Stanęliśmy przed wielką jaskinią.
- To nora przywódców?... - zapytałem.
- Tak... - odparła szeptem Melinda.
Nagle w mroku groty rozbłysły żółte ślepia. Z ciemności wyłoniły się dwie wilcze sylwetki.
- Melinda?... - odezwał się drżący kobiecy głos.
- Tak, jestem tu... - partnerka położyła niepewnie uszy po sobie, opierając głowę o moją klatkę piersiową - Przybywamy w pokoju.
Zobaczyliśmy wysoką, białą waderę o jasnych, szarych oczach. Patrzyła na Melindę ze skruchą.
- Gdzieś ty się podziewała? Jak ci nie wstyd! - zaczęła samica, ale ktoś jej przerwał.
- Saro, odejdź proszę... - warknął czarny wilk.
Spojrzałem prosto w jego krwiście czerwone ślepia.
- Ty... - warknął Raven, zerknąwszy na Melindę ze złością - Jak śmiesz pokazywać się mnie i matce na oczy?! Jeszcze z nim?!
- Jesteśmy tu, bo chcemy to zakończyć... - wyprostowałem się.
- Zakończyć co?
- Ten bezsensowny spór. Nasza wataha nie chce już z wami walczyć. Proponujemy sojusz.
- Sojusz?! - czarny basior wzdrygnął się - Z tobą? Nie masz podstaw, by dyktować mi prawa przybłędo!
- Nie warz się tak go nazywać! To mój partner! - warknęła ze złością Melinda.
- Partner? - oburzył się wilk - Melindo... Jak mogłaś? To okropne, wstyd mi za ciebie...
- Twoja córka sprzeciwiła się waszej woli, by coś zmienić i miała rację. Ma więcej rozumu niż wy wszyscy razem wzięci.
- Ojcze, matko... To się musi skończyć. Dość już walki. Czy naprawdę nie możemy być rodziną?
- To wrogowie! Przejżyj na oczy! - warknął przywódca szczerząc zęby.
Melinda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz