Otworzyłam oczy słysząc znajomy głos. Gdy podniosłam głowę zobaczyłam siedzącego obok Nilaya.
- Nie strasz mnie tak więcej. - basior trącił mnie lekko nosem.
- Gdzie on jest? Zabiłeś go? - zastrzygłam nerwowo uszami.
- Dostał to na co sobie zasłużył.
- A więc nie?
- Nie bo nie jestem zabójcą. Gdybyśmy go zabili to bylibyśmy tacy jak on, a nie jesteśmy. Dobrze że tobie nic się nie stało.
- A ty jak się czujesz? - popatrzyłam na ranę na brzuchu Nilaya, z której wciąż kapała krew.
- Bywało gorzej. - samiec uśmiechnął się - Ten niewydarzony sierota mógłby chociaż nauczyć się strzelać. Chybił kilka razy.
- Dla nas to lepiej. Mnie tylko trochę zadrasnął na łapie, ale poza tym jestem cała i zdrowa.
- Pamiętasz co się dokładnie stało? Kiedy straciłaś przytomność.
- Gdy do mnie strzelał, kula jakby mnie ominęła, ale przygrzmociłam głową w te wielkie skały.
- A więc ominęła cię walka stulecia.
- No już już. Nie przesadzaj panie odważny. - zaśmiałam się rozpromieniona.
Nilay?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz