Przymknąłem oczy z nadzieją, że już nigdy więcej już ich nie otworzę. Nie czułem już nic, nawet bólu.
Tak wygląda niebo? Czy może jestem już w piekle? Przede mną znajdowała się czarna pustka, którą nie sposób było przezwyciężyć. Oczami wyobraźni widziałem Max stojącą gdzieś w oddali i jej cienki głos rozbrzmiewający echem w mojej głowie.
Kim dla ciebie jestem?
Żałowałem tego... I to bardzo. Nie chciałem by miała przeze mnie tyle problemów, tyle łez uroniła...
Żałowałem tego... I to bardzo. Nie chciałem by miała przeze mnie tyle problemów, tyle łez uroniła...
Krzyknąłem w głąb przestrzeni, a mój głos rozchodził się po nicości. Nagle nie wiedząc jak, całe życie praktycznie przeleciało przed moim oczami. Moje niezbyt miłe dzieciństwo w sierocińcu, to gdy pierwszy raz ją zobaczyłem i to jak pięknie się do mnie uśmiechała... Jak zwykle się popisywałem chcąc zwrócić na siebie jej uwagę. Gdy mnie dostrzegła i spojrzałem jej w oczy od razu poczułem do niej coś więcej.
Chciałem po prostu być przy niej i w końcu mi się udało... Traktowałem ją niczym siostrę, wychowała mnie i pomogła mi... Tymczasem opuściłem ją, tak po prostu... Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku i spadła na podłogę.
- Jerry... - Usłyszałem czyjeś głosy w oddali.
Czy to była... Max?!
- Jerry! Jerry! Jerry, obudź się! - krzyczała coraz głośniej.
Poczułem jak coś kładzie się na moim boku i w mgnieniu oka zerwałem się na równe nogi.
Z moich oczu dalej płynęły łzy zamazując mi obraz znajdujący się przede mną. Byłem w jakiejś jaskini - tyle wiedziałem. Znajomy zapach rozprowadzał się po całej jamie i w jakiś sposób mnie uspokajał.
- Jerry... - zaczął łagodny głos.
Otarłem nieco łzy i zamrugałem kilka razy nie dowierzając temu co się działo wokół mnie.
- Max? - spytałem zachrypniętym głosem i wtuliłem się w jej futro.
Wokół nas stało większość znajomych... Aron, Gen, Anaria, Claudia i cała reszta... Mimo wszystko ucieszyłem się na ich widok.
- Co ja tu robię? Co ty tu robisz? Miałem zginąć... - szepnąłem.
- Znaleźliśmy cię na skraju lasu. Tereny wrogiej watahy... Masz szczęście, że Aron pojawił się w odpowiednim czasie bo inaczej byłoby po tobie... - odparła lekko zirytowanym głosem.
Może tak by było lepiej dla wszystkich? - przemknęło mi przez myśl.
Usilnie próbowałem hamować łzy i tak cieknące po policzkach. Świetnie, teraz wyjdę na mięczaka.
- Przepraszam Maxi. - powiedziałem patrząc jej prosto w oczy.
- Nic się nie stało. - Uśmiechnęła się smutno w moją stronę. Będę musiał jakoś jej to wynagrodzić...
Chciałem po prostu być przy niej i w końcu mi się udało... Traktowałem ją niczym siostrę, wychowała mnie i pomogła mi... Tymczasem opuściłem ją, tak po prostu... Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku i spadła na podłogę.
- Jerry... - Usłyszałem czyjeś głosy w oddali.
Czy to była... Max?!
- Jerry! Jerry! Jerry, obudź się! - krzyczała coraz głośniej.
Poczułem jak coś kładzie się na moim boku i w mgnieniu oka zerwałem się na równe nogi.
Z moich oczu dalej płynęły łzy zamazując mi obraz znajdujący się przede mną. Byłem w jakiejś jaskini - tyle wiedziałem. Znajomy zapach rozprowadzał się po całej jamie i w jakiś sposób mnie uspokajał.
- Jerry... - zaczął łagodny głos.
Otarłem nieco łzy i zamrugałem kilka razy nie dowierzając temu co się działo wokół mnie.
- Max? - spytałem zachrypniętym głosem i wtuliłem się w jej futro.
Wokół nas stało większość znajomych... Aron, Gen, Anaria, Claudia i cała reszta... Mimo wszystko ucieszyłem się na ich widok.
- Co ja tu robię? Co ty tu robisz? Miałem zginąć... - szepnąłem.
- Znaleźliśmy cię na skraju lasu. Tereny wrogiej watahy... Masz szczęście, że Aron pojawił się w odpowiednim czasie bo inaczej byłoby po tobie... - odparła lekko zirytowanym głosem.
Może tak by było lepiej dla wszystkich? - przemknęło mi przez myśl.
Usilnie próbowałem hamować łzy i tak cieknące po policzkach. Świetnie, teraz wyjdę na mięczaka.
- Przepraszam Maxi. - powiedziałem patrząc jej prosto w oczy.
- Nic się nie stało. - Uśmiechnęła się smutno w moją stronę. Będę musiał jakoś jej to wynagrodzić...
***
Do późna siedzieli u nas goście. Rozmawialiśmy dość długo z każdym a ostatni wilk zmył się grubo po północy. Byłem już strasznie zmęczony a wszelakie bandaże i okłady niewiele mi pomagały, tak więc nawet nie schodziłem z legowiska. Jak to ujęła wadera, mój stan był krytyczny więc co najmniej miesiąc posiedzę sobie jaskini...
Ech, no cóż... Mówi się trudno. Czarna wilczyca odwiedziła mnie jeszcze nad ranem by sprawdzić czy wszystko ze mną w porządku.
- Śpisz? - szepnęła.
- Nie...
- Czemu?
- Po prostu nie mogę. Nie przejmuj się mną, kiedyś mi przejdzie. - Chciałem wzruszyć ramionami co wywołało u mnie ból więc przy okazji syknąłem.
Usłyszałem jak odwraca się i odchodzi.
- Max?
- Tak?
- Zostaniesz ze mną? Proszę...
Bez słowa ułożyła się obok mnie w bezpiecznej odległości. Nie odezwała się już ani słowem co w sumie mnie nie zdziwiło.
- Max?
- Kim dla ciebie jestem? - zadałem pytanie, które od kilku dni kręciło się po mojej głowie bez większego celu.
Z początku milczała i dopiero po chwili ciszy uraczyła mnie odpowiedzią.
- Kimś ważnym... Przyjacielem? Młodszym bratem? - rozważała. - Czemu pytasz?
- Tak po prostu. Przepraszam jeszcze raz. - Powiedziałem i wtuliłem się w jej miękką sierść.
Praktycznie od razu usnąłem wtulony w moją siostrę... Teraz już nie mogło być gorzej. - I tą myślą się pocieszałem
THE END *nie wiem czy ktoś to czytał ale kij z tym musiałam napisać coś trochu depresyjnego lol* xD
lol, ja czytałam i powiem szczerze że te wa opka były (i są XD) cudowne :3
OdpowiedzUsuńAaaa, dziękuję <333 :3
Usuń