Nie wiem ile czasu dryfowałam między snem, a rzeczywistością. Tym razem poemat mojej podświadomości nie należał do zbyt miłych. Podobno sny ujawniają uczucia, które są w nas ukryte lub stłumione. W moim przypadku stłumione uczucia wręcz eksplodowały, ukazując mi najgorsze chwile mojej przeszłości. Pogardę w głosie matki, smutek gdy za każdym razem mówiła, że nie jestem taką córką, jakiej ona pragnie, rozpacz po porzuceniu, osamotnienie w lesie. Wszystkie wspomnienia wróciły do mnie jako przerażające i okrutnie realistyczne wizje. O dziwo tym razem słowa raniły jeszcze bardziej. Zrozpaczona i przerażona próbowałam za wszelką cenę się obudzić, jednak coś sprawiało, iż nie miałam siły podnieść powiek. Walczyłam. Wciąż walczyłam z wizjami, na marne. Nagle poczułam przepiękny zapach, który ożywił moje zmysły i pozwolił na uchylenie powiek, jednak nie dałam radę utrzymać pełnej świadomości.
- Nie pozwól mi zasnąć... - wybełkotałam, po czym ponownie zapadłam w sen. Tym razem nie widziałam już matki. Podążałam przepiękną ścieżką, tuż przy brzegu rwącej rzeki. Zapach był przepiękny. Poczułam... rumianek? Nagle ujrzałam ogromne łapy wpychające mnie do rzeki. Zawzięte spojrzenie, pysk wykrzywiony w okrutnym grymasie chorej satysfakcji - Merlin.
Przerażona otworzyłam oczy. W pierwszej chwili światło niemiłosiernie raziło moje podrażnione od płaczu oczy. Gdy przyzwyczaiłam się już do oświetlenia ujrzałam piękny, znajomy pysk wilka. Uśmiechał się do mnie, przenikliwie wpatrując się w moje oczy. Znałam tylko jednego basiora o tak cudnym, promienistym uśmiechu - Bruno Coldmist.
- Uff... nic ci nie jest? Już zaczynałem się bać...- oznajmił radośnie. Powoli i delikatnie podniosłam się z posłania, które mi przygotował.
- Dziękuję Bruno. Dziękuję, że jesteś. - wyznałam cicho.
Bruno? Czyżby nasza mała Gen się powoli zakochiwała?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz