poszli znudzeni patrzeniem na swoje pociechy. I tak byłyby bezpieczne więc nie było najmniejszego sensu. Powoli zaczynało się ściemniać, więc stawiam, że było koło godziny szesnastej. Max pojawiła się na skraju polany i mnie zawołała.
- Jerry! Chodź tu!
Tak więc podbiegłem do niej razem z Claudią u boku, która dzielnie mi towarzyszyła.
- Jestem - powiedziałem uradowany.
- Musimy już wracać, ściemnia się, a ja nie chcę żeby coś ci się stało. - powiedziała niepewnie.
- Eh, ale ja nie chcęęęę! Tak dobrze się bawimy!
- Widzę, ale naprawdę musimy już iść, jutro przyjdziesz znowu - zaproponowała.
- Ale obiecujesz? - upewniłem się.
- Obiecuję!
- A... A Claudia może iść z nami? - spytałem z nadzieją w głosie.
- Jeśli chce to jasne. - Uśmiechnęła się Max i spojrzała na moją towarzyszkę.

Claudia?

Od Maxine CD Genevieve

-Plan B polega na tym byśmy obie udały się do tamtej watahy pod przykrywką, ciebie nie będą znać, aczkolwiek musimy nieco pozmieniać mój wygląd. - Odparłam.
- Zdecydowanie ten plan bardziej mi odpowiada. - bąknęła.
- Tak też myślałam! - zaśmiałam się. - W takim razie chodźmy do lasu, może tam znajdziemy coś interesującego.
Przy okazji, strasznie się objadłam co było kompletnie przeciwne z moją naturą. Wszystko po to by jak najwięcej przytyć w krótkim czasie. Przez chwilę chciałam nawet wszystko to zwymiotować, ale musiałam poświęcić się dla naszej nowej misji. Eh, życie mnie nienawidzi...
W między czasie, nie wiem jakim cudem ale wykombiowałyśmy coś aby nieco rozjaśnić moją sierść, która teraz była w odcieniu ciemnego szarego. Mam nadzieję, że później wróci do swojego wcześniejszego koloru...
- Dobra, w takim razie pozostała nam jedna rzecz do ogarnięcia. A mianowicie nowe imiona. Musimy działaś pod przykrywką, więc radzę ci wymyślić kompletnie inną ksywkę niż teraz. Ja stwierdziłam, że będę działać jako Lia. Do jutra wszystko to przemyśl i daj mi znać z samego rana. Punkt siódma staw się obok największego dębu na polanie. Zaopatrz się w jedzenie i wszystkie potrzebne ci rzeczy, bo ta wataha znajduje się po drugim końcu rzeki. Jasne? - uśmiechnęłam się miło.

Gen?

niedziela, 24 grudnia 2017

Wesołych Świąt!


Niech magiczna moc Wigilijnego Wieczoru
przyniesie spokój i radość.
Niech każda chwila
Świąt Bożego Narodzenia
żyje własnym pięknem.
Wesołych Świąt życzy administracja ZN!


sobota, 23 grudnia 2017

Od Alexa do Melindy

- Jestem Alex, tak... – przyjrzałem się stojącej nade mną białej wilczycy.
W sumie nie specjalnie zależało mi na rozmowie z jakąś obcą
wilczycą. Fakt, że mama ją zna stał się godny pominięcia.
Obejrzałem się za siebie. Ginny i Brooke stały kawałek dalej.
Nie zdążyłem otworzyć pyska, a Brooke stała już przy mnie.
- Dzień dobry, a kim pani jest? – siostra jak ma w zwyczaju postanowiła zalać waderę pytaniami. Trochę mnie to wyręczyło. A nawet bardzo.
- Jestem Melinda Conners.
Powoli wycofałem się. Brooke, wilczyca i mama wdały się w bardzo długą pogawędkę...

Melinda?

Od Brooke do Anarii

Oczywiście nie mogło mnie to ominąć. Musiałam zobaczyć tę wilczycę.
Szybko wyczołgałam się spod łap mamy i usiadłam rozdzielając nieznaną mi wilczycę od matki.
Pierwsze co przykuło moją uwagę, to jej ciemne oczy i białe futro, jak mamy. Szybko przyjrzałam się jej ciekawie, układając w myślach pytania, które mogę jej zadać. W międzyczasie starałam się sprawiać wrażenie... hmmm... ujmę to jak mówi Alex, „niewinnej małej waderki, która absolutnie nie zrobiła nic złego”. Nie wierzę, że jestem jakimś „ancymonkiem”. Dlatego siedząc przed nią skuliłam uszka i zrobiłam maślane oczka.
Żeby odpędzić się od powątpiewającego spojrzenia brata i karcącego wzroku matki dodałam ale to absolutnie całkowicie słodziutko i niewinnie szczenięcym głosikiem:
- Kim pani jest?
Ta starsza od mojej mamy (z pewnością dorosła) wilczyca posłała mi promienny uśmiech.
- Witaj. Nazywam się Anaria, a ty zapewne jesteś Brooke.
- Tak, tak, tak. A dlaczego pani tu jest? Skąd pani przyszła? Pani mieszka w watasze? A dzieci pani ma? A...
- Brooke, nie zadawaj tylu pytań na raz. Ciocia Anaria ma dwie córki, trochę młodsze od ciebie i Alexa, w wieku Ginny. W naszym stadzie mieszka dłużej od nas.
- O, dobrze. Ciociu, ciociu, a...
- Wyglądasz jak jedna wielka strasznie żałosna garstka nieszczęścia. –
Uwaga brata zirytowała mnie, ale rozluźniłam się i uśmiechnęłam do tej cioci A... jakoś i od razu poczułam różnicę.
Faktycznie, przesadziłam. Wyglądałam za niewinnie, za żałośnie.
- Ajjj, to ciocia wybaczy. Ciociu, to coś ci pokażę albo...
- Chodź Brooke – zlały się trzy głosy mojego rodzeństwa. Każdy oczywiście w innej intonacji.
Niechętnie podreptałam do nich. Jak zwykle, dałam plamę.
- Och te dzieci... – głos mamy rzucił mi się w uszy. Ciotka Jak-jej-tam i mama wdały się w rozmowę, a ja z zawstydzeniem odważyłam się spojrzeć w powątpiewający wzrok Alexa, drętwy Dave’a i przestraszony wzrok Ginny.

Anaria?

Od Arona CD Maxine

- Ech, no trochę tak...
- Zaraz cię opatrzę... - powiedziała po czym znikła gdzieś w norze.
Ja w międzyczasie myślałem sobie o jaskini, i o tym że ktoś w końcu musiał nas uwolnić.
Przypomniała mi się też sprawka z Jasperem, ciekawe gdzie się teraz podział... Chociaż w sumie, to NIE ciekawe... Im dalej jest, tym lepiej.
Chwilę później, ujrzałem Max trzymającą w pysku zioła.
Położyła je za podłodze obok mnie. - To powinno pomóc, chociaż odrobinę...
- Będzie bolało? - postanowiłem zadać to pytanie.
- Hmm... Nie jestem pewna...
Nie mówiąc już nic, zabrała się za opatrzenie rany na moim boku. W sumie, to trochę szczypało, więc zacisnąłem zęby, i zamknąłem oczy.
- Aron, wszystko dobrze?...
- Tak, wszystko ok... Tylko troszeczkę  szczypie...

Max? Sorki że tak krótko :'C

Od Anarii CD Genevive

Wilczyca odwróciła się do mnie plecami, i ruszyła dalej w las. Ja osobiście nie chciałam jej zatrzymywać, nawet jeżeli w sumie bym chciała, trudno, to jej wola... Nie miała w końcu złych zamiarów, nie jest z Hostis czy z Yenvan, więc i ja nie będę wrogo nastawiona.
Spojrzałam jeszcze raz w stronę oddalającej się wadery, po czym zaczęłam chłeptać wodę ze stawu.
Kłębiło się we mnie wiele myśli: Dlaczego tak burknęła? Czy wyglądałam dla niej na wroga? Co zrobiłam nie tak? Dlaczego sobie poszła? Skąd jest? KIM właściwie jest? Dlaczego się tu znalazła? Czy jest sama, czy z kimś? Czy dołączy do watahy?
Tyle pytań, a zero odpowiedzi, czułam się prawdę mówiąc dziwnie, że tak postąpiła, nikt wcześniej tak nie robił, no, nie tutaj.

Genevive? Sorka że tak nudno troszku :(

Od Shine CD Melindy

- Czujesz to? - zapytała Melinda.
- Tak, ale wiesz...
- Coś się stało?
- Nie, tylko... Nie przepadam za łasicowatymi...
- Ok, chodźmy dalej.
Poszłyśmy więc jeszcze dalej, lecz tym razem to ja coś wyczułam, tyle że to nie byłą zwierzyna łowna...
- M-m-melinda?... - powiedziałam kuląc ogon.
- Coś się stało? - powiedziała jakby z lekkim przestrachem.
- Czuję coś, ale to nie jest zbyt ,,jadalne''... - rozejrzałam się na boki.
- A co to?... Chyba nie człowiek?...
- Nie...
- Więc co?
- N-niedźwiedź!... Czuję niedźwiedzicę, niedaleko stąd, i to aż zbyt niedaleko...

Melinda?

środa, 20 grudnia 2017

Od Maxine CD Arona

- Em... Ja mogę - zaproponowałam nieśmiało. - Ostatnio Mel pomagała mi powiększyć moją jaskinię, i chyba będzie tam wystarczająco dużo miejsca dla nas dwóch...
- Nie chce się narzucać. - bąknął zniesmaczony basior.
- Nie będziesz się narzucać! - zaprotestowałam.
- Sądzę, że to dobry pomysł. - Wtrącił się Nil. - Potrzebujesz opieki Aron.
- Eh... No dobra, niech wam będzie. - bąknął.
Tak więc powoli pomogłam mu wstać i od tego momentu opierał się na moim boku. Co prawda byłam trochę mniejsza niż on i o wiele chudsza, aczkolwiek jakoś dawałam sobie radę. Na początku nieco się chwiałam, lecz jakoś utrzymałam ciężar mojego towarzysza.
Powolnym krokiem wyszliśmy z jaskini. Oczywiście szliśmy na samym końcu. Wlekliśmy się niemiłosiernie, ale jakoś szczególnie nie narzekałam. Mogłam podziwiać sobie widoki i cieszyć się całkiem ładną jak na zimę pogodą. Aron co chwila proponował mi, że pójdzie sam lecz ja się na to nie zgadzałam. Miał już prawdopodobnie złamaną łapę, do tego krew cały czas sączyła się z jego rany.
W jaskini go opatrzę. Powinnam mieć tam jakieś bandaże.
Po drodze do mnie minęliśmy jamę Nilla. Tam cała reszta się zatrzymała, a my poszliśmy dalej. Tkwiliśmy w ciszy przez dłuższy czas. Ale mi to nie przeszkadzało. Gdy doszliśmy do mojego domu ułożyłam Arona na moim posłaniu i poszłam po opatrunek.
- Bardzo boli? - spytałam

Aron?

wtorek, 19 grudnia 2017

Od Genevieve CD Maxine

Następnego dnia już spokojnie podążałyśmy na naszą misję. Kroczyłam obok Max rozmyślając nad swoim życiem. Mimo moich wątpliwości zostałam bardzo miło przyjęta. Wciąż się wahałam, jednak nie byłam już wrogo nastawiona do Maxine i Nilaya. Nawet pomysł dołączenia do watahy bardziej mi się podobał, chociaż był zupełnie nieprzemyślany. Bałam się tylko reakcji innych członków grupy. Obawiałam się misji, jednak obecność Max w jakiś sposób dodawała mi otuchy. Naprawdę ją polubiłam. Podążałyśmy lasem w milczeniu. Ciszę co jakiś czas przerywał cichy śpiew gila. Rozglądając się ukradkiem podziwiałam piękno przyrody.
- Co my właściwie mamy zrobić?- spytałam w końcu, gdyż bałam się w ogóle odezwać w obecności Nila. Ufałam tylko Max, więc przez pewien czas musiałam być jej kulą u nogi. Oczywiście do czasu gdy stąd ucieknę, bo jak na razie nie przewidywałam pozostania w tym miejscu.
- Musimy szpiegować watahę zza rzeki. Ale jest problem... - powiedziała Maxine po czym spojrzała na mnie znacząco. Czułam, że mam coś z tym wspólnego.
- Jaki? - mruknęłam nieśmiało.
- Mnie już kojarzą, wiedzą że nie można mi ufać. Więc wymyśliłam, że wyślemy ciebie. - miałam niezbyt dobre wspomnienia o wrogich watahach, więc na samą myśl, że mogłabym do nich podejść i w ogóle z nimi egzystować skrzywiłam się. Zwolniłam nieco przestraszona, po czym zaczęłam się lekko cofać, z zamiarem jak najszybszej ucieczki. Max widząc to przystanęła i uśmiechnęła się do mnie rozbrajająco.
- Boisz się? - spytała, na co ja kiwnęłam prawie niewidocznie głową. - Wybacz ale przewidywałam to i mam jeszcze w zanadrzu plan B. - uspokoiłam się nieco.
- Ale nie będę musiała z nikim egzystować? - szepnęłam nieśmiało. Wadera zaśmiała się na moje słowa, przez co poczułam się trochę głupio. Z niepokojem wyczekiwałam na pomysł Max.
- Plan B polega na tym...

Max? Na czym polega plan B?

Od Claudii CD Jerry'ego

Hmm... Złapał mnie... A przecież jestem szybka...
Rozejrzałam się naokoło, aby zobaczyć do kogo mam najdalej. O tak, na drugim końcu łąki akurat stała Bella...
Tak więc wzięłam rozpęd, jak tylko umiałam. Jestem mała? Owszem, ale to mi nie przeszkadza w bieganiu jak błyskawica...
Po chwili znalazłam się już na miejscu, a siostra nawet tego nie zauważyła, byłą niczego nieświadoma... Cudem przeskoczyłam nad nią, dotykając ją lekko łapą.
- Ganiasz! - powiedziałam śmiejąc się.
Pobiegłam tak szybko jak mogłam z powrotem w miejsce, gdzie to Jarry mnie złapał.
Stał nadal niedaleko. Gapił się na mnie jak zamurowany, chociaż nie wiem o co mu chodziło. Dziwne...
Obejrzałam się do tyłu, aby zobaczyć czy Bella kogoś goni, ale ta także stałą jak wyryta... Pewnie dlatego, że znienacka ją zaskoczyłam... Przyznam, że to raczej dziwne uczucie, gdy tak sobie stoisz, bo wiesz że nikt cię szybko nie złapie, a tu nagle ktoś skacze nad tobą i mówi ,,Ganiasz!''.

Jerry?

Od Jerry'ego CD Claudii

- Hmm... Jestem za! - ponownie zamerdałem ogonkiem. - Tylko... Kto to jest? - spytałem.
- To? Są inne szczeniaki z naszej watahy. Całkiem fajna paczka, dogadacie się, chodź za mną. - I pobiegła przed siebie, a ja zaraz za nią. Dumnie wypiąłem pierś i starałem wyglądać się na o wiele większego, niż jestem w rzeczywistości (co specjalnie mi się nie udało)… Aczkolwiek oboje wyszliśmy na sam środek łąki i Claudia wesoło zawołała wszystkich do siebie. Cała reszta wyraźnie ucieszona podbiegła do nas. Większość kojarzyła mnie zaledwie z widzenia, bądź nie znała wcale, co w sumie mnie nie dziwiło. Tak więc zapoznałem się z każdym z osobna, miło się przy tym uśmiechając. Chyba mnie polubili.
- Tooo... - zaczęła Clau. - Gramy w berka? - zaproponowała.
Wszyscy chórem się zgodziliśmy.
- Kto goni? - spytała Ginny.
- Hmm... Jerry jest nowy. - Powiedział Bruno. - Gonisz! - wskazał na mnie łapą.
Wszyscy się rozproszyli i rozbiegli na wszystkie strony. A ja starałem się ich dogonić. Szło mi chyba nawet dobrze. Najpierw złapałem Claudię, gdyż była najbliżej mnie.
- Mam cię! - krzyknąłem klepiąc ją łapą w głowę i uciekłem jak najdalej.

Claudia?

poniedziałek, 18 grudnia 2017

Od Arona CD Maxine

- Jestem... - powiedziałam jakby znudzonym głosem, ziemia przyciskała mnie do ziemi bardzo mocno.
Nagle wszyscy zbiegli na dół, do mnie. Szczerze, to czułem się upokorzony, w końcu jestem obrońcą a nie jakimś kawałem mięsa, który można zakopać.
Nilay, Lary, Anaria, Max i Melinda zaczęli kopać, do skutku.
Wstałem z ziemi, lecz nie podniosłem się na długo. Otóż gdy tylko ustałem, upadłem od razu, czując pieczenie na ciele.
- Aron! - wykrzyknęła Max pod chodząc do mnie. - Dobrze się czujesz?
- Tak, wszystko ok... - powiedziałem podnosząc się z ziemi, tym razem powoli.
- Twoja łapa... - spojrzała na moją przednią, lewą łapę.
W sumie, dopiero co się skapnąłem że trzymam ją podniesioną.
- Ech... - nie wiedziałem co mam powiedzieć.
- Chyba potrzebujesz odpocząć. - stwierdziła Anaria.
- Nie trzeba, się zagoi...
- Aron... - powiedział z troską Nilay.
Spuściłem głowę z zakłopotaniem. Gdy ukratkiem spojrzałem na Max, patrzyła chyba na mój bok, tam też czułem ból, więc chyba wiem czemu...
- Aron, pozwól sobie pomóc... - poprosiła wadera.
- Ech... Dobrze, ale skoro mam to zrobić, to jak? Kto z was ma mi pomóc?

Maxine?

Od Maxine CD Anarii

W międzyczasie, gdy Anaria poszła na polowanie, ja (zaraz po tym jak się obudziłam) również udałam się na krótkie zwiady. Poszłam w kompletnie przeciwną stronę, aczkolwiek szybko dotarłam do lasku. Zazwyczaj nie miałam zwyczaju polować na coś większego niż króliki, jednak tym razem musiałam dać popis swoich umiejętności i załatwić coś większego. W podzięce za gościnę, oraz tak na wszelki wypadek, gdyby An nie upolowała nic dużego. W końcu to jednak zima...
Niezmiernie zdziwił mnie fakt, iż znalazłam dorosłego jelenia biegającego sobie jak gdyby nigdy nic między drzewami. O tej porze powinny jeszcze spać... Mimo wszystko rozpędziłam się do maksimum i szybko skoczyłam na jelonka. Cóż, dziwny to był widok... Taka chudziudka waderka jak ja przeciwko dwa razy większemu jeleniowi... Nic na to nie poradzę... Było ciężko zwłaszcza, że byłam sama, ale jakoś się udało i w końcu dobrałam się do szyi zwierzęcia. Przerwałam mu tętnice i dopływ krwi do ciała. Szybko minęło nim umarł. Złapałam więc w zęby jego martwe już ciało i z dużym trudem starałam się zawlec go do jaskini Anarii.
Po drodze, akurat gdy wyszłam z lasu, spotkałam właśnie ją. Szła z głową w dole i z rezygnacją czegoś szukała.
- Ształa siem czoś? - spytałam sepleniąc przez to co trzymałam w pysku.
- Max? Co ty... Upolowałaś to?
- Em... No tak. - odparłam kładąc zwierzynę na śniegu. - To dla was... Pomożesz mi to zanieść do waszej jaskini? - Wyszczerzyłam się.

Anaria?

Od Maxine CD Arona

- Aron! - krzyknęłam za nim i od razu do niego podbiegłam. - Żyjesz? - upewniłam się dotykając nosem jego policzka.
- Jeszcze żyję... - odparł słabo, ledwo słyszalnie.
Z początku próbowałam jakoś przepchnąć owy głaz, lecz sama nie dałabym sobie rady. Mimo to dalej uparcie pchałam i pchałam. Odsunęłam go zaledwie kilka centymetrów, tym samym odkrywając ranę, która zdobiła bok basiora.
- Wygląda to okropnie. - stwierdziłam. - Poczekaj tutaj. Trzymaj się, zaraz wrócę. - powiedziałam i już mnie nie było.
Przemknęłam się przez niewielką dziurę, gdyż sama była stosunkowo mała. Moim pierwszym celem była jaskinia Alf. Może mi się poszczęści i będzie tam Nil razem z Larrym? Miałam szczęście, że bieganie było moją mocną stroną i potrafiłam bardzo szybko się rozpędzić. Czym prędzej pomknęłam w stronę jamy i jak burza przekroczyłam jej próg. Tam chyba mieli jakieś rodzinne zebranie, gdyż wszyscy siedzieli przy jednym, ogromnym stole.
- Przepraszam. - bąknęłam nieśmiało. Naprawdę nie chciałam im przeszkadzać...
- Em... Nic się nie stało Max... - powiedział Larry. - Co cię tu sprowadza?
- Aron i ja byliśmy w jaskini. Wejście się zasypało, a później... później wielki głaz spadł na niego. Nie mogę go uwolnić więc przyszłam tutaj. - Powiedziałam na jednym wdechu.
- CO?! - wykrzykneli wszyscy. - Trzeba mu pomóc...
Tak więc po krótkiej chwili wszyscy pobiegliśmy do mojego towarzysza. Ja na przodzie, by ich tam zaprowadzić, a reszta za mną. Po kilku minutach byliśmy na miejscu.
- Aron?! Jesteś? - krzyknęłam wchodząc przez mały otwór, a reszta zaraz za mną.

Aron?

Od Maxine CD Genevieve

Przy okazji oprowadziłam naszą nową towarzyszkę po terenach naszej watahy. Na polanie krajobraz prezentował się o wiele lepiej niż na łące. Biały puch okrywał każde źdźbło trawy pokryte było śniegiem. Przez chwilę nawet chciałam rozpocząć bitwę, na śnieżki, ale stwierdziłam, że mamy ważniejsze rzeczy do roboty. Tak więc akurat spostrzegłam, gdzieś w oddali zauważyłam znajomą postać Nila, oraz Melindy. Możliwe, iż wybrali się na krótki spacer. W sumie to nie dziwię się. Pogoda sprzyjała, więc było wręcz idealnie.
- Nilay! - krzyknęłam na tyle głośno by mnie usłyszał.
Basior odwrócił się na pięcie i spojrzał na nas.
- Max! Szukałem cię! - odkrzyknął. - Chodź tu!
Spojrzałam więc porozumiewawczo na moją nową znajomą i wzruszyłam barkami, po czym obie w tym samym czasie zerwałyśmy się do biegu, jakby czytając sobie w myślach i wolnym truchtem udałyśmy się w stronę basiora. Zatrzymałyśmy się centralnie przed nim i przedstawiłam mu Gen. Z początku podszedł nieufnie do jej osoby, lecz później z radością przywitał ją w watasze.
- Mam do ciebie sprawę Maxi. - zadeklarował. - Jesteś szpiegiem. A więc mamy specjalne zadanie dla ciebie. Sęk w tym, że sama nie dasz sobie rady, dlatego musisz znaleźć sobie kogoś do pomocy, bo sama nie dasz sobie rady. - W tym momencie spojrzałam się na Genevieve, która tylko skinęła głową jakby znów czytając w moich myślach.
- Już mam pomocnika! - Wyszczerzyłam się wskazując na waderę.
- Wspaniale! Przy okazji lepiej się zapoznacie... Więc, zadanie polega na tym, aby prześledzić pewną watahę i zebrać o niej informacje. Ostatnimi czasy podchodzą zbyt blisko pod granice naszych terenów i to mnie niepokoi. Możecie nawet wtopić się w tło i udawać nowych członków, lecz za żadne skarby się nie ujawniajcie. Wtedy będzie po nas. Zrozumiano? - upewnił się.
- Zrozumiano! - powiedziała Gen, a ja przytaknęłam.
- Wyruszacie jutro rano, punkt siódma ma was już nie być. - Uśmiechnął się przyjaźnie. - Życzę powodzenia. - pomachał nam na odchodne.
- Będzie faaaajnie~ - powiedziałam całkowicie wyluzowana.

Gen? Co sądzisz?

Od Larego CD Anarii

- Myślę że to doskonały pomysł! - przytaknąłem z empatią - Co prawda pierwsze łowy będą mogły odbyć się dopiero na wiosnę, co wcale nie oznacza, iż nie warto udzielić maluchom kilku dobrych wskazówek.
- Też tak myślę... - partnerka rozpromieniła się, po czym z uśmiechem dodała - Mam nadzieję, że dadzą sobie radę...
- Bez przesady, nie są znowu takie bardzo młode. Poradzą sobie, tylko muszą poznać podstawy i przede wszystkim nauczyć się tropić, bo bez tego ani rusz.
W tej samej chwili skierowaliśmy wzrok w stronę wyjścia, spoglądając na powoli opadające płatki śniegu. Zerknąwszy kątem oka na waderę, posłałem jej bystre spojrzenie - Pogoda nam sprzyja. Tropienie zwierzyny po śladach pozostawionych w zaspach, raczej sprawi im radochę. Nie mają jeszcze zbyt dobrego węchu, ale są bystre i ślady powinny wypatrzeć.

Anaria?

sobota, 16 grudnia 2017

Od Claudii CD Jerry'ego

- Mnie też. - powiedziałam nowemu ,,koledze''. - Przyszedłeś tu z rodzicami?
- Nie, Max została w domu.
- To pani Maxine jest twoją mamą?! - powiedziałam machając ogonkiem.
- Chyba bardziej siostrą...
- Poznałam już panią Maxine, jest bardzo miła!
- Wiem, też ją lubię. - zamerdał ogonkiem.
- A może chciałbyś się bawić w berka? Zaprosiłabym jeszcze innych do zabawy. Może Riley, Bellę, Holly, Bruna, Harego, Jake'a, Lizzie, Brooke, Alexa lub Ginny? - wymieniłam imiona jednym tchem.

Jerry?

Od Genevieve CD Maxine

Maxine okazała się być bardzo miła. Mimo, iż wiedziałam że miała dobre zamiary to uznałam że nie mogę jej jeszcze za bardzo ufać. Jednakże czułam, że wykiełkuje z tego jakaś bliższa znajomość. Co do watahy, to nie wiedziałam czy dobrze postąpiłam. Moje wcześniejsze doświadczenia z watahami nie były zbyt miłe. Jedyną watahą w której byłam, to wataha Merlina. Byłam w niej zaledwie 2 lata, podczas których byłam okropnie traktowana. Z niewiadomego powodu Merlin - samiec alfa - utrudniał mi życie jak tylko mógł. Stałam się tam popychadłem, wyrzutkiem... Znosiłam to cierpliwie całe 2 lata, wierząc że gdy dorosnę wszystko się zmieni - na marne. W dniu 17 urodzin postanowiłam się w końcu stamtąd wyrwać. Merlin i wraz z trzema kolegami ścigali mnie jeszcze około miesiąca, aż w końcu zrezygnowali w obawie o swoje życie, po tym jak jeden z nich niespodziewanie spadł z klifu i zginął. No może nie do końca spadł. To ja go zepchnęłam. Przyznaję się. Zabiłam wilka. Jestem pewna że to zdarzenie będzie stało mi przed oczyma jeszcze długi czas. Merlin nigdy mi tego nie zapomni, a ja wciąż żyję w wiecznym strachu, że kiedyś mnie dopadnie. To wydarzenie zniechęciło mnie do watah, jednak pod wpływem jakiegoś dziwnego impulsu zgodziłam się. Podążając do Nila obmyślałam wciąż jak mogę wykręcić się z watahy, lecz jakaś część mnie wołała, że to dobra decyzja.
- A tak w ogóle to co przywiało cię w nasze strony? - spytała Max. Nie mogłam powiedzieć jej prawdy - jeszcze nie teraz.
- Prowadzę koczowniczy tryb życia. - odparłam z wymuszonym uśmiechem.
- Ciekawe... A co z twoją rodziną? - zagadnęła. Trafiła w czuły punkt. Każde wspomnienie rodziny przynosiło widmo porzucenia. Z nienawiści do matki porzuciłam wszystko co mogłoby mi o niej przypominać, nawet nazwisko.
- Jestem sierotą. - bąknęłam. Lepiej być sierotą niż porzuconym przez matkę wyrzutkiem.
- To straszne... - szepnęła, po czym zamilkła. Dotarłyśmy właśnie nad rzekę. Max poszukiwała wzrokiem Nila a ja podziwiałam przyrodę. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na śpiewające ptaki, które nie ewakuowały się do ciepłych krajów. Jak zahipnotyzowana obserwowałam piękny, zimowy krajobraz. Z zachwytem rozglądałam się dookoła, chcąc jak najlepiej zapamiętać ten piękny widok. Maxine przyglądała mi się z rozbawieniem.
- Pięknie co? - mruknęła wadera.
- Cudownie... - szepnęłam rozmarzona.
- Muszę cię zmartwić... Tu go nie ma! Musimy iść na polanę.
- No to chodźmy. - powiedziałam niechętnie, po czym ruszyłyśmy przed siebie.

Maxine?

Od Jerry'ego do Claudii

Maxine zaadoptowała mnie z sierocińca, za co byłem jej ogromnie wdzięczny. Od razu ją polubiłem i zacząłem traktować ją jak starszą siostrę. Była moim kompletnym przeciwieństwem, ale umieliśmy się dogadać.
- Max! - krzyknąłem. - Idę na dwór, bo śnieg spadł! - powiedziałem i już mnie nie było.
Od razu wybiegłem na zewnątrz tarzając się w pięknym, białym puchu, który wręcz uwielbiałem. Szybko wstałem, zamerdałem ogonem i otrzepałem się w biegu, by móc pójść dalej. Po kilkunastu minutach, gdy już dostatecznie się zmęczyłem, postanowiłem odpocząć. Akurat znajdowałem się na łące, gdzie rodzice przyszli razem ze swoimi szczeniakami pobawić się w śniegu. Pełno było tu młodszych jak i starszych wilków. A ja byłem sam... Nie znałem zbyt dobrze członków naszej watahy, więc tym bardziej czułem się osamotniony. Wszyscy bawili się razem, a ja chciałem do nich dołączyć, jednak nieco bałem się ich reakcji...
Hmm... Co zrobić?
Nagle poczułem, że ktoś obok mnie usiadł. Odwróciłem szybko głowę mając nadzieję, że to ktoś z kim się dogadam i strasznie się ucieszyłem widząc obok małą, białą waderkę.
- Cześć! - powiedziała uśmiechnięta. - Jestem Claudia, a ty?
- Jerry. Miło poznać. - Wyszczerzyłem się patrząc na nią.

Claudia?

Od Maxine CD Genevieve

Po całym dniu niezmiernej nudy, ruszyłam w stronę najbliższego lasku na krótki spacerek. Ostatnio tyle się działo, że potrzebowałam samotności... Nuciłam więc pod nosem jedną z moich ulubionych piosenek krocząc dumnie między drzewami. Wtem moją uwagę przyciągnął dziwny, nieznany mi jeszcze zapach wilka. A że miałam dość strachliwą naturę, to moją pierwszą myślą była ucieczka... Zaledwie sekundę później przypomniałam sobie o obietnicy złożonej Anarii.
Przecież miałam zwalczać moje wady i się wreszcie ogarnąć. Postanowiłam więc podejść bliżej.
Odgarnęłam łapą krzaki, a moim oczom ukazała się wadera o rudym odcieniu sierści i pięknych, złotych oczach.
- Witaj. - Powiedziałam nieśmiało.
- Cześć. - odparła.
- Em... Kim jesteś? I co robisz na terenach naszej watahy?
- Genevieve Biersack, miło poznać. - mruknęła.
- Maxine Arancia, mi również... Hm... Nie chciałabyś do nas dołączyć? - spytałam uśmiechając się nieśmiało.
Widać było, że Gen się zastanawia. Nie ufałam jej zbytnio, gdyż była nowa, aczkolwiek biło od niej dziwne ciepło i grzechem byłoby się z nią nie zapoznać.
- Dawno nie byłam w żadnej watasze... Jestem za! - Odwzajemniła uśmiech.
- Im nas więcej tym lepiej... W takim razie chodź ze mną. Zaprowadzę cię do Nila, a później oprowadzę po terenach watahy. - zadeklarowałam i ruszyłam dalej.
Gen szła obok mnie, a cała droga minęła nam na wesołej pogadance. Przy okazji co nieco się o niej dowiedziałam i całkiem miło nam się rozmawiało.
- Coś czuję, że się dogadamy. - Powiedziałam w końcu patrząc na nią.

Gen?

Od Genevieve CD Anarii

Stanęłam jak wryta. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Zaczęłam powolutku się wycofywać. Biała wadera uśmiechnęła się lekko.
- Yyy cześć... - odparłam niepewnie - Kim jesteś?
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. - odparła.
- Nie należę do żadnej watahy. - mruknęłam próbując zachowywać się normalnie. W głębi serca pragnęłam uciec, ale bałam się jej reakcji.
- Kim jesteś? - ponowiłam pytanie.
- Jestem Anaria. - odpowiedziała, po czym dyskretnie zmierzyła mnie wzrokiem - A ty?
- Genevieve. - szepnęłam. Przez moją głowę przemykały tysiące myśli o tym jak mogę się ewakuować.
- Oprowadzić cię po okolicy? - spytała uprzejmie Anaria.
- Nie, chyba poradzę sobie sama...- bąknęłam niegrzecznie po czym zaczęłam się oddalać. Pragnęłam być sama.

Anaria?

Od Anarii do Genevive

Szłam spokojnie przez las, pogoda była niezła... Wróble i sikory śpiewały w koronach drzew, słońce cudownie świeciło na niebie, tym samym światło przepięknie prześwitywało przez gałęzie.
Nagle dotarłam nad mały stawik, gdzie coś, a właściwie kogoś zobaczyłam.
Podeszłam powoli w stronę wadery, a ta cofnęła się kilka kroków patrząc na mnie niepewnie.
- Witaj. Nigdy wcześniej cię tu nie widziałam, należysz do jakiejś watahy? - zaczęłam spokojnie.

Genevive?

Od Anarii CD Maxine

Następnego dnia, obudziłam się wcześnie rano aby zobaczyć co u szczeniąt.
Max spała jak zaczarowana, tak samo jak i szczenięta.
Postanowiłam wymknąć się po cichu na polowanie, nawet po coś małego jak szarak.
Na dworze było dużo śniegu, pomyślałam że nie głupio byłoby wyjść dzisiaj ze szczeniakami...
Szukałam zwierzyny jak najbliżej, ale wiadomo, zima to trudny okres, a zwłaszcza jeżeli polujesz samotnie...
Po jakimś czasie, wywęszyłam coś, dokładnie dzika.
Gdy dotarłam na miejsce, ujrzałam owe zwierze, tyle że leżące w śniegu (podczas śnieżycy), osłabione oraz zziębnięte.
Po prostu nie mogłam go zabić, nie mogłam...
Postanowiłam wręcz pomóc zwierzęciu. Podniosłam go z ziemi, po czym zaprowadziłam do jaskini, znajdującej się tuż za kryształową.
Tuż po tym skierowałam się do domu, bez niczego do jedzenia...
Jak ja to wytłumaczę? Przecież mały kawałek sarny nie wystarczy dla wszystkich, nawet dla szczeniąt... To tylko mały kawałek uda, bardzo mały...

Max?

Od Bruna CD Riley

- No... Niby nikt...
- Więc? - wadera ciągle patrzyła na mnie chytrym wzrokiem.
- Ale będą się martwić...
- Zawsze się martwią, to normalne. - stwierdziła.
- Nie chcę sprawiać mamie kłopotów... - powiedziałem nie dając za wygraną. - I tak ma złe wspomnienia...
- Spokojnie, nic się nie stanie! Kiedyś zrobiłyśmy z Claudią dwie fajne rzeczy, i tak nie myślałyśmy, nie do końca.

Riley?

piątek, 15 grudnia 2017

Od Maxine CD Melindy

Ponownie przeszłyśmy się na krótki spacer do jaskini Melindy. Zgarnęłyśmy mech z jaskini Mel, i wróciłyśmy się do mojej jamy. Zaparzyłam więc nam wywar z ziół, oraz załatwiłam nam kolację w postaci dość dużego królika schwytanego dziś rano.
A po zjedzeniu od razu zabraliśmy się za dalszą robotę. Tym razem poszło nam dość sprawnie, gdyż tylko wyłożyłyśmy zieloną roślinką moje posłanie i to wszystko.
- Coś jeszcze mamy do zrobienia? - spytałam patrząc na nasze dzieło.
- Hmm... Nie chciała byś jej czasem odmalować? - Zaśmiała się.
- No w sumie nie byłby to najgorszy pomysł... - mruknęłam pod nosem.
- Tylko na jaki kolor? - spytała wadera.
- Chodźmy może na spacer? Tam coś pomyślimy... Może kremowy... Taki jasny? - zaproponowałam.
- W sumie to dobry pomysł! - odparła i już po chwili wyszłyśmy z jaskini.

Mel?

Od Arona CD Maxine

- Tak, ale ja proponuję iść prosto... Może gdzieś tam ujrzymy światło...
- Dobrze... - niewinnie podkuliła ogon, po czym poszła za mną w głąb jaskini.
Nagle, coś się delikatnie rozjaśniło.
Była to maleńka jaskinia na końcu ,,korytarza''.
W ,,dachu'' byłą maleńka dziura, przez którą docierało tu światło.
Wreszcie mogłem lepiej zobaczyć Max, nie ukrywam że zobaczyłem w jej oczach mieszaninę uczuć; strach i smutek.
- Hej, spokojnie... Damy sobie radę... - powiedziałem spokojnym głosem, uśmiechając się delikatnie (i ciągle gapiąc się w jej oczy).
- Mam nadzieje... - spuściła głowę.
Pomyślałem, że nie chcę jej dołować. Spojrzałem więc w miejsce, z którego wydobywało się światło.
Tu obok zauważyłem korzeń... To jest to!
- Max, odsuń się... - powiedziałem z powagą w głosie.
- Co chcesz zrobić?...
- Zobaczysz, ale proszę, odsuń się...
- Ok... - odsunęła się jak wskazałem pod samo wejście do miniaturowej ,,jaskini''.
Skoczyłem łapiąc korzeń w zęby, kiedy już ,,opadałem'' korzeń opadł razem ze mną, a wraz z nim odsypało się wejście.
Poczułem też, tak warstwa ziemi solidni przyciska mnie do podłoża.
Tylna połowa ciała została zakopana, wystawała klatka piersiowa, łapy i głowa.

Maxine?

Od Genevieve do Maxine

Przemierzałam kolejne fragmenty lasu. Zbyt długo biegłam co nie wypłynęło dobrze na moje płuca. Gardło niemiłosiernie mnie piekło. Poczułam gorzki smak krwi w przełyku. Musiałam znaleźć bezpieczne schronienie, żeby w końcu odpocząć. Przecież tu mnie nie znajdą. Byłam już poza ich zasięgiem, zresztą nie mogli gonić mnie w nieskończoność. Ujrzałam małe jezioro więc postanowiłam przystanąć. Przysiadłam przy wodzie i przejechałam językiem moją świeżą ranę łapy. Gdyby nie Merlin i jego wataha nie musiałabym uciekać i nigdy nie zahaczyłabym łapą o leżącą na ziemi gałąź.
- Gdzie ja w ogóle jestem? - szepnęłam cichutko do siebie. Przybliżyłam się do jeziorka. Wydawało się w miarę czyste więc zaczęłam łapczywie chłeptać wodę. Zimny napój przyjemnie łaskotał moje podrapane gardło. Wstałam zaczęłam powoli kroczyć wzdłuż pobliskiej dróżki. Nie wiedziałam dokąd idę ale szczerze mówiąc nie obchodziło mnie to. Nie miałam przecież nic do stracenia. Bez rodziny, bez własnego miejsca na ziemi, bez żadnych zobowiązań... Jednak nie było to tak kolorowe jak mogłoby się wydawać. Ze spuszczoną głową przemierzałam kolejne fragmenty lasu. Nagle usłyszałam czyjeś kroki. Szybko poderwałam się i ukryłam w pobliskich krzakach. Przede mną kroczyła czarna wilczyca.

Maxine?

Od Maxine CD Arona

Gdy Aron mnie przytulił przeszły mnie przyjemne dreszcze. W pierwszej chwili chciałam się odsunąć lecz zrezygnowałam z tego pomysłu i bardziej wtuliłam się w basiora. Był tak przyjemnie cieplutki.
Aron po chwili puścił mnie i zabrał się kopanie skał. A że głazy były okropnie twarde to nic dobrego nam z tego nie wyszło. Tak więc po jakimś czasie stwierdziliśmy, że to bez sensu i udaliśmy się w poszukiwanie wyjścia z jaskini. Jeszcze wcześniej też próbowałam coś pomóc mojemu towarzyszowi, lecz wszystko na nic. Została tylko jedna opcja - zawrócić się i iść przed siebie, żeby znaleźć nowe wyjście. Niestety problem był tylko jeden. Mianowicie z kroku na krok robiło się coraz ciemniej i później już nic nie widzieliśmy.
- Trzeba załatwić światło jakieś... Prędzej czy później coś nam wyskoczy na twarz... - Zaśmiałam się nerwowo.
I właśnie w tym momencie usłyszeliśmy dziwne piski i skrzeki. Odruchowo najeżyłam sierść i warknęłam, a mój głos rozniósł się echem po jaskini.
Nagle chmura nietoperzy zerwała się do lotu. Aron odskoczył na bok, by nie torować im drogi, a ja schowałam się za nim z głośnym piskiem. Po kilku minutach stado latających ssaków uciszyło się i przeleciało gdzieś daleko, tak że ich nie słyszeliśmy.
- Zdecydowanie trzeba załatwić światło! - Powtórzyłam już ciszej,

Aron?

Od Maxine CD Anarii

- Na pewno jesteś. - Poklepałam ją po ramieniu. - Dla mnie też jesteś ważna. Tak bardzo mi pomogłaś! - powiedziałam.
- Dzięki Max. Cieszę się! - Uśmiechnęła się prawie niezauważalnie. - Chodźmy może do jaskini co? Na dworze zimnooo - Zadrżała lekko i przepuściła mnie pierwszą.
Byłam już tu kiedyś, więc mniej więcej znałam rozkład owej jamy. Anaria poprowadziła mnie tylko do pokoju gościnnego.
- Jutro się zajmiemy szczeniakami, co ty na to? - spytała. - Bo Larry'ego cały dzień nie będzie, a mi przyda się pomoc z tymi maluchami...
- W takim razie jestem za! - Uśmiechnęłam się.
Wadera podprowadziła mnie do bardzo przyjemnego legowiska, na którym się ułożyłam. Przyznać muszę, że było tam bardzo ciepło i przytulnie. Usnęłam bez większych zakłóceń. Tylko raz w nocy się obudziłam, by na chwilę wyjrzeć na dwój. Cały krajobraz skąpany był w białym puchu.
- Jutro szczeniaki będą miały co robić... - Powiedziałam szeptem do siebie i spojrzałam w głąb jaskini, do której chwilę później weszłam.
Ponownie umościłam się w legowisku i od razu usnęłam.

Anaria? Troszku nudno wyszło xd

Nowa wilczyca!

Powitajmy Genevieve Biersack!

Od Anarii CD Lassie

- To może chwiałabyś obejrzeć mieszkanie? Poznać lepiej dziewczynki? I tak nie ma co robić w taka pogodę... - zaproponowałam.
- Racja... Może zwiedzimy mieszkanie?...
Oprowadziłam więc ją po mieszkaniu.
- Wow... - powiedziała Lassie spoglądając na świecące kwiaty w pokoju dziewczynek.
- Tutaj jest ich kilka, u mnie i Larego jest ich więcej... To dla nas cenna pamiątka, bardzo cenna. Larry dał mi je w dniu ślubu, bo ich odmienność i piękno kojarzyła mu się ze mną... Bardzo dobrze wspominam ten dzień, i tę noc spędzoną w kryształowej jaskini... - spojrzałam na kwiaty rozmarzonym wzrokiem.
- To bardzo ciekawe wspomnienie... - powiedziała cichym głosem.
- Prawda... - nadal nie odrywałam wzroku od kwiatów. - Chcesz zwiedzać dalej?
- Jasne, jasne...
Z wielkim trudem oderwałam wzrok od kwiatów, byłam już tak zamyślona... Ale dobrze mieć takie wspomnienia...

Lassie?

Od Lassie CD Anarii

- Tak, to miło z twojej strony... chętnie się poczęstuję...
***
Gdy już zjadłyśmy dwa szaraki, które Anaria wyciągnęła ze schowka zaczęłam się zastanawiać, jak długo u nich jeszcze posiedzę. Deszcz, który dało się dostrzec z wyjścia nory nie wyglądał zbyt „dobrze”.
Nie minęło pół sekundy, odkąd po raz ostatni oblizałyśmy wąsy, a w tle usiadły zdumione dwa pyszczki. Jakimś cudem przypomniały mi one o Brooke i Alexie, Ginny i Dave’ie...
- Anaria, na mnie już chyba czas... – zaczęłam.
Ale nie dokończyłam, gdyż przerwał mi szczenięcy głosik Claudii:
- Kim pani jest?
- Jestem Lassie Parker... – uśmiechnęłam się do nich – A moje dzieci są mniej więcej w waszym wieku...
- Dzieńdobly... pani... Lassie...
- A nie powinniście już zasypiać na swoich posłankach? – Anaria popatrzyła na nie z troską.
- Oj tam... nie możemy zasnąć... – Bella popatrzyła na nią z wyrzutem.
Kiedy szczenięta wyszły z „pokoju”, spytałam Anarię:
- Wiesz, naprawdę miło mi się u was gościć, ale powinnam już wracać...
- Nie powinnaś wracać w taką pogodę. – wilczyca zamyśliła się. – A jeśli poszłybyśmy razem...
- To wtedy ty też zmokniesz.
- Racja. W takim razie nic jak czekać.

Anaria?

Od Anarii CD Larego

- Bardzo się cieszymy, że wam smakuje. - posłałam szczeniętom promienny uśmiech.
Zauważyłam że Larry patrzy na nas wszystkich z promiennym uśmiechem.
- Larry... Muszę ci coś powiedzieć... - wyszeptałam na ucho basiorowi.
Skinął głową potakująa, mimo iż patrzył na mnie pytającym wzrokiem.
- Zaraz wrócimy. - powiedziałam ze spokojem do dzieci, po czym wyszliśmy na chwilę z nory.
- Wiesz że mieliśmy zacząć uczyć dzieci? Wiesz, polowanie, skradanie się, walka i takie tam... Ta ,,szkoła'' musi się w końcu rozpocząć... Sama zapomniałam, aż dzisiaj nagle mnie olśniło...
- Zapomniałem!... - powiedział zdumiony.
- Myślisz że kiedy odpoczną po jedzeniu, to możemy je zabrać na spacer, aby poznały chociaż trochę miejsc? - zaproponowałam.
- Hmm... Uważam że moglibyśmy...

Larry?

Od Nilaya CD Melindy

Zwolniłem kroku, oglądając się na Meli - Jesteś pewna, że dasz radę iść?
- Tak, nie takie przeszkody żeśmy pokonywali! - zażartowała partnerka, niemniej jednak mnie ani trochę nie było do śmiechu.
W takich sytuacjach pozytywny humor mi się nie udziela.
- Proponuję postój, odpocznijmy chociaż chwilę. Musisz nabrać sił. - stwierdziłem zdecydwowanym tonem, ale żona kompletnie zigonorała mój komentarz.
Jest bardziej uparta niż ja. Po chwili, wszedłszy na pagórek usypany ze śniegu, zerknęła na mnie kątem oka - A może ty jesteś zmęczony?
- Ja? Ja... - zawahałem się przez moment.
- Tak? - Melinda oczekiwała z niecierpliwością odpowiedź z mojej strony.
Prawdę mówiąc, wcale nie byłem zbytnio wyczerpany. W końcu miałem jeszcze siłę na wędrówkę, lecz w głowie przemknęła mi pewna myśl. Gdybym powiedział, że chcę odpocząć, wadera by tego nie zignorowała i musiałaby się zatrzymać, nieprawdaż?
- Tak. Lepiej odpocznijmy. - skinąwszy głową od razu ułożyłem się pod jednym z drzew.
- Nilay, dobrze się czujesz? - zapytała wilczyca z zakłopotaniem w głosie.
- Tak, tylko muszę odpocząć. - odparłem ze spokojem.
Partnerka przycupnęła obok mnie. Przez jakiś czas siedzieliśmy w absolutnej ciszy. Żona wpatrywała się w powoli opadające na ziemię płatki śniegu. Wiem, że nie powinienem był jej oszukiwać, ale to był jedyny sposób, by ją jakoś zatrzymać.

Melinda?

środa, 13 grudnia 2017

Od Arona - awans

Był chłodny, zimowy ranek. Postanowiłem od razu coś zjeść i wyruszyć na ,,zwiady''.
Wziąłem więc ze schowka tłustego (co dziwne) szaraka.
Po zjedzeniu oblizałem pysk ze smakiem kilkakrotnie, po czym ruszyłem.
Biegłem nad strumień, miałem nadzieję że to właśnie tam będę potrzebny.
***
Zauważyłem wilka... Jasper! Od razu gdy tylko go zobaczyłem, ujrzałem wspomnienie w pełnym obrazie. Kiedy zamachnął się łapą na moje barki, gdy krew po nich ciekła... Maxine stojąca z podkulonym ogonem, biegnąca wataha... Wszystkie oczy skierowane na mnie... Powaga Nilaya, abym dał sobie pomóc... Melinda prowadząca mnie do Subaru... Subaru gdy opatrywał ranę... Nie lubiłem do tego wracać... A tu nagle spotykam go stojącego nad strumieniem z tą swoją ,,miną''. 
Najpierw warknąłem ostrzegawczo.
- Kogo my tu mamy? - uśmiechnął się szyderczo patrząc na mnie wzrokiem żądnym krwi.
- Nie powinno cię tu być, dobrze o tym wiesz, przybłędo. - warknąłem patrząc na niego krzywo.
- I tak boisz się mnie przepędzić... - spojrzał na mnie z pewnością siebie.
- Ja się boję? - zaśmiałem mu się szyderczo prosto w oczy. - To ty powinieneś się bać, bo kiedy patrzę na ciebie humor przestaje mi dopisywać! - obnażyłem kły w jego stronę.
Przygarbiony odszedł burcząc przekleństwa pod nosem.
Wychłeptałem troszkę wody ze strumienia, po czym odwróciłem się aby ruszyć dalej.
Lecz drogę ,,zagrodził mi'' basior, Larry.
- Witaj Larry... - ukłoniłem się delikatnie.
- Cześć Aron. - odparł z uśmiechem na ustach.
- Mogę zapytać, w jakim celu przyszedłeś tutaj?
- Tak. Miałem cię zawiadomić o wspólnym polowaniu, jutro.
- Jutro?! - zamerdałem ogonem.
- Tak. - basior uśmiechnął się do mnie. - Jutro spotykamy się tam gdzie ostatnio, o tej samej porze. Wiesz o które miejsce chodzi?
- Tak, wiem. Tamto w którym załapałem się na bliznę... - odwróciłem wzrok na chwilę aby jeszcze raz spojrzeć na basiora. - Ups!... Sory...
- Nic nie szkodzi... - spojrzał na mnie współczująco. - To normalne, że źle to wspominasz.
- Dzięki... A wracając do tematu, przyjdę jutro we wskazane miejsce, o wskazanej porze.
- To cudownie! Wybacz ale ja już muszę iść. - uśmiechnął się po czym w mgnieniu oka znikł w krzakach.
Chwilę później ja także się zmyłem, aby patrolować teren.
***
Było już dosyć późno, więc zmierzałem w stronę legowisk.
Kiedy tam dotarłem, znowu zobaczyłem kogoś, tyle że nie z watahy... Chyba łatwo się domyślić...
- Wynoś się nędzny!... - wyszczerzyłem zęby jeżąc włosy na karku.
Basior tylko obnażył kły, po czym uciekł.
Ja nie miałem zamiaru ryzykować, natychmiast pobiegłem do Nilaya, aby go poinformować.
- Nilay! - zawołałem stojąc przed norą.
- Tak? - zapytał zdziwiony basior.
- To bardzo ważne... - zacząłem.
Opowiedziałem mu tę historię, jak spotkałem go i tutaj, i obok strumienia.
- Na prawdę? - zapytał zdumiony.
- Nie mówiłbym czegoś takiego na niby... To prawda... On musi coś knuć!
- Hmm... - zamyślił się chwilę. - Tak, to bardzo prawdopodobne... Musimy być czujni, może jutro będzie chciał nam znowu zepsuć polowanie...
- Też tak uważam... - wyprostowałem się. - Czy mam coś teraz zrobić?
- Nie, możesz już iść. Miłej nocy... - odwrócił wzrok.
- Wzajemnie... - odeszłam do swojej nory.
***
Następnego dnia, gdy już zbieraliśmy się na miejscu, postanowiłem że będę czujny.
Nagle, kiedy szedłem sobie inną ścieżką niż ostatnio (aby zobaczyć czy nie czają się tu przybłędy).
I bingo! Zauważyłem za drzewami że Jasper ZNOWU rozmawia z Shireą!
Zakradłem się aby ich podsłuchać.
- To będzie coś lepszego niż wtedy, tym razem odpłacę się temu całemu Aronowi! - burknął Jasper.
- Tyle że tym razem nie ma opcji dostania się do legowisk, zapewne zostawią tam kogoś to ochrony!
- Wiem, w końcu ja to mówiłem. Dowiedziałem się tego wczoraj, ale akurat kiedy chciałem spróbować przy okazji coś podkraść, przyuważył mnie ,,Aron'' i przegonił! - warknął nieco głośniej.
- I tak i tak by cię ktoś zobaczył. - stwierdził lis.
- Tak, wiem! - wyszczerzył kły w stronę drugiego przybłędy.
- W każdym razie, będziesz tam, a ja pójdę do legowisk, aby przynieść ci wieści.- lis spojrzał na ,,basiora'' w cwany sposób.
- A więc do dzieła! - rozeszli się na ten znak każdy w swoją stronę.
- O nie... - pomyślałem.
Pobiegłem czym prędzej na miejsce spotkania.
***
- Coś się stało? - zapytała Anaria nieco zdizwiona, widząc mnie zdyszanego.
- Aron, wytłumaczysz nam proszę swoją długą nieobecność? - zapytał raptownie Nilay.
- Wybaczcie, siła wyższa... - schyliłem łeb.
- Jak to? - zapytał Lary.
- Przybłędy... Znów coś knują... Nie wiem dokładnie co, ale mam zamiar być czujny... Podsłuchałem jak mówili o planie, nie usłyszałem całego ale...
- Rozumiemy cię... - powiedział Nilay.
- No co zapolujemy? - rzuciła nagle Kelly. 
- Ja jestem za łosiem! - dodała zadowolona Shine.
- Ja też... - powiedział Jack przytulając się do wadery.
- Wszyscy za? - dopytała Anaria.
Wszyscy oczywiście odpowiedzieliśmy ,,Tak!''.
Gdy Anaria już go wywęszyła, zaczailiśmy się wspólnie każdy z innej strony (po dwa wilki z jeden strony ,,w parze'').
Ja byłem sam.
Inne ,,pary wyglądały mniej-więcej tak: Lary z Anarią, Shine z Jackiem, Maxine z Kelly, a Nilay z Melindą.
Wracając do tematu - na sygnał Larego wyskoczyliśmy z krzaków na łosia.
I nagle ,,BUM''!
Kiedy cała wataha polowała ,,normalnie'', ja zostałem ZRZUCONY z pleców ofiary, trafiając na ziemię.
Nie trzeba zgadywać przez kogo, Jasper skoczył na mnie przygniatając mnie do zimi - zaatakował.
Tym razem to była bitwa na poważnie.
Nie dałem za wygraną, odepchnąłem go z całej siły, odleciał w bok.
Oboje zjeżyliśmy włosy na grzbiecie, obnażyliśmy kły, oraz cały czas warczeliśmy lub szczekaliśmy.
Skoczył w moją stronę, a ja zwinnie odskoczyłem w bok.
Zaczęła się wielka walka!...
Tym razem to ja skoczyłem an niego, gryząc co z łopatkę. Basior ,,sycząc'' z bólu odepchnął mnie szczypiąc mnie w łapę. Takich ,,odruchów'' było jeszcze sporo. Byliśmy dogryzieni i podrapani (ale na pewno nie śmiertelnie). W końcu wykonałem idealny odruch! Chwyciłem go zębami za ogon, po czym mocno do siebie przyciągnąłem. Basior podkulił go cofając się powoli.
- Odejdź stąd Jasper! - warknąłem!
Nie mógłbym nie zauważyć, że wataha zebrała się obok nas. Czułem bardzo mocno, iż towarzyszyło im wiele emocji...
- Nie! Nigdy! - basior wyszczerzył kły.
W końcu wziąłem krótki rozbieg, wyszczerzając kły. Kiedy skoczyłem na basiora przygniatając go do ziemi, zacząłem gryźć go po łapach. Ten rozpaczliwie próbował się uwolnić.
W końcu jakoś udało mu się wyślizgnąć, z podkulonym ogonem zaczął pędzić co sił w łapach.
Ja biegłem za nim.
Kierował się w kierunku przeciwnym do rzeki, więc na tereny Hostis nie powinien był trafić.
Biegłem za nim aż do granic terytorium, aż przez nią przebiegł.
Przy okazji zaczepił się o kamień, tym samym upadł i przeturlał się jakiś kawałek.
- Proszę, oszczędź mnie! - powiedział przestraszony, kładąc uszy po sobie, kuląc ogon, trzęsąc się oraz oczywiście był to błagalny ton.
Podszedłem do niego, spoglądając na jego pysk surowym i zapewne groźnym wzrokiem.
Na ten widok głośno zaskomlał.
- Odpuszczę ci, ale nie rób tak NIGDY więcej, i na jakiś czas stąd odejdź!
Basior po chwili skomlenia mi odpowiedział:
- Dobrze... - wstał z trudem po czym ruszył ze spuszczonym łbem przed siebie, wychodząc za granicę terytorium.
Odwróciłem się, wataha stała za mną.
Mierzyli mnie wzrokiem...
Gdybym miał oceniać, pomyślałbym że to wzrok pełen podziwu, szacunku i takich tam... Ale żeby na mnie patrzeć w ten sposób? Nieee.... To niemożliwe...
Chwilę później, po jakże głębokiej ciszy Nilay wystąpił naprzód, stanął koło mnie.
Stał na ukos do mnie i do watahy.
- Czyż nie uważacie, że watasze przydałby się obrońca? - zapytał wyprostowany z ,,chytrym'' uśmieszkiem na ustach, od czasu do czasu zerkając na mnie.
Chwilę poszeptali między sobą, po czym zwrócili się do Nilaya:
- Oczywiście! - pierwsza rzuciła Anaria.
- Popieram! - dodał Lary.
Po nim powtórzyli te słowa Shine, Jack, Melinda, Max i Kelly.
- A więc tak... - zaczął basior. - Aronie Jacksonie, od tej chwili stajesz się jak na razie jedynym, co ważne pierwszym w historii tej watahy obrońcą! Gratuluję. - powiedział w moją stronę uśmiechając się przyjacielsko i jakże ciepło.
Na te słowa chciałem ,,eksplodować ze szczęścia''. Miałem ochotę skakać i biegać...
Ale takie słowa, trzeba przyjąć z honorem.
- Ja... Nie wiem co powiedzieć.... Dziękuję! - wyprostowałem się dumnie z ,,honorowym uśmiechem''.

Koniec opowiadania.

Od Larego CD Anarii

- Chętnie zjadłbym z wami, ale pora już na mnie. Zapewne Melinda, Riley i Harry na mnie czekają. Innym razem wpadnę. - Nilay uśmiechnął się pogodnie, zmierzając w stronę wyjścia.
Skinąwszy głową pożegnałem się z bratem, po czym znów skierowałem wzrok na partnerkę - Chodźmy zjeść śniadanie.
Usiedliśmy na drewnianej podłodze. Rzecz jasna Claudia i Bella miały iście wilczy apetyt, toteż pochłonęły porcje znacznie większe od nas.
***
- Ale to było smaczne... - Claudia oblizała pyszczek z resztek pokarmu.
- Mnie też smakowało... - przytaknęła siostrze Bella, leżąc plackiem na drewnianej posadzce.

Anaria?

wtorek, 12 grudnia 2017

Od Anarii CD Larego

- Następnym razem mnie uprzedź... - powiedziałam kładąc uszy po sobie, oraz mierząc męża wzrokiem.
- Ok, postaram się zapamiętać... - popatrzył na mnie z lekkim zakłopotaniem.
Skierowała wzrok na Nilaya. - Wybacz że Cię w to mieszamy...
- Spokojnie, to nic...
- Może wpadłbyś na śniadanie? - zaproponowałam.
- Racja, starczy dla wszystkich. - Larry poparł mój pomysł.
- Hmm... No nie wiem... - odparła basior.
Nagle z pokoju w wybiegły dzieci.
- Wujek! - Claudia zamerdała energicznie ogonkiem, opierając przednie łapki o jego klatkę piersiową. - Cześć!
- Wujek! - dodała Bella sięgając wokół niego.
- Claudia, Bella, dajcie wilkowi spokój... - powiedziałam z uśmiechem (starałam się nie zachichotać).
- Wybacz... - Larry powiedział skrępowany.

Larry?

Od Melindy CD Nilaya

Machnęłam białą puszystą kitą tuż przed pyakiem partnera i posłałam mu flirciarskie spojrzenie. Nilay polizał mnie czule po pysku i poszliśmy w kierunku domu.
***
- Robi się coraz zimniej... - skomentował Nilay gdy szliśmy koło rzeki.
- Tak. Oby tylko pogoda się nie pogorszyła zanim wrócimy do nory... - spojrzałam na szare niebo.
Śniegu nadal przybywało. Cała puszcza została nim pokryta i coraz trudniej było nam się przedzierać przez zaspy.
- Chcesz odpocząć? - spytał się mnie mąż z troską w głosie.
- Nie. Musimy jak najszybciej wrócić do domu. Riley i Harry na nas czekają. Jak wytłumaczymy watasze naszą tak długą nieobecność? - zerknęłam z zakłopotaniem na Nilaya.
Odpowiedział mi bardzo pogodny uśmiech.
- Prawdę. Napewno zrozumieją. - powiedział Nilay.

Nilay?

niedziela, 10 grudnia 2017

Od Larego CD Anarii

- Spokojnie, zapewne udał się na poranne polowanie... - Nilay uśmiechnął się pogodnie, by nieco załagodzić sytuację.
Anaria zdawała się nie być do końca przekonana, co do jego wersji, niemniej jednak postanowiła wrócić do szczeniąt. Mój brat odprowadził ją aż pod sam dom.
- Lary! - wykrzyknęła wadera z przejęciem w głosie, widząc mnie w środku - Gdzieś ty był?!
Zmarszczyłem nos odrobinę zaskoczony jej reakcją na mój widok - Poszedłem po coś do jedzenia, zaledwie kilka minut temu. - wyjaśniłem ze spokojem, po czym dodałem - Szybko się zorientowałaś, że mnie nie ma...
- Bawi cię to? - warknęła z przekąsem wilczyca.
- Ależ skąd... - uśmiechnąłem się do parterki, starając się wymazać ze swego pyska zakłopotanie.

Anaria?

Od Melindy CD Maxine

Nilay zaoferował się, że pomoże nam w przytwierdzeniu paneli do podłoża. Rzecz jasna musieliśmy się wymienić po jakimś, czasie bo ktoś musiał pilnować Riley, która również była bardzo skora do pomocy. Wbrew pozorom prace nad podłogą wcale nie zajęły nam bardzo dużo czasu. Najwięcej roboty było z wykopaniem wgłębienia w celu poszerzenia spiżarni, ale i z tym daliśmy sobie doskonale radę.
- Wiesz... - odwróciłam głowę do Maxine gdy kończyłyśmy kładzenie podłogi przy wekściu do nory - Mam w schowku sporo mchu, którego nie potrzebuję. Może chciałabyś powiększyć sobie posłanie? Byłoby ci wygodniej. Nam i tak nie jest do niczego potrzebny.
Maxine z radością przyjęła propozycję. Poszłyśmy do mnie żeby wziąć materiały.

Maxine?

Od Melindy CD Shine

Zerknęłam na białą waderę z lekkim zakłopotaniem.
- Em, mniejsza o to. Grunt że tobie się nic nie stało. - uśmiechnęłam się do Shine i poszłyśmy dalej.
Zaledwie kilka metrów dalej pasła się zwierzyna. Cztery duże jelenie szlachetne drążyły swoimi nosami w śniegu w poszukiwaniu czegoś smacznego do jedzenia.
- Jak myślisz damy radę jednego z nich powalić? - popatrzyłam na waderę pytającym wzrokiem.
- No nie wiem. Są trochę duże... - Shine przyjżała się spacerującym bykom - Widzisz to poroże? Rzadko zdaża się widzieć tak dorodenego jelenia...
- To co idziemy dalej?
- Raczej tak nie warto ryzykować.
Poszłyśmy więc dalej omijając stado szerokim łukiem. Może i jesteśmy dwie, ale walka nawet z jednym takim bykiem mogłaby się źle skończyć. Czasami lepiej nie ryzykować. Niedaleko wyczułyśmy zapach innej zwierzyny. Prawdopodobnie przechodził tędy jakiś łasicowaty.

Shine?

sobota, 9 grudnia 2017

Od Shine CD Melindy

- Proszę, nie strasz...
- Oj...
- To tylko łapy, strumień jest płytki...
- Ale może lepiej chodźmy?
- Nic mi nie będzie... A dla mojego brzucha Tak, jeżeli nie zjem...
- Na pewno?
- Tak, jestem pewna że nie chcę wracać, nie teraz...
- Ok...
- O, Melinda?...
- Tak?
- Mogę zapytać co to za ,,uraz"?

Melinda?

Od Anarii CD Larego

Następnego dnia, obudziłam się czując buczenie w brzuchu. Dzieci jeszcze smacznie spały. Lecz kiedy spojrzałam ww stronę Larego... Nie było go...
Wstałam więc aby zobaczyć czy nie jest w innym pokoju.
- Larry? - nawoływałam aby nie zbudzić szczeniąt.
Przeszukałam całe mieszkanie, ale to nie znalazłam.
Postanowiłam wyjść z nory.
Na dworze był ostry mróz, mnóstwo sezonu, przynajmniej było bezwietrznie...
Nie zmieniało to faktu, iż było mi strasznie zimno...
Kiedy przejrzałam się po legowiskach, nie znalazłam męża. Sądząc po zapachu, nie było go też w ich okolicach.
Nagle zobaczyłam jak z nory wychodzi Nilay.
- Nilay! Mogę zająć minutkę?
- Jasne, o co chodzi?
- Widziałeś gdzieś Larego? Nie wiem gdzie jest, a w tym mrozie nie dam rady za dużo węszyć...

Larry?

Od Anarii CD Maxine

- Ja... Znaczy się... - zaczęłam się jąkać. - Ja bym chciała... Poczuć się ważna, porozmawiać z ojcem... Szczególnie poczuć się ważna... - położyłam uszy po sobie opuszczając wzrok. - Ale życzę Ci spełnienia marzeń...
- Dzięki... Ale w jakiej sensie ,,Poczuć się ważna"?
- Poczuć o prostu, że na przykład wstają nie da rady beze mnie, a nawet więcej wilków nie pomoże. Chciałabym czuć że w wahacze nie jestem byle kim... Chociaż może I dla ojefyńczych osób nim nie jestem... Mam nadzieję że dla rodziny znaczę coś więcej...

Maxine?

Nowe szczenię!

Maxine adoptowała szczenię! Powitajmy Jerry'ego Arancia!

Od Arona CD Maxine

W sumie, to całe zajście zszokowało i mnie...
- Najlepiej zachować spokój, chociaż to jest teraz najtrudniejsze...
- Racja... - przyznała Max.
- Spróbuję odkopać tunel, ale to może zająć zbyt dużo czasu... Nie możemy wezwać watahy wyciek, bo będzie gorzej... Możemy też poszukać wyjścia, ale to chyba zostawimy na koniec... Wolałbym ruszyć sprawdzoną drogą...
- Dobrze... Mam nadzieję że się uda...
- Ja też... Ale powinno się udać... - przytuliłem ją lekko na pocieszenie.

Maxine?

Od Maxine CD Melindy

Tak więc podreptałyśmy prosto w kierunku jaskini białej wadery. Przyznam szczerze, że miała całkiem ładnie urządzone wnętrze i od razu mi się tam spodobało. W środku zastałyśmy odpoczywającego sobie basiora. Na początku skuliłam się trochę w duchu, ale później przypomniałam sobie, że przecież miałam pokonać mój strach. Wyprostowałam więc dumnie pierś i z gracją podeszłam do niego.
- Cześć Nill! - Uśmiechnęłam się.
- Witaj Max. - Odwzajemnił uśmiech.
Chwilę pogadaliśmy sobie tak we trójkę, a następnie udaliśmy się do spiżarni. Była o wiele, wiele większa niż ta moja.
- Wow... - wymsknęło mi się. - Nieźle tu macie...
- Heh, dziękujemy. - Odparła Mel. - I jak? Które panele bardziej ci się podobają? - spytała.
- Hm... Ciężki wybór... - Uważnie przyjrzałam się obu rodzajom płytek. - Chyba... Podobają mi się te drewniane... Lubię takie klimaty. - Wskazałam łapą na ładne płytki w kolorze drewna.
- Spoko... W takim razie chodź. Załatwimy trochę drewna i ogarniemy ci te płytki... Może mam coś tam jeszcze w zapasach to ci dam, bo nam już są w sumie nie potrzebne...
- Dziękuję ci! Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła! - Od razu się rozpromieniłam i zamerdałam lekko ogonem.
- W takim razie chodźmy do lasu. Znajdziemy odpowiednie drzewo - Zaproponowała wadera i dziarskim krokiem wyszła z jaskini, a ja zaraz za nią.

Melinda?

Od Maxine CD Anarii

Księżyc znajdował się w pełni i bardzo ładnie się świecił. Dodatkowo uroku temu miejscu dodawały migoczące się gwiazdy.
- Pięknie tutaj... - Stwierdziłam wpatrując się w niebo.
- Racja, racja - Zaśmiała się cicho Anaria, tak żeby nie obudzić szczeniaków.
Westchnęłam cicho i zamknęłam oczy delektując się tą piękną chwilą. Wietrzyk przyjemnie muskał moją sierść i mimo tego, iż był już grudzień, to nie czułam żadnego zimna.
- Max, zobacz! - krzyknęła nagle szturchając mnie w żebra.
- Co? - Od razu się zerwałam i wstałam gwałtownie rozglądając się dookoła.
- Spadające gwiazdy! - pisnęła wadera.
Uniosłam głowę ku górze i z zachwytem przyglądałam się pięknemu deszczu meteorów. Granatowe niebo przecinały białe smugi, a było ich tak dużo, że ciężko byłoby je zliczyć. Mimowolnie pomyślałam sobie życzenie, a nawet kilka...
Całe to zdarzenie trwało zaledwie kilka minut, i chwilę później już żałowałam, że tak szybko się skończyło.
- Jakie wypowiedziałaś życzenie? - spytała Anaria.
- Hmm... Jeśli ci powiem to się nie spełni...
- Oj tam. Na pewno się spełni! Już ja o to zadbam! - Uśmiechnęła się.
- W takim razie... Chciałabym odnaleźć mojego brata iiii... pokonać moje wszystkie słabości... A ty? - spytałam

Anaria?

Od Maxine CD Arona

- Długo... Ale fajnie tu jest... - Powiedziałam. - I ciepło. - Dodałam po chwili.
- Cieszę się, że ci się podoba.
- Też się cieszę.
Zanurzyłam się aż po szyje w wodzie z bąbelkami i czułam jak one lekko masowały moje ciało.
- Przyjemnie tutaj. Musisz mnie częściej tutaj zabierać! - bąknęłam.
- Nie ma sprawy! - Zaśmiał się.
Posiedzieliśmy jeszcze chwilę w wodzie i popływaliśmy sobie, tym razem bez żadnych wygłupów. Chociaż parę razy po prosty nie mogłam się oprzeć i i tak pochlapałam go wodą, śmiejąc się w niebogłosy. Kilka razy też skakaliśmy ,,na bombę" więc było ciekawie.
- Chyba pora wyjść... - Zaczął basior.
- Co? Czemu?
- Późno się robi...
- Możemy tu zostać... - zaproponowałam.
- Lepiej nie... Jutro możemy tu wrócić.
- Ale obiecujesz? - upewniłam się.
- Obiecuję. - poklepał mnie po ramieniu, na co lekko się spięłam ale on tego nie zauważył.
Takim oto sposobem wyszliśmy z jacuzzi, otrzepaliśmy się dokładnie by nieco wyschnąć i powolnym krokiem skierowaliśmy się ku wyjściu z jaskini. Kątem oka widziałam już zachodzące słońce i ucieszyłam się na jego widok. Wtem nagle z nienacka usłyszeliśmy głośny dźwięk. Jama jakby się zatrzęsła, a kilka kamieni spadło centralnie przed nami. Odskoczyliśmy gwałtownie i wylądowałam prosto na Aronie. Basior leżał pode mną i zszokowany przyglądał się całemu zajściu.
Chwilę później spadło jeszcze więcej głazów. Jedne większe, inne mniejsze i w końcu całe wyjście zostało przez nie przyblokowane.
- Co teraz zrobimy? - lekko spanikowałam, lecz starałam się nie dać tego po sobie poznać.

Aron?

piątek, 8 grudnia 2017

Od Riley CD Bruno

- A koleżanki nie? - posłałam basiorkowi bystre spojrzenie.
Bruno popatrzył na mnie z lekkim zakłopotaniem, nim jednak zdążył cokolwiek powiedzieć, machnęłam raptownie łapą, obsypując go śniegiem.
- Berek! - pognałam przed siebie.
- Hej, to nie fair! - roześmiał się samczyk, biegnąc co sił w łapkach za mną.
Pomknęliśmy w las. Echo naszych głosów rozbrzmiewało praktycznie w całej puszczy.
- Nie złapiesz mnie! - zawołałam z figlarnym wyrazem pyszczka, przeskakując przez wysokie zaspy.
***
- Może chwilę odpoczniemy?... - wysapał Bruno, spogladajac na mnie, gdy zaczęłam zwalniać.
- No, dobrze... - zgodziłam się nadal głośno dysząc - I tak nie pobieglibyśmy dalej.
- Jak to?
- Popatrz w dół. - wskazałam łapą na strome zbocze.
- O, rany! - basiorek zamerdał ogonkiem - Ale widok! Szkoda, że nie możemy tam zejść...
Zamyśliłam się przez moment.
- Riley? - samczyk podejżliwie zerknął na mnie kątem oka - Czemu tak dziwnie się uśmiechasz?
- Kto nam powiedział, że nie możemy tam zejść? - posłałam Bruno chytry uśmieszek.


Bruno?

Od Nilaya CD Melindy


- Chodźmy... - zerknąłem kątem oka na waderę, kierując się w stronę jamy, prowadzącej do naszej części puszczy - Pora wracać.
- A myśliwi? - Mel wyglądała na nieco zaskoczoną, mym pomysłem odnośnie powrotu.
- Oni już nie stanowią dla nas zagrożenia. - zapewniłem ze spokojem w głosie, po czym dodałem - Szczerze wątpię czy jeszcze tu wrócą, a nawet jeśli, to nie będą mieć możliwości, by wkroczyć na terytorium watahy.
- Tunelem przejdziemy tylko my, ale... - wilczyca odwróciła głowę w stronę malowniczego krajobrazu.
Dookoła rozciągały się pasma drzew iglastych pokrytych białą płachtą, zaś w tle widniały ogromne wzniesienia.
- Góry?... - przechyliłem głowę lekko w bok, posyłając żonie chytry uśmieszek - Raczej nie zdecydują się na tak daleką wędrówkę.
Mel zamyśliła się przez chwilę, wbijając wzrok w glebę.
- No, dobrze... - westchnąwszy głeboko wadera uśmiechnęła się pogodnie - Przekonałeś mnie.
- Nie zaprzeczam, iż cieszy mnie ten fakt... - wyprostowałem mijając partnerkę dumnym krokiem.
- Zaiste, domagasz się pochwały, nieprawdaż?
- Cóż, czytasz w moich myślach kochanie, aczkolwiek spodziewałem się z twojej strony czegoś więcej. - posłałem Mel bystre spojrzenie.


Melinda?

Od Larego CD Anarii

Ułożyłem się wygodnie na miękkim posłaniu obok żony, przekładając łapę na łapę. Skierowałem wzrok na Anarię. Przypomniała mi o czymś, co pozostaje w pamięci na zawsze. Miłość, przychodzi tak nagle. Zaczyna się dosłownie w jednej chwili, a trwa na wieki.
- Dobranoc... - przeciągnąwszy się, wadera położyła głowę na mchu - Powieki mi się kleją...
Ziewnąłem szeroko, nadal nie odrywając wzroku od samicy.
- Mnie też. Chodźmy spać.
- Dobranoc Lary.
- Dobranoc kochanie... - powoli zamknąłem oczy.

Anaria?

Nowe szczenię!

Lassie adoptowała szczenię! Powitajmy Ginny Parker!