Wolnym krokiem opuściłem jamę, wciąż czując na sobie wzrok wadery. Nim się obejrzałem nadeszła noc, a wraz z nią ustały deszcz i porywisty wiatr. Bure obłoki rozsunęły się, ukazując rozgwieżdżone niebo. Ułożywszy się wygodnie na niewielkiej polance, wpatrywałem się w tysiące maleńskich światełek.
- Hej... - tuż za mymi plecami dał się słyszeć kobiecy szept.
Widząc stojącą obok Melindę, lekko się uśmiechnąłem.
- Już nie ma burzy, więc... - wilczyca zerknęła na mnie - Ja już idę. Dzięki za schronienie.
- Nie ma za co. Nie pytam, czy masz dokąd iść, ale nawet jeśli, to chciałbym wiedzieć, czy jeszcze cię kiedyś zobaczę.
- Możliwe. Nie wykluczajmy tego, choć prawdopodobieństwo jest znikome. - odparła wadera.
- A może chcesz zostać?
- Jak to? Nie chcę zajmować ci nory...
- I tak śpię dziś na dworze.
- To... Hm...
- Jeśli masz ochotę, to śpij.
- Nie, nie. Dam sobie radę.
- Jak chcesz. - po tych słowach położyłem z powrotem łeb na trawie.
Melinda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz