Początkowo trochę zrobiło mi się żal tej, jakże samotnej i zagubionej w obecnej chwili wadery, jednak czułem, iż nie jest to nasze ostatnie spotkanie. Zastanawiało mnie, gdzie jest jej rodzina, jakie może mieć zamiary, ale przede wszystkim z jakiego stada pochodzi. Podczas naszej rozmowy wspominała coś o niejakiej watasze Yenvan, co mogłoby sprowadzać się do tego, że ma tam znajomości, a może nawet krewnych. Jednak czasem ciekawość bywa zgubna i lepiej zaczekać (tak przynajmniej postępowałem zawsze i z reguły na dobre mi to wychodziło). Cóż, w tym paskudnym, szarym świecie każdy dba o siebie.
Moje rozmyślania przerwał nagły błysk na niebie. Podniosłszy pysk ku górze, dostrzegłem świetliste, podłużne linie przecinające chmury. Wśród kłębiących się ciemnych obłoków, jedna po drugiej połyskiwały błyskawice. Instynkt podpowiadał mi powrót do bezpiecznej kryjówki i nie zamierzałem go lekcewarzyć. Pomknąłem wśród leśne gęstwiny w nadziei, że uda mi się w porę dobiec do schronienia, a tym samym uniknąć deszczu.
Melinda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz