- Mam pewien pomysł, ale nie wiem, czy się zgodzisz... - zacząłem tajemniczym tonem - Czy zechciałabyś udać się ze mną na spacer?
- Hm, brzmi to wyjątkowo zachęcająco... - Melinda zerknęła na mnie kątem oka, posyłając mi flirciarski uśmieszek, kokietliwie machnąwszy białym, puszystym ogonem, tuż przed czubkiem mego nosa.
- Wobec tego, zapraszam...
Mknęliśmy przez las, ale inaczej niż zwykle. Kiedyś były to wyścigi, często złośliwe docinki. Dziś ukradkowe spojrzenia, raz na jakiś czas pozwalaliśmy sobie na sprośne żarty. Jakiś czas później, dotarliśmy na miejsce.
- Czy to... - wadera przez moment wstrzymała oddech - Przecież to ten wodospad... Nie mogę uwierzyć, że znowu tu jesteśmy!
- Pamiętasz jak się tu kłóciliśmy? - upewniłem się.
- Ha, ha! Pamiętam, pewnie że pamiętam! Aczkolwiek, my kłóciliśmy się praktycznie wszędzie... - wilczyca wybuchła śmiechem.
- No ba! Kto się czubi, ten się lubi. Czyż nie?
- I pomyśleć, iż na początku naszej znajomości, wydawałeś mi się taki...
- Naiwny, głupi, denerwujący? - podpowiadałem, jednak żadne z tych określeń, nie okazało się trafne.
W sumie, to wcześniej mogła myśleć o mnie dosłownie wszystko...
- Raczej nudny... - stwierdziła samica, wciąż cicho chichocząc pod nosem - Denerwujący? Może odrobinę.
- Ale... - wciąż miałem nadzieję na jakiś komplement z jej strony.
- Ale bardzo cię kocham. Ja też się tego bałam, bo myślałam że... Że nie jestem ciebie godna.
- Jak możesz tak mówić... - spojrzałem prosto w piękne, błękitne oczy wadery - Nie jesteś od nikogo gorsza. Też nie mam najlepszych wspomnień z moją rodziną, ale to nie ma żadnego znaczenia. Kocham cię taką jaka jesteś.
- Nawet gdy się wściekam?
- Wtedy jeszcze bardziej, a wierz mi, iż u innych osób tego nie akceptuje, więc się ciesz.
- To jak my się mamy teraz nawzajem nazwywać?
- Mężu, żono?
- Chyba wolę określenia Nilay i Melinda.
- Tak, racja.
- Tak jest ładniej.
Melinda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz