Patrzyłam spod przymkniętych powiek jak wielki niedźwiedź zbliża się do mojej przyjaciółki. Pojedyncze łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Cóż, byłam kompletnie bezradna, a w takich sytuacjach popadałam w panikę. Głośny ryk przeszył moją głowę i odbił się echem od ściany lasu. Dopiero wtedy jeszcze w miarę się ogarnęłam. Grizzly stanął na tylnych łapach i zamachnął się na Anarię, która jakimś cudem zdążyła się uchronić. Wtedy potrząsnęłam głową odganiając od siebie wszystkie czarne scenariusze. Szczeknęłam głośno, a niedźwiedź zamarł w bezruchu po czym spojrzał na mnie.
- TU JESTEM! - Krzyknęłam głośno ocierając łzy. - CHODŹ TU DO MNIE! - Zwierzę odwróciło się w moją stronę i ponownie ryknęło.
Przynajmniej na jakiś czas zostawiło Anarię w spokoju.
Ile bym teraz dała, żeby ktoś był w pobliżu...
Grizzly zaczął biec w moją stronę. Przez mój umysł przebiegała masa myśli. Mogłam pobiec w stronę wilków, ale wtedy zdemoluje nasze legowiska i na pewno wiele z nich odniesie rany...
Trudno, raz kozie śmierć. Skoczyłam w jego stronę i ugryzłam go w grzbiet. Później jeszcze starałam się atakować jego nogi tak by nie mógł chodzić, ale szło mi dość opornie... W końcu usłyszałam czyiś głos w oddali.
- Max?! - krzyknął.
- Lary! - Anaria również się odezwała.
- Pomożesz mi? - spytałam w pośpiechu.
Ten nic już nie odpowiedział tylko również skoczył w stronę przeciwnika i zaczął atakować. Mimo przysłowiowej przewagi liczebnej nic nie szło po naszej myśli. Niedźwiedź stał się jakby bardziej zawzięty i rozwścieczony, lecz dalej atakowaliśmy bez przerwy.
Grizzly padł dopiero po jakichś 30 minutach. Oboje wykończeni podeszliśmy do Anarii, która była całą ubrudzona we krwi.
- Anaria! Powiedz coś! - krzyknęłam.
- Anaria, halo słyszysz nas? Trzeba ją zanieść do legowisk... - stwierdził Lary.
Anaria? Trzeba cię jakoś uleczyć >D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz