Skinąłem delikatnie łbem, uciszając się. Wiem, że byłem nieznośny, ale to tylko dlatego, że jestem zdenerwowany tą całą sytuacją - Nowy teren, nowa wataha, nowe osobniki. Wszystko było takie obce i niebezpieczne. Holly spojrzała na mnie z góry, przewróciła oczami i ruszyła w sobie tylko znanym kierunku, prawdopodobnie rzeki czy innego obiektu z wodą. Próbowałem nie okazywać bólu, zebrać się w sobie.
Ale wtedy przychodził stres i cały plan płonął na panewce.
- Przepraszam za swoje zachowanie... - wymamrotałem pod nosem, zeskakując ze skały w tym samym miejscu co wilczyca. Ta długa chwila ciszy uświadomiła mnie, że albo nie usłyszała tych słów, co jest mniej niż niemożliwe, albo mnie zignorowała. Westchnąłem więc cichutko, tracąc cały swój rezon. Już nie pamiętałem, kiedy ostatnio byłem taki przygaszony. To aż zupełnie nie prawdopodobne.
- Gniewasz się na mnie?
Odpowiedziało mi prychnięcie.
- Dlaczego mam się gniewać? - Dodała po przetruchtaniu pewnej odległości Holly, po czym uniosła kącik pyska - No, tu jest rzeka. Idź się ogarnij.
Zerknąłem krytycznym spojrzeniem na strumień. Wyglądał na zimny i brudny.
- Muszę?
- Nie, ale wtedy wda się zakażenie.
Chcąc nie chcąc, zszedłem na brzeg, zanurzając łapę w wodzie. Ta, zakażenie. Prędzej załapię tutaj jakieś świństwo. A w dodatku, moja krew może przywołać jakieś rekiny czy coś! ... Oczywiście, w formie rzecznej i słodkowodnej.
<Holly?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz