czwartek, 9 listopada 2017

Od Maxine do Anarii

Wyszłam z mojej jaskini na światło dnia i przymrużyłam lekko oczy, gdy mnie oślepiło. Kolejny samotny dzień... Niby dołączyłam do nowej watahy, lecz kto wie ile potrwa jeszcze moje ,,bycie" tutaj? Znając mnie to za kilka dni ucieknę stąd i udam się na dalsze poszukiwanie brata... Od kilku tygodni stało się to moją obsesją. Tylko o tym myślałam i tylko to chciałam osiągnąć. Nie wiedzieć czemu nie potrafiłam zająć się własnym życiem, a moje myśli zaprzątało tylko to co dzieje się w tym momencie z nim...
Potrząsnęłam głową na boki, aby odgonić natrętne myśli i powolnym krokiem udałam się w stronę serca watahy, w duchu mając nadzieję, że nikogo nie spotkam. Niby miałam już dość samotności i wszystkich tych problemów, aczkolwiek nadal bałam się reakcji innych na moją osobę. Wygłodzona, chuda, nieznana i zaniedbana wadera pozbawiona uczuć i emocji...
Nie brzmiało to ani trochę dobrze...
Akurat gdy przekroczyłam próg lasu z głową przy ziemi zaczęłam szukać jakichś zajęcy. W końcu coś musiałam jeść co nie? Choćby najmniejsze porcje, aby tylko przeżyć... A te małe skaczące żyjątka były idealną opcją.
Wyczułam jakiś trop i zerwałam się biegiem w tamtym kierunku. Biegałam na tyle cicho i bezszelestnie, że moj ofiara nie miała prawa mnie usłyszeć. Wyłoniłam lekko łeb zza krzaków i oto ujrzałam piękne, dwa, niewielkie zajączki. Uśmiechnęłam się lekko i wyskoczyłam zza krzaków na jednego z nich. Wszystko byłoby świetnie gdyby nie to, że coś (albo raczej ktoś) mi przeszkodził. Ukazałam więc moje kły, gdy tylko zobaczyłam innego wilka stojącego przede mną.
- Kim jesteś?! - warknęłam kładąc uszy po sobie.

Anaria?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz