Wilczyca patrzyła na mnie spode łba. Czemu tak mnie obserwowała?
- Czego chcesz? - warknęłam z grozą w głosie.
Sorry, ale nie lubię kiedy ktoś się na mnie gapi, a ta tutaj ewidentnie miała mnie za jakiegoś wroga (tak mi się przynajmniej wydawało).
- Kim jesteś i w jakim celu tu przybywasz? - wadera wyprostowała się dumnie.
Ciagle mierzyła mnie wzrokiem.
- A dlaczego cię to interesuje? - nie chciałam od razu ujawniać swojej tożsamości.
- Jestem członkinią watahy, która tutaj mieszka. Moim obowiązkiem jest pilnowanie porządku na tym terenie. - oświadczyła z dumą wilczyca.
- Ach tak, a strażników tu jakichś macie? - zmarszczyłam nos patrząc na nieznajomą pobłażliwie.
- Tak, jest Aron, Jack i Kelly strzegą granic tego terytorium...
- Acha... - przerwałam waderze obojętnie przewróciwszy oczyma - Ciekawe jacy z nich strażnicy, skoro mnie nie zauważyli... Zabawne, hę? Ktoś tu nie wykonuje swoich obowiązków. Ciekawe jak podchodzą do tego alfy...
- Przestań! - wadera zbuntowała się - Wynoś się stąd!
Spojrzałam na jej zjeżony grzbiet.
- Wypędzasz mnie? - uśmiechnęłam się i ukradkiem zerknęłam na wilczycę - To dla mnie żadna nowość być wypędzaną.
- Ciekawe dlaczego... - nieznajoma patrzyła na mnie.
Chyba ją ciut wnerwiłam swoim zachowaniem, więc postanowiłam nieco załagodzić sytuację.
- Sierra jestem. - ukłoniłam się z cynicznym uśmieszkiem na pysku (chyba nigdy się go nie pozbędę) - A wolno wiedzieć, jak ty masz na imię?
- Anaria... - burknęła nieznajoma z niepewnością - Czego tutaj szukasz?
- Hmmm... Pomyślmy... - okrążyłam drzewa.
Gdy już zrobiłam niewielkie kółko, znowu popatrzyłam na wilczycę - Schronienia? Jedzenia? Domu? Rodziny? Co tam sobie wybierzesz.
- Jesteś dziwna. Nie wierzę w ani jedno twoje słowo.
- I wicewersa kochana! - zamachałam ogonem - To co, przedstawisz mnie swojej watasze, czy mam się wprosić na imprezkę niezparoszona?
- Że co?! Nigdy w życiu! Czemu chcesz ich poznać? - wadera obruszyła się.
- Mówiłam. Rodzinki szukam.
- Tutaj jej nie znajdziesz.
- Czemu? - zerknęłam figlarnie na Anarię.
- Bo...
- Kochanie, brak argumentów?
- Nie!... - warknęła samica.
- No to możesz mnie przedstawić. Czy ta ścieżka prowadzi do watahy?
- Co? Ta? Nie... - Anaria otworzyła szeroko oczy.
- Tak myślałam. To właśnie ta! - nie czekałam na pozwolenie i szybko pobiegłam przed siebie.
- Nie! Czekaj! - Anaria pobiegła za mną.
Widząc ją za sobą, od razu przyspieszyłam. Kto jak kto, ale ja w bieganiu jestem całkiem niezła, mimo krótkich łap. Słyszałam za swoimi plecami zdyszaną waderę. Przyznaję, że była całkiem szybka. Stanęłam więc i odwróciłam się do niej.
- Co ty robisz? - Anaria zmarszczyła brwi zdziwiona.
- Czekam na ciebie. A co nie widać? - uśmiechnęłam się już mniej cynicznie.
- Ale dlaczego? Myślałam że biegniesz to watahy?
- No bo biegnę. Ale jakoś tak, mam potrzebę żeby na ciebie poczekać. Odpoczniemy chwilę?
- No dobra. - Anaria położyła się na śniegu, ale wciąż na mnie patrzyła.
- Słuchaj, wiem że mam paskudną bliznę na nosie, ale to nie powód żeby się tak na mnie ciągle gapić! - nie wiem czemu, ale zaśmiałam się komentując zachowanie wadery - A tak na poważnie, to nie traktuj mnie jak wroga. No, chyba że lubisz być otoczona złośliwymi typkami.
- Ok, ok... Wolę cię mieć za...
- Przyjaciela? - znowu jej przerwałam - Na to nie licz. Ja nie mam żadnych przyjaciół. Nikt mnie nie lubi, ale nie żebym się skarżyła.
- Acha... - Anaria położyła uszy i zerknęła na mnie - Może gdybyś inaczej rozmawiała z innymi...
- A co to? Gabinet psychologa? - wciąż dopisywał mi humor - Ja pomocy w szukaniu kumpli nie potrzebuję. Dobrze się czuję sama ze sobą.
- A więc wolisz samotność...
- Tego nie powiedziałam. Nie lubię większości wilków. Po prostu. Ale ty jesteś miła.
- O... - Anaria zdziwiła się - Dziękuję...
- Nie dziękuj za to, że cię lubię. Znajomy taki jak ja to powód do wstydu. - uśmiechnęłam się do niej.
Anaria?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz