W pewnym momencie poczułem, że wadera już nie płacze. Poczułem też, że jej ciało jest totalnie rozluźnione. Spojrzałem na nią... zemdlała. Bez dłuższego namysłu podniosłem ją, i ruszyłem do swojej nory. Tam powinienem mieć jakieś leki, które mogłyby jej nieco pomóc. Hmm... może dam jen do posąchania wywar z czarnego bzu, słodzony cukrem trzcinowym? Heh, jak się obudzi, i zechce, to zapewne dam jej to do wypicia. Może to nie jest przepyszne, ale porcja jest mała... w razie co, mogę dać jej do popicia herbatę wiśniową. Razem to będzie dobre na odporność i serce...
W końcu dotarłem do nory. Ułożtłem waderę na posłaniu, i wziąłem wywar z czarnego bzu, w wersji słodzonej cukrem trzcinowym, i wziąłem herbatę wiśniową. Dałem jej do powąchania wywar, który pachniał mocno i ładnie. Gen delikatnie otworzyła oczy, jednakże zamknęła je z powrotem, mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem. Spróbowałem raz jeszcze... i kolejny... W końcu pomyślałem, że ostrożnie przemyję jej pysk czymś z rumiankiem.
I wreszcie... Otworzyła szeroko oczy, i zamrugała kilka razy w szybkim tempie.
- Uff... nic ci nie jest? Już zaczynałem się bać...
Gensiu? Szybkość odpisu włączona xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz