Wadera przez moment mierzyła mnie wzrokiem. Prawdę mówiąc, sam nie wiedziałem, co w takowej sytuacji zrobić. Jak się zachować? Czekać, warknąć a może spróbować porozmawiać? Dyplomacja raczej nie jest moją mocną stroną, ale dla dobra sprawy, może warto zaryzykować?
- Mhhm... - zamruczałem pod nosem, gdy nieznajoma zrobiła krok w moją stronę - Skoro nie masz złych zamiarów, wolno spytać jak godność?
- Phi! Skąd wiesz, że nie mam złych zamiarów, hm? - samica zerknęła na mnie pobłażliwie.
- Czekaj, czekaj. Czy myśmy się już kiedyś nie spotkali? - coś wewnątrz mnie kazało mi zadać to pytanie.
- Możliwe, choć nie przypominam sobie, żebym kiedyś tędy przechodziła. Czyżbyś pochodził z watahy Yenvan?
- Nie, nic mi o niej niewiadomo... - odparłem kładąc uszy po sobie.
- Tak też myślałam. A więc jesteś tu nowy, czyż nie? - wadera spoglądała na mnie podejżliwie, lekko przechylając głowę.
- Tak, odkryłem te tereny zaledwie kilka dni temu... A ty co tutaj robisz?
- To chyba nie twój interes. - samica oburzyła się.
- Ale z jakiegoś powodu, jednak tu jesteś, czyż nie? Dziwi mnie tylko, iż bez stada...
- Co? Skąd wiesz o stadzie?!
Melinda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz