Zatrzymałem się na widok światła na końcu tunelu, które zbyt bardzo przywodziło mi na myśl wizję śmierci klinicznej. A wszystko, co jest związane z umieraniem, znajduje się na liście "Rzeczy, których nie zrobię aż do 50-tki", wraz z tańczeniem na stole przed alfami czy posiadaniem więcej niż trzech szczeniaków. Czyli śmierci mówimy stanowcze być może. Bo ja nigdy mistrzem w planowaniu nie byłem, list też nie lubię. Bo żem skomplikowany chłopak jest.
Po chwili krótkiego namysłu, podniosłem ogon i dumnie pobiegłem przed siebie. Holly zdawała się słabo oponować, lecz ostatecznie potruchtała za mną, jednak już bez typowej dla mnie pewności siebie.
- Nie wiem, czy powinniśmy.. - zaczęła, milknąc jednak na widok tego, co się ukazało nam po wkroczeniu w światło. Znaleźliśmy się w zupełnie innym świecie, wyglądającym jak ogromna, wysoka jaskinia, oświetlona przez lśniące kryształy. Miękka trawa pod naszymi łapami miała niezwykle jasny odcień, a gdzieś w oddali dało się usłyszeć szum wodospadu. Wbiegłem na środek polany, podrywając w powietrze białe nasionka mleczu.
- Patrz, jak cudownie! - krzyknąłem, kręcąc się wokół. Zatrzymałem się jednak na widok stada jeleni, które pasły się spokojnie w małym zagajniku w dole. Holly podeszła do mnie, aby lepiej przyjrzeć się zwierzętom, kiedy huk rozległ się w okolicy, a kamienie spadły na ziemię. Wraz z waderą zdążyliśmy się schować, lecz kiedy wilczyca wyjrzała z krzaków, wydała z siebie jedynie ciche "o nie".
Wysunąłem pysk z kryjówki i zmierzyłem wzrokiem zatarasowane przejście, którego bez pomocy z zewnątrz nie oczyścimy. Podkuliłem nieco ogon i uszy.
- Przepraszam.. To moja wina, Holly..
<Holly?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz