niedziela, 12 listopada 2017

Od Anarii CD Larego

Poszłam w stronę potoku, miałam nadzieję że znajdę tam to, czego szukam.
***
Ku mojemu zdziwieniu, zauważyłam coś, a raczej kogoś. Chyba... Stał do mnie tyłem, i wyglądał jak kula szaro-brązowej sierści. Podeszłam do wody, stworzonko stało na drugim brzegu. Zaczęłam chłeptać wodę.
- A! - Usłyszałam dość piskliwy krzyk, wydany przez to dziwne ,,stworzenie''.
- Halo? - Powiedziałam podnosząc łeb.
- Nie strasz mnie! - Zwierzątko odwróciło się w moja stronę, był to.... Jenot?!
- Wybacz, nie chciałam cie przestraszyć... - Spojrzałam na stworzonko.
- W-wilk! Nie wierzę w ani jedno twoje słowo! - Zapiszczał jenot.
- Dlaczego? Masz uprzedzenia do wilków? - Zdziwiłam się.
- Boję się ciebie, jesteś większa i silniejsza ode mnie!
- Nie masz się czego bać, nie zrobię ci krzywdy. Poza tym, nie jem psowatych...
-  Jesteś z tutejszej watahy?... - Jenot odrobinę się uspokoił.
- Tak, Anaria. A ty?
- B-bob...
- Mógłbyś mi pomóc?
- Coś za coś! - Zaśmiał się złowieszczo. (i tak ciągle piszczał) - W czym miałbym ci pomóc?
- Masz może jakieś zioła?
- Tak, zbieram je w wolnym czasie, na takie okazje. Ale widzisz, to kosztuje...
- Ile?
- Zależy, im więcej, tym drożej.
Westchnęłam, po czym wymieniłam mu potrzebne zioła.
- Hmm... Tak, mogę ci je dać. Ale w zapłacie, trzy szaraki!
- Trzy?
- Tak, lepiej idź i je złap, bo się rozmyślę! Będę czekał dokładnie tutaj!
- Dobrze... - Warknęłam, po czym pobiegłam w las, szukać szaraków.                              
***
Dotarłam na polanę, było tam stadko szaraków, dokładnie pięć. Zaczaiłam się więc w krzakach, następnie skoczyłam. od razu ścisnęłam jednego za szyję. Aby rzucić się na drugiego, skutecznie.
Wzięłam oba króliki w zęby, aby następnie skierować się w stronę potoku. Niby mogłabym i wcześniej grozić jenotowi, ale wiem, że spraw nie rozwiązuje się siłą. (nie wszystkich)
Po drodze znalazłam jeszcze jednego, był sam, tuż obok potoku. Rzuciłam swoje dwa na ziemię, aby skoczyć na trzeciego. Z początku zaczął uciekać, więc musiałam go gonić.  Najważniejsze że go złapałam...
Wzięłam wszystkie trzy króliki, i zaniosłam nad potok. Tam czekał ze stertą ziół jenot, Bob...
- Masz te swoje szaraki... - Rzuciłam łupy na ziemię.
- Hehe! A więc dotrzymam umowy, bierz te swoje zioła! - Powiedział, po czym uciekł.
Sprawdziłam zioła, były to te o które prosiłam, nie były trujące, zwykła mięta, melissa, i inne takie.
***
Dotarłam do ,,jamy''.
- Lary?
- Tak? - Wyjrzał z pyskiem całym w piachu.
- Przyniosłam zioła, kosztowały trzy szaraki, ale warto, mięta, melissa i pozostałe zioła teraz już nie rosną.
- Ok, schowam je. Niedługo kończę...
- Jestem podekscytowana, ciekawe jak będzie wyglądać jama... - Uśmiechnęłam się.
- Zobaczysz... - Odpowiedział mi figlarny uśmiech. - Będziesz zachwycona! - Zamerdał ogonem.
- Ok, ja idę zapolować. Mam nadzieję że pomyślałeś o zrobieniu schowka na jedzenie?
- Ech, no... Nie...
- Trudno, zdarza się. Najwyżej kiedyś dorobimy. - Uśmiechnęłam się pocieszająco. - Ja już lecę, pa!
- Pa! - Krzyknął za mną mąż.

Lary?                        

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz