środa, 18 kwietnia 2018

Od Jerry'ego | What am I to you? 1/2

Cóż... Ostatnimi czasy nie wiodło mi się najlepiej. Moje kontakty z Max pogorszyły się i to dość bardzo. Słyszałem tylko czasem jak Aron wmawia jej, że to przez dorastanie. W sumie byłem mu nawet wdzięczny, gdyż dzięki temu moja ,,siostra" oszczędziła zarówno sobie jak i mnie kilku awantur i dość sporych kłótni. Każdej nocy wracałem dość późno... Praktycznie nad ranem. Czasem jeszcze widziałem jak wadera z niecierpliwością oczekuje mojego przybycia, aczkolwiek z dnia na dzień był to coraz rzadszy widok dla moich oczu.
Czyżby wreszcie się poddała?
Widywała mnie tylko wcześnie rano, bądź późno w nocy, choć później ograniczyło się to do przelotnych spojrzeń wobec siebie.
Wcześniej chyba nigdy nie sprawiałem problemów... Dopóki byłem szczeniakiem wiodło mi się wspaniale. Miałem sporo znajomych, a nawet jedną przyjaciółkę - Claudię. Nie wiedzieć kiedy przestaliśmy się spotykać. Niekiedy jest mi smutno z tego powodu, lecz chyba powoli zacząłem się do tego przyzwyczajać. Wszystko zaczynało się i kończyło na zwykłym ,,Cześć" i minięciu się na leśnej polanie, bądź piaskowej dróżce. Nie miałem do niej żalu o to. W sumie to chyba była moja wina. Niedługo potem zacząłem się trochę izolować od całej reszty. Wszelkiego rodzaju wyjścia towarzyskie zastąpiłem samotnymi spacerami pod osłoną migoczących gwiazd. Nawet odpowiadał mi taki układ. Wtedy zazwyczaj miałem czas na myślenie o swoich sprawach i problemach, których tak naprawdę nie miałem.
No cóż...
Tak więc coraz rzadziej przebywałem w mojej rodzinnej jaskini. Max również się przyzwyczaiła, gdyż nawet na mnie nie czekała. Chociaż czego ja się spodziewałem?
Niedługo potem zacząłem zapuszczać się coraz głębiej w tak dobrze znane mi lasy. Zachodziłem coraz dalej i dalej, lecz za każdym razem wracałem do domu. Choćby na chwilę, by się pokazać i zaalarmować, że tak szybko się mnie nie pozbędą. Mimo to coraz częściej miałem wrażenie, że nie pasuję do tej watahy, do Maxine... Pogodziłem się z tą myślą dość szybko. Pewnego dnia chyba jednak zaszedłem za daleko. Wróciłem do legowisk po jakimś tygodniu.
 - Gdzie byłeś? - Warknęła Max.
W pobliżu nigdzie nie było ani Arona, ani Gen... A co za tym idzie, nie miał kto mnie obronić. Tak więc zostałem zmuszony przybrać tą bardziej złowrogą twarz.
 - Nie twój interes - bąknąłem.
 - Jak nie mój?! Mam ci przypomnieć kto cię zaadoptował i wychowywał?!
 - Zachowujesz się jak matka, której nigdy nie miałem. - przechyliłem głowę na bok spoglądając na nią z pogardą.
 -Jesteś okropny. Myślisz, że możesz tak sobie wracać po tygodniu bez żadnych wyjaśnień?! Że każdy będzie na twoje skinięcie jeśli wielkoduszny książę raczy wrócić?!
 - A ty myślisz, że możesz wszystko bo jesteś starsza? - spytałem prowokująco.
 - Mam ciebie dosyć... Nie ma cię dniami i nocami, a ja jak idiotka stoję w oknie i się o ciebie martwię... - bąknęła pod nosem.
 - No cóż... Mówi się trudno. - odparłem.
 - Wiesz co?! - warknęła głośno. - Mam już dość! Mam po prostu dość. Wynoś się stąd! - krzyknęła na jednym tchu.
 - Co? - spytałem zdziwiony. Tego się po niej nie spodziewałem...
 - To co usłyszałeś. Idź sobie. - Warknęła jeszcze przez łzy, a mnie wmurowało.
Pokręciłem głową na boki chcąc upewnić się, że to nie sen. Tego bym się nie spodziewał, zwłaszcza po Max.
 - Na co czekasz? - załkała. - Kim dla ciebie jestem, żebyś traktował mnie w ten sposób, co?!
I wtedy coś we mnie pękło. Uciekłem czym prędzej w stronę mojego ulubionego miejsca. Nie zamierzałem nigdy tam wrócić. Chciałem zwiać czym prędzej z terenów... Umknąć problemom i kłopotom, w które ostatnio tak często się pakowałem.
Byłem idiotą, że to wszystko robiłem i tak utrudniałem innym życie. Moja duma nie pozwalała mi jednak wrócić i kulturalnie przeprosić. Tak więc nie pozostało mi nic innego jak poszukać innego stada.
Czuję że to będzie trudne... W ostatnim czasie zalazłem kilku watahom bardziej za skórę...
Czyli krótko mówiąc zostałem bez dachu nad głową. Wspaniale.
***
Minęło kilka dni od mojej wyprowadzki. Aktualnie wystawiałem na próbę moje życie, przy okazji chcąc się w jakiś sposób ukarać za to, że tak źle się zachowywałem w stosunku do niektórych osób z watahy... Pogoda również nie sprzyjała, gdyż od samego rana lało jak z cebra, a do tego grzmiało i błyskało. Ja sam byłem przemoczony do suchej nitki i pozbawiony wszelkich chęci do życia. 
Westchnąłem tylko ciężko i udałem się na codzienne polowanie. W końcu czymś musiałem zapełnić mój jak na razie pusty brzuch. I właśnie w tym momencie poczułem zapach innego wilka. Niby znajomy, ale nie mogłem sobie przypomnieć skąd... Nieświadomy niczego podążyłam za jego tropem i wtedy w oddali zauważyłem gromadę innych wilków. Z początku się wahałem, ale jak to się mówi ,,Ryzyk fizyk", więc ostrożnie podszedłem do grupki basiorów.
Wszyscy spojrzeli na mnie spod byka i właśnie wtedy zdałem sobie sprawę z kim mam do czynienia.
 - Oh, Jerry... Dawno cię nie widziałem. - warknął największy, a zarazem najstraszniejszy z nich.
Ponownie stanąłem jak wryty, a moje łapy nagle stały się miękkie jak z waty.
 - Pamiętasz jeszcze nasz mały układ? - podszedł do mnie bliżej. - Wisisz mi coś...Hm... przepraszam, wisiałeś. Teraz to już nieaktualne.
 - Więc czego chcesz? - spytałem bezceremonialnie.
 - Zemsty. - Przybliżył się jeszcze o krok i z nienacka drapnął mnie dość solidnie w bok. Cała reszta jego bandy poszła w ślad za nim i niedługo później zostałem otoczony przez całą piątkę. Już powoli zacząłem żegnać się z życiem, bo (bądźmy szczerzy) nie miałem szansy przeciwko takiej gromadce. Do tego byli zdecydowanie silniejsi ode mnie. Przed oczami miałem scenę z ostatniej kłótni z Max. 
Ciekawe co sobie teraz myśli... Szczególnie w pamięci zapadły mi jej ostatnie słowa.
Kim dla ciebie jestem!?
Właśnie. Kim dla mnie była? Na pewno nie pierwszym lepszym wilkiem, który nic dla mnie nie znaczy...
Jakiś szary wilk skoczył na mnie. Później dorzucił się jeszcze jeden i kolejny, i następny. Nawet się nie broniłem bo nie miało to najmniejszego sensu. Po raz ostatni przywołałem w głowie obraz płaczącej Max i mimowolnie zechciałem do niej wrócić...
Moje nogi nie były w stanie utrzymać takiego ciężaru... Upadłem bezwładnie na ziemię i przymknąłem lekko oczy.
 Kim dla ciebie jestem...
 - Ostatnie słowo? - spytał Alfa.
Kim dla mnie jest?
 - Nie... - powiedziałem szeptem.
Kim dla mnie są ci wszyscy? Kim jestem ja dla nich?
Ostatnie co poczułem to ogromny ból w szyi i urwał mi się film.
Czy już zginąłem? Moje męki dobiegły końca? Kim teraz jestem?

CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz