Wzięłam głęboki wdech i zapukałam do drzwi. Ciekawe czy Maxine ucieszy się na mój widok. W sumie to trochę czasu się nie widziałyśmy. Drzwi otworzyły się, a przede mną stanął brązowy basior.
- Witam. - uśmiechnęłam się do niego. - Jest może Maxine? - dodałam.
- Yym... Max! Ktoś do ciebie! - zawołał wilk. Jak na zawołanie wilczyca pojawiła się obok niego.
- Ciocia Nastia! - krzyknęła radośnie.
- We własnej osobie. - powiedziałam przytulając siostrzenicę. Nie widziałam jej już może pięć lat. Od tego czasu naprawdę się zmieniła. Wyrosła na piękną i dostojną waderę. Urok osobisty pewnie zyskała po ciotce.
- A ten przystojny młodzieniec to...? - spytałam, patrząc podejrzliwym wzrokiem na chłopaka stojącego przede mną.
- Aron. Aron Jackson. Formalnie mąż Max. - oznajmił basior. To chyba oznacza, że mogę sobie darować opowieści o pszczółkach i ptaszkach. Nie żeby temat mnie krępował czy coś. Na szczęście po ślubie Max już chyba wie, na czym polegają kontakty międzyludzkie.
- W takim razie miło poznać. - obdarzyłam go promienistym uśmiechem.
- Będziemy tak stać w progu, czy w końcu wejdziemy do środka? - bąknęła lekko zniecierpliwiona siostrzenica, po czym gestem łapy zaprosiła mnie do swojej jaskini.
- A powiedzcie mi... Macie jakieś dzieci?
- Yyy wspólnych nie, ale... - zaczął Aron.
- A planujecie? - przerwałam mu. Max i Aron spojrzeli na siebie wzrokiem, którego nie mogłam rozgryźć.
- A może napijesz się herbatki? - zasugerowała wadera, ignorując moje pytanie.
Maxine?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz