sobota, 4 listopada 2017

Od Nilaya do Anarii

Promienie słońca niepostrzeżenie wdarły się z zewnątrz, przez otwór w jamie. Towarzyszył im chłodny, jesienny wiatr. Początek listopada, a tym samym świadomość, iż pozostał zaledwie miesiąc do srogiej, ubogiej pory roku, jaką jest zima. Zapewne gdybym był człowiekiem, powiedziałbym: "Ach! Jak ja uwielbiam to rześkie powietrze i drzewa pokryte białym puchem!". Takowego zachwytu, niestety nie podzielają zwierzęta, bowiem dla nas, zima to nie tylko urokliwe widoki. Czas w którym pokarm się kończy, nastaje ostry mróz, teperatura spada poniżej zera... Wszystko to razem wzięte, czyni tę porę roku pewnym testem, decydującym o naszej dalszej przyszłości. Czy tego chcemy, czy też nie; natura każdego roku zbierze swoje żniwa. Pozbawi życia, a tym samym wiosną, da początek czemuś nowemu, być może lepszemu.
Ziewnąwszy, leniwie przeciągnąłem się na posłaniu. Dopiero po chwili, uświadomiłem sobie, że jest już ranek. Ciche burczenie w brzuchu, wyraźnie zasygnalizowało mi, iż najwyższa pora udać się na polowanie. Wolnym, ospałym krokiem ruszyłem w kierunku wyjścia.
***
Biegnąc przez las, nasłuchiwałem radosnego świergotu ptaków, koncertujących już od bladego świtu, wśród koron drzew. Jak zawsze, w pierwszej kolejności udałem się w stronę strumienia, gdzie zazwyczaj pasła się masa zwierzyny. Co prawda, dziś udało mi się tam zastać, tylko kilka niewielkich szaraków, ale jak wiadomo głodny nie wybrzydza. Zajęcze stadko zdawało się być zbyt pochłonięte jedzeniem, by mnie zauważyć. Naprężyłem barki, przygotowując się do skoku. Jeden sus dzielił mnie od posiłku. Skoczyłem i... Ku memu zaskoczeniu, wcale nie złapałem ofiary. Zamiast tego przygrzmociłem w coś, a raczej w kogoś głową. Przez kilka sekund, zarówno ja jak i nieznajomy, z którym dane mi się było przypadkowo zderzyć, leżeliśmy nieruchomo na glebie. Podniosłszy się z trawy, otrzebałem sierść z piachu, by po chwili skierować wzrok na wilka.
- Przepraszam, to był wypadek... - wyjąkałem, widząc jeszcze lekko chwiejącego się na łapach krewniaka.
- Nic się nie stało. To ja powinnam była uważać...
Po głosie, szybko wywniiskowałem, iż mam do czynienia z istotą płci pięknej.
- Skoro już na siebie wpadliśmy... - zacisnąłem zęby, kładąc uszy po sobie z lekkim zakłopotaniem - To... Może się przedstawię. Jestem Nilay...

Anaria?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz