- Wierzę że kiedyś odnajdziesz swoją rodzinę... - pocieszyłam Anarię - Wybacz że w ogóle o to zapytałam. To pewnie dla ciebie bardzo trudne...
- Nie przepraszaj. To naturalne że o to pytasz, ale porozmawiamy na ten temat innym razem, dobrze? - poprosiła biała wadera.
- Poruszyłam ten temat bo...
- Bo wiesz co to znaczy stracić bliskich? - dokończyła przyjaciółka.
- Tak... - weschnęłam i spuściłam głowę ze smutkiem, kładąc uszy po sobie - Tylko że ja straciłam ich w innym sensie.
- Jak to się stało? Mogę zapytać? - Anaria zerknęła na mnie niepewnie, w oczekiwaniu na moją reakcję na pytanie.
- Powiedzmy że... Nie lubię kiedy ktoś mi narzuca swoją wolę. Chcieli abym wyszła za mąż za basiora, którego prawie nie znałam, tylko po to żeby zawrzeć sojusz z watahą Yenvam. Na szczęście w porę zorientowałam się że jestem tylko marionetką w ich łapach, używana do niegodziwych celów. Oni nie chcieli mojego szczęścia. Oni budowali armię.
- To okropne... - Anaria potrząsnęła głową - I wtedy uciekłaś?
- Najpierw czekała mnie rozmowa z rodzicami.
- I co? Co było dalej?
- Nie uciekłam z własnej woli. Wygnali mnie.
- Wygnali?
- Tak. Nie chciałam tego mówić, bo to straszny wstyd. Ceremonia wygnania jest bardzo okrutna. Wolałabyś nie wiedzieć jak to wygląda. Ta była bolesna... - mimowolnie zatrzęsły mi się łapy na samą myśl o powrocie do wspomnień - Nigdy tam nie wrócę. Nie po tym wszystkim. Byłam ślepa. Nie widziałam zła które było tuż przy mnie.
Anaria?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz