środa, 28 lutego 2018

Od Genevieve CD Anarii

- Możemy spróbować... - mruknęłam z uśmiechem. Cztery lata tułaczki nauczyły mnie sztuki polowań. Samotność naprawdę uczy samodzielności.
- Zaatakujmy tego z prawej. Wygląda na najsłabszego. - dodałam po chwili. Wilczyca odpowiedziała mi skinieniem głowy. Zaczaiłyśmy się z dwóch stron. Gdy byłyśmy już na odpowiednich pozycjach, przesłałyśmy sobie sygnał wzrokowy i rzuciłyśmy się na młodego jelenia. Mimo, że stawiał nam opór, to nie zdołał się przed nami obronić i już po chwili leżał martwy. Nie był zbyt gruby, w końcu zima nie sprzyja zbytnio roślinożercom. Anaria od razu zabrała się za pałaszowanie pożywienia, a ja z uśmiechem się jej przyglądałam.
- Nie jesz? - spytała po chwili wadera.
- Nie mogę... Nie mam ochoty na jedzenie jak na razie. Więcej dla ciebie! - uśmiechnęłam się w jej kierunku. Usiadłam w pobliżu i oddałam się rozmyślaniom. Nagle spostrzegłam, że wilczyca od dłuższej chwili badawczo mi się przygląda.
- Coś nie tak? - spytałam lekko zaniepokojona.
- Nie! Po prostu zastanawiam się gdzie nauczyłaś się tak dobrze polować?
Bałam się tego pytania. Nie byłam w stanie opowiedzieć jej całej prawdy, więc postanowiłam odpowiedzieć wymijająco.
- Jakoś tak wyszło... - mruknęłam. Anaria nie była zbytnio zachwycona moją odpowiedzią, ale postanowiła nie zgłębiać tematu i chwała jej za to. Wstydziłam się swojej przeszłości i próbowałam unikać pytań o nią jak ognia. Starałam się odpowiadać jak najbardziej wymijająco, aby w końcu zniechęcić do jakiejkolwiek próby poznania mojej historii."
- Byłaś już w Kryształowej Grocie? - zagadnęła Anaria, po dłuższej chwili milczenia.
- Nie... - mruknęłam. - Ale brzmi ciekawie!
- A chcesz pójść? - spytała z błyskiem w oku.
- Czemu nie! - powiedziałam i już po chwili kierowałyśmy się w stronę groty.

Anaria?

Od Belli CD Jaka

Nie mogłam się oprzeć wzrokowi Jaka. Po prostu odbierało mi mowę. On też zdawał się być wręcz zahipnotyzowany, gdy rozmawialiśmy (a może to tylko moje odczucia? Sama już nie wiem...). Na szczęście zdołałam się w porę ogarnąć i przerwałam tę długotrwałą ciszę.
- Bardzo chętnie... - odwzajemniłam jego uśmiech - Ale pod jednym warunkiem.
- Zamieniam się w słuch.
- Pójdziemy dziś nad rzekę? Proszę, bardzo bym tego chciała. Nie przychodziłam tam od tak dawna, a to jedno z moich ulubionych miejsc.
- Dzisiaj...? - basior lekko zmarszczył nos, oglądając się za siebie na pokryte grubą warstwą białego puchu drzewa - Nie jestem pewien czy to najlepszy pomysł...
- Oj, Jake. Dość już tej troski. Wrzuć na luz! - zamerdałam podekscytowana białą kitą.
Przyjaciel wziął głęboki wdech, a następnie wypuścił powietrze z głośnym świstem - Pffff... No dobrze. Ale nie na długo.
- Super! Wobec tego nie traćmy czasu! - wykrzyknęłam z entuzjazmem, wyprzedzając wilka.
- Bella, czekaj... - nieoczekiwanie samiec wyskoczył mi naprzeciw, zagradzając drogę - Może lepiej ja pójdę przodem, dobrze?
- Dobrze... Ale dlaczego?
- Chyba lepiej by było, gdyby twoi rodzice, jak i pozostała część watahy, nie dowiedzieli się o naszej małej wycieczce, nieprawdaż?
- A, tak. W sumie racja... - przytaknęłam, podążając za basiorem.
Los nam sprzyjał, bo nie spotkaliśmy na swej drodze ani jednego wilka. Właściwie to las wydawał się teraz taki... Pusty. Słyszeliśmy tylko przelatujące w pobliżu ptaki. Zapewne większość roślinożerców udała się w stronę Doliny Sun.


- Nawet szybko doszliśmy, prawda? - zagadnął czarny basior, spoglądając na brzeg rzeki.
- Pięknie tu teraz... - westchnąwszy, przycupnęłam na śniegu.

Jake?

wtorek, 27 lutego 2018

Od Anarii CD Genevieve

- Przy strumieniu Fera Caeruleis. Bardzo często bywają tu zwierzęta, tu lub w pobliżu. Może nam się poszczęści... - powiedziałam, po czym zaczęłam węszyć ,,górnym wiatrem''. Po chwili wyczułam zapach jelenia szlachetnego. Wraz z Gen udałyśmy się za zapachem, aby po chwili dojść do... trzech młodych jeleni, którym akurat zaczynało wyrastać poroże.
- Gen... Myślisz że lepiej zapolować, czy nie?... - zapytałam z lekka niepewnie.
Moim zdaniem mogłybyśmy zapolować, jednak wolałam zapytać Gen, w końcu mogła się bać czy coś... Tak z góry, to czułam, że się nie boi, jednak chamska nie jestem, przynajmniej nie dla członków watahy.

Gen? XD

Od Jaka CD Belli

Z jednej strony miałem ochotę powiedzieć ,,Nic nie szkodzi...'', a z drugiej miałem dziwną ochotę odwzajemnić ten gest. Walczyłem sam ze sobą, z jednej strony nie wiedziałem co we mnie wstąpiło, a z drugiej coś sprawiało że przy Belli czułem się jakoś... inaczej, niż przy innych...
Z zamyślenia wyrwał mnie głos Belli.
- Wybacz...
- N-nic nie szkodzi... - powiedziałem wciąż lekko zakłopotany.
***
- Niedługo powinnaś być w o wiele lepszej formie... - Anaria zwróciła się do Belli z promiennym uśmiechem na pysku.
- To... super. - odparła przyjaciółka. - Nie mogę się doczekać...
Matka Belli zachichotała cicho, po czym czule polizała córkę po czole. 
- Jednak uprzedzam, że jeszcze przez jakiś czas będziesz musiała się oszczędzać. - dodała, po czym wyszła.
Uśmiechnąłem się do Belli z lekka zakłopotany, a wadera odwzajemniła mój uśmiech.
- Wiesz... Chciałbym cię o coś zapytać... - powiedziałem.
- Tak? 
- Wiesz... Może wybralibyśmy się któregoś dnia na przechadzkę do kryształowej jaskini?... Oczywiście dopiero kiedy wyzdrowiejesz...
Mówienie utrudniał mi wzrok wadery, patrzącej akurat w moje oczy. Jej oczy był duże, piękne i... Zaraz, Jake, opanuj się! Były takie ciemne i głębokie... Nie nie nie, STOP JAKE.

Bella?^^

Od Belli CD Jaka

Miło było się obudzić i zobaczyć nachylonego nade mną Jaka, zwłaszcza że ostatnimi czasy, wszystkie poranki wydawały mi się takie... Podobne? Samotność jednak potrafi dawać się we znaki. Rzecz jasna nie mam tu na myśli braku jakiegokolwiek towarzystwa, bo zarówno rodzice, siostra, wujostwo, jak i pozostali członkowie watahy odwiedzali mnie stosunkowo często, aczkolwiek największą radość, a zarazem spokój i poczucie bezpieczeństwa, czułam tylko wtedy, gdy Jake był obok. Zawsze kiedy jest przy mnie, dzieje się ze mną coś, czego tak naprawdę chyba nie jestem w stanie do końca wytłumaczyć. Każde jego słowo, uśmiech i te piękne oczy pełne głębi... To jak na mnie patrzy... Nie wiem jak to ubrać w słowa. Grzechem z mojej strony, byłoby przyznanie się do tego, że go "lubię", ponieważ to "lubię" nie jest w stanie nawet w maleńkiej cząstce odzwierciedlić tego, co dzieje się w mojej głowie, gdy Jake jest obok. Bella, ogarnij się, nie wariuj! Nie jestem już dzieckiem i w tej chwili myślę, że mam już świadomość z czym mogę mieć do czynienia, ale strasznie boję się powiedzieć to na głos. Jak mu to wyznać? Czy on też czuje to samo? Może to, co dotychczas odczytywałam jako swego rodzaju "sygnały", czy jak tam mogę to inaczej nazwać; w rzeczywistości wcale nimi nie jest? Nie chcę już uciekać przed samą sobą, bowiem popadam wtedy w jakiś wir rozmyślań, którego pętle coraz to mocniej zaciskają się na mej szyi. Już dość kłamstwa, najwyższa pora zebrać się na odwagę. Spojrzeć mu prosto w oczy i wyznać to, co teraz dzieje się w moim sercu.
- Jak się czujesz? Lepiej?... - niski głos basiora nieoczekiwanie wyrwał mnie z rozmyślań.
Skierowałam spanikowany wzrok na przyjaciela, przez moment nie odzywając się słowem.
- Przepraszam... - wyszeptałam, nieudolnie starając się ukryć zakłopotanie - Teraz to ja się zamyśliłam.
- Wiem, zauważyłem. - samiec posłał mi ciepły, pogodny uśmiech, dzięki któremu nieco się uspokoiłam - Pytałem jak się czujesz - przypomniał po chwili.
- Już lepiej, znacznie lepiej... - uśmiechnęłam się delikatnie, zerkając na basiora, którego zatroskany wzrok nie odpuszczał mnie ani na moment.
- Bello, nie obrazisz się jeśli wyjdę na chwilę? Wiem, że jeszcze nie jesteś głodna, ale...
- Jasne, nie ma problemu. Leć, przecież musisz coś jeść! - zachichotałam rozbawiona zachowaniem Jaka.
- T-to... To dobrze... W takim razie zaraz wracam... - mruknął odrobinę zmieszany, wychodząc z jamy.
***
Korzystając z okazji, że chwilowo nikt mnie nie pilnuje, powoli wstałam z łóżka i wymknęłam się z domu. Może i nie byłam jeszcze całkiem w formie, ale i tak zdecydowałam się wyjść, choć na chwilę. Zadowolona maszerowałam po oprószonej śniegiem trawie. Dzień był piękny, znacznie cieplejszy niż wczoraj. Ku memu zaskoczeniu w pobliżu nie zastałam nikogo. Dosłownie nikogo. Właściwie dla mnie to lepiej, bo pewnie gdybym spotkała kogoś z watahy, szybko odprawiono by mnie z powrotem do nory. Uniosłam pysk, czując ciepłe promienie słońca. Wiatr delikatnie muskał moją sierść.


- Bella! Co ty tu robisz?! - usłyszałam znajomy głos za swoimi plecami.
Odwróciwszy się, dostrzegłam przyjaciela biegnącego w moją stronę i dorodnym szarakiem w pysku.
Wilk rzucił zdobycz na bok, po czym zatrzymał się obok wejścia do nory, spoglądając na mnie z wyrzutem.
- Myślałem, że coś sobie wyjaśniliśmy... - warknął oschle, jak nigdy dotąd.
- Oj, przestań już. - pokręciłam głową, podchodząc bliżej - A już miałam nadzieję, że się ucieszysz na mój widok.
- Cieszę się, ale wolałbym żebyś była bardziej ostrożna... - stwierdził bez większego entuzjazmu, dając mi tym samym do zrozumienia, iż zachowuje się jak dzieciak.
Proszę, proszę. Od tej strony to ja go jeszcze nie poznałam. Taki twardy, a zarazem odpowiedzialny i troskliwy...
- Co się tak cieszysz? - skrzywił się delikatnie z pytającym spojrzeniem.
- Nic, nieważne... - bardzo się starałam się nie zaśmiać, naprawdę. Ale jego zachowanie mi to uniemożliwiało - Możemy jeszcze tutaj posiedzieć? Proszę, chociaż chwilkę... - popatrzyłam na niego błagalnym, bezbronnym wzrokiem.
Po jego wyrazie twarzy nie trudno było wywnioskować, co sobie w tej chwili pomyślał, aczkolwiek miło z jego strony, że zdecydować się nie komentować mojego zachowania.
- Pffff... Dobrze, ale tylko chwilę... - zgodził się, siadając obok mnie.
Zerknęłam na basiora kątem oka.
- Oj, no weź się już na mnie nie gniewaj, bo mi się ciężko na serduszku aż robi... - lekko pchnęłam Jaka, czekając z niecierpliwością na jego reakcję.
Wilk uśmiechnął się dosłownie na chwilkę, potem uśmiech nieoczekiwanie zszedł z jego twarzy. Po dłuższej chwili spędzonej w zupełnej ciszy, postanowiłam znów spróbować go, choć odrobinę rozweselić, jednak chyba wyszło mi to aż za dobrze. Delikatnie liznęłam go po pysku. W odpowiedzi basior zesztywniał zaskoczony.
- Co to miało być? - zaśmiał się.
- Emmmm... - dobra, teraz to było mi akurat głupio.
Sama nie wiem, co mną właśnie kierowało. Bella, coś ty najlepszego zrobiła?

Jake?

Od Genevieve do Lucasa

Od kilku dni trzymał mocny mróz. Śnieg zasypał praktycznie cały las. Zauroczona tym pięknym krajobrazem wybrałam się na przechadzkę. Uwielbiałam zimę, od kiedy byłam szczenięciem. Najlepsze wspomnienia z dzieciństwa dotyczyły właśnie zimy. Do mojej głowy przybiegły piękne chwile dzieciństwa, podczas których rzucałam śniegiem lub ślizgałam się na zamarzniętych jeziorach. Nagle do głowy wpadł mi genialny pomysł. Lodowisko! Nie zastanawiając się długo pobiegłam w stronę jeziora. Nie było to zbyt daleko, więc w mgnieniu oka znalazłam się na miejscu. Widok zamarzniętej wody i ośnieżonych drzew dookoła zachwycił mnie swym pięknem. Poczułam się zupełnie beztrosko i spokojnie. W końcu zorientowałam się po co tutaj przyszłam. Ostrożnie postawiłam jedną łapę na lodzie sprawdzając czy nie załamie się pod moim ciężarem. Tafla okazała się być dość gruba, więc powoli weszłam na lód. Po chwili ślizgałam się w najlepsze. Dość często nogi odmawiały mi posłuszeństwa i lądowałam na brzuchu, mimo to wciąż chichotałam, jak małe dziecko. Ta chwila mogła trwać wiecznie. Nagle usłyszałam szmery, dochodzące zza krzaków. Niespokojnie rozejrzałam się dookoła, jednak nikogo nie zauważyłam. Niespodziewanie usłyszałam trzask pod swoimi stopami. Lód zaczął powoli pękać. Przerażona obserwowałam kolejne pęknięcia na tafli. Próbowałam powoli zejść z lodowiska, jednak lód pękał coraz bardziej. Stałam jak sparaliżowana. Czy nadszedł mój koniec? Lód załamał się pod moimi stopami. W ułamku sekundy przed oczami, niczym film, przeleciało całe moje życie. Wpadłam do lodowatej wody. Próbowałam wydostać się na powierzchnie jednak byłam zbyt słaba. Traciłam powoli świadomość. Ostatnie co pamiętam, to silne łapy wyciągające mnie z wody.

Lucas? Co ty na to?

Od Genevieve CD Bruna

Wybrałam się na przechadzkę po lesie. Nic nie działało lepiej na moje zszargane nerwy niż świeże powietrze i świergot ptaków. Moje myśli krążyły gdzieś w obłokach. Nagle zauważyłam przed sobą basiora. Na wygląd mógł być w moim wieku. Nie wiedziałam czy mam do niego podejść, czy może jak najszybciej, niepostrzeżenie zwiać, gdzie pieprz rośnie, ale wilk jednak mnie zauważył. W jego oczach zobaczyłam lekką niepewność.
- Cześć... - mruknął nieśmiało. - Jesteś z watahy, zgadza się?
- Tak, od niedawna. Jestem Genevieve, a ty? - uśmiechnęłam się serdecznie w jego stronę.
- Bruno. Bruno Coldmist.
Coldmist? Coś mówiło mi to nazwisko. Nagle doznałam olśnienia. Anaria nazywa się Coldmist.
- Jesteś rodziną Anarii? - spytałam po chwili.
- Tak. Anaria to moja siostra - oznajmił Bruno. Anaria nie wspominała, że ma brata. Musimy chyba nadrobić zaległości i poznać się bliżej.
- Nie wiedziałam, że Anaria ma brata... - wypaliłam, przez co basior zaczął się śmiać. Gdy już lekko się uspokoił z teatralnym uśmieszkiem odpowiedział:
- Cóż mogę ci na to powiedzieć... Taaa Daaam!!!
Teraz to ja się roześmiałam. Jak powszechnie wiadomo śmiech jest zaraźliwy więc po chwili również Bruno zanosił się śmiechem.
- Masz może ochotę gdzieś się przejść? - mruknęłam, wciąż lekko chichocząc.

Bruno?

poniedziałek, 26 lutego 2018

Od Jaka CD Belli

- No i oczywiście, jeżeli twoi rodzice nie będą mieć nic przeciwko bo wiesz... - dodałem. - W końcu...
- Myślę że nie powinni. - przerwała mi Bella.
- Nooo... Skoro tak myślisz. - odparłem lekko zakłopotany. - Jednak nadal myślę, że to nie wypali, zwłaszcza że ojcowie bardzo często...
- Bardzo często co? - przyjaciółka spojrzała na mnie pytającym wzrokiem, jednak ja wiedziałem, że wiedziała o co mi chodzi.
- Bardzo często są w tej kwestii podejrzliwi... Wiesz o co chodzi. - starałem się ująć to tak, aby brzmiało w miarę ,,normalnie'', jednak najwyraźniej mi się to nie udało. - My już to sobie wyjaśniliśmy, ale rodzice mogą nie wiedzieć...
- Racja... Ale jestem pewna, że uda się ich przekonać.
- Cóż, zawsze można spróbować... Ale uprzedzam, że nie chcę wyjść na dziwaka. - po moich słowach oboje parsknęliśmy śmiechem.
***
- Jesteś pewna? - zapytał Larry, mierząc mnie wzrokiem który w moich oczach zdawał się mówić ,,Nie waż się jej tknąć!'', ale nigdy nie wiadomo co mógł znaczyć...
- Oj, kochanie, przecież to nie głupi pomysł. - powiedziała Anaria z promiennym uśmiechem na pysku, co trochę mnie uspokoiło. - Dobrze by było, gdyby ktoś pilnował Belli. W końcu jeżeli by czegoś potrzebowała, mogłaby go zwyczajnie obudzić, prawda Jake? - wadera spojrzała na mnie pytającym wzrokiem.
- Ja-j-jaaaasneee... - odparłem uśmiechając się delikatnie, jednak z zakłopotaniem.
Spojrzałem na Bellę, która to patrzyła rodzicom głęboko w oczy.
- Ja się zgadzam... - powiedziała Anaria nadal się uśmiechając, jednym okiem zerkała na Larego, a jednym na mnie i Bellę.
- Zgoda. - mruknął Larry, wciąż patrząc na mnie zniesmaczony. - Zaraz przyniosę jakiś mech i liście, żebyś mógł spać, ale z góry uprzedzam że nie będzie aż tak wygonie...
- Rozumiem, nic nie szkodzi. - odparłem spokojniejszym tonem.
***
- Dobranoc Bella... - szepnąłem spoglądając na waderę. 
- Dobranoc Jake... - odparła takim tonem, po którym słychać było że jest zmęczona.
- Śpij dobrze, słodkich snów... - dodałem nieco ciszej.
Wadera ziewnęła przeciągle, po czym zamknęła oczy. Patrzyłem jak zasypia, a poszło jej to szybko. Ja sam położyłem się na swoim ,,posłaniu'', znajdującym się bardzo blisko posłania Belli. Skuliłem się tak, aby nie zajmować zbyt dużo miejsca, zamknąłem oczy, w nadziei że uda mi się zasnąć. Po jakimś czasie, zwyczajnie mi się to udało.
~Stałem na półce skalnej w górach. Patrzyłem w przerażającą przepaść. Widać było, że każdy, kto tam spadnie, będzie w ciężkim stanie, i nie zdoła wyjść. Nagle usłyszałem dziwny dźwięk - jakby ktoś drapał skałę... był to Jasper. Ostatkami sił starał się wspiąć na półkę skalną.
- Jake! - usłyszałem znajomy głos.
Spojrzałem na niższą półkę skalną, bardzo wąska i widocznie niezbyt wytrzymała. Leżała na niej Bella, usiłując wspiąć się wyżej, jednak bezskutecznie. Miałem ochotę wykrzyczeć jej imię, jednak mogłoby to sprowadzić na nas wszystkich zgubę w postaci lawiny. W pewnym momencie, usłyszałem lekko zduszony głos nieco bliżej mnie.
- Pomóż mi... - wyszeptał Jasper.
Spojrzałem na niego z wściekłością w oczach, czułem w sobie ogromną chęć zemsty, oraz narastający gniew. W pewnej chwili wbiłem pazury w obydwie łapy basiora, schyliłem się patrząc mu prosto w oczy rządnym zemsty wzrokiem.
- Niech... żyje... Jasper! - warknąłem, po czym z całych sił odrzuciłem łapy basiora od skały.
Z krzykiem spadł w przepaść, a ja, dysząc z wściekłości, patrzyłem na to. Chwilę później, zwróciłem wzrok ku Belli ale... nie było tam ani jej, ani półki skalnej, na której stała. Spojrzałem w  głąb przepaści, zobaczyłem tam leżącą przyjaciółkę. Nawet z daleka widziałem, że krwawi. Chwilę później, usłyszałem za sobą cichy, jednak przepełniony smutkiem w stu (lub więcej) procentach płacz. Odwróciłem się, aby zobaczyć kto płacze. Była to Anaria, matka Belli. Chwilę później, zjawili się tam Claudia, Larry, Crystal, Shine, Jack, Bruno, Holly, mój ojciec i Maxine. Poczułem jak łzy wzbierają się i w moich oczach, a smutek Anarii, Claudii, Larrego, Crystal i innych wprawiał moje serce w jeszcze większą rozpacz. Podszedłem do ojca i Maxine, ze łzami w oczach spojrzałem prosto w ich oczy.
- Żegnajcie... Kocham was... - wyszeptałem ledwo powstrzymując się od płaczu, po czym odwróciłem się, wziąłem rozbieg, i skoczyłem prosto w przepaść.
W pewnym momencie uderzyłem o skałę, odbiłem się od niej, po czym sturlałem się po stromym zboczu. W końcu cały we krwi trafiłem na ziemię, ostatkiem sił czołgając się w stronę Belli. Przyjaciółka leżała ledwo przytomna, łzy lały jej się z oczu, a z boku i łap krew.
- Bella... zostań ze mną... proszę... - wyszeptałem jej nad uchem zduszonym głosem, jednak nie udało mi się powiedzieć nic więcej. Zwróciłem głowę w stronę Jaspera - ten leżał już martwy.
Chwilę później ponownie spojrzałem na Bellę - miała zamknięte oczy, a dodatkowo jej oddech stopniowo zanikał... Chciałem płakać na cały głos, drzeć się, wyć, skomleć... jednak nie miałem na to wszystko siły, nawet na najmniejszą z tych rzeczy, no, może z wyjątkiem cichego skomlenia... Położyłem głowę na zimnym już ciele przyjaciółki, czując jak gorące łzy spływają po moim futrze, po mojej skórze... Kilka z nich trafiło na rany, co  sprawiło, że zaczęły mocniej piec. Chwilę później, i moje oczy zaczęły się zamykać, czułem tylko gorące łzy, gorącą krew, smutek... czułem jak wszystko w moim życiu się zapada... poczułem dziwne uczucie... wziąłem głęboki wdech, po czym ostatkiem sił wyszeptałem nad uchem Belli ,,Zawsze będę przy tobie...'', chwilę później zamknąłem oczy, przestałem oddychać... umarłem.~
Gwałtownie otworzyłem oczy i rozejrzałem po pomieszczeniu niespokojnie. Chwilę później jednak odetchnąłem, wiedząc że był to tylko sen. Chyba zbyt intensywnie myślałem o tych wszystkich zdarzeniach... Z jednej strony miałem ochotę wygramolić się z nory cichaczem, tak aby odetchnąć trochę świeżym powietrzem i się uspokoić, wiedziałem jednak, że muszę być przy Belli... Po jakimś czasie zdecydowałem się jednak na pierwszą opcję, mimo że miałem sporo wyrzutów. Chwilępóźniej znalazłem się przed norą. Na czarnym jak heban niebie świeciły gwiazdy, jednak nie było ani śladu księżyca - innymi słowy księżyc był w nowiu.


Chwilę później zauważyłem, że nie jestem tu sam - jakiś metr ode mnie siedział Larry, spoglądając na mnie.
- Jake? Jeszcze nie śpisz? - zapytał po chwili.
- Wiem że powinienem być teraz przy Belli... ja... - zacząłem z zakłopotaniem. - Przepraszam ale obudziłem się i uznałem że potrzebuję na chwilę wyjść...
- Spokojnie, rozumiem. - rzekł Larry. Szczerze, to jego odpowiedź z lekka mnie zdziwiła.
- Nie gniewa się pan?... - zapytałem niepewnie.
- Jasne że nie, każdemu może brakować odrobiny świeżego powietrza. Widzisz, mnie także było tego trzeba.
Odetchnąłem z ulgą słysząc wypowiedź Larrego. Może jednak mnie NIE nienawidzi?...
Przez jakiś czas siedzieliśmy w ciszy, chociaż może nie do końca... Jedynymi odgłosami był cichy szum wiatru i nasze myśli - jednak te słyszeliśmy tylko my w naszych głowach... Ja osobiście, gdy patrzyłem na gwiazdy, przypominałem sobie noc w której siedziałem wraz z Bellą na polanie... Były takie piękne... znaczy się, jej oczy... Setki, a może i tysiące gwiazd świeciło w ciemnych źrenicach jej oczu, a nawet w tęczówkach... jej futro lśniło w świetle gwiazd podobnie jak śnieg, który to wtedy jeszcze pokrywał ziemię i drzewa. Po chwili zrobiło mi się jeszcze smutniej... w końcu teraz Bella nie mogła nawet wstawać z łóżka, a co dopiero wybierać się gdzieś poza norę... Ale w sumie, to pewnie i tak nie chce jej się nigdzie wybierać z kimś takim jak ja... z kimś tak dziwnym...
- Mogę zapytać o czym myślisz? - Larry najwyraźniej postanowił przerwać ciszę. Może to i dobrze, że nie zdołałem zagłębić się w myślach?
- Ja... Zastanawiam się czy Bella szybko wyzdrowieje... - starałem się dobrać słowa tak, aby nie powiedzieć o czym na serio myślę, oraz aby nie skłamać - co jest przecież wykonalne.
- Fakt, też jestem ciekaw... Chyba nikt z tej watahy nie lubi patrzeć jak inni muszą cierpieć, ale zawsze mogę się mylić. - stwierdził basior.
Przez jakiś dłuższy czas rozmawialiśmy, jednak w końcu uznaliśmy, że należałoby wrócić do środka. Normalnie nie spodziewałbym się, że ojciec Belli będzie rozmawiać ZE MNĄ w taki sposób... Ale taka rozmowa była miłą odmianą od większości wcześniejszych.
Do pokoju Belli wszedłem po cichaczu, a gdy tam wszedłem sprawdziłem czy na sto procent śpi. Początkowo miałem zamiar ułożyć się i spróbować zasnąć, jednak coś we mnie kusiło mnie aby zrobić coś innego. Odwróciłem głowę w stronę wyjścia z pokoju, aby upewnić się że nikt nie patrzy, chwilę później pochyliłem się, i przytuliłem waderę, uważając jednak na to, aby jej nie obudzić.
Po całej tej ,,akcji'' sam ułożyłem się na ,,swoim posłaniu'', po czym zamykając oczy zacząłem zasypiać.
***
Obudziłem się rano, kiedy Bella jeszcze spała. Z uśmiechem spojrzałem na białą waderę, siadając obok jej posłania. Szczerze mówiąc, wyglądała uroczo gdy spała... chociaż w sumie, nawet gdy nie spała, i tak wyglądała uroczo. Zaraz, Jake, idioto! Co ty sobie myślisz czarny dziwaku?! Nie no, chyba na serio zaczyna mi odbijać.. przecież ja nie mogę...
***
- Jake?... - mruknęła zaspana wadera, na co ja zastrzygłem uszami.
- Tak, to ja... - odparłem spokojnym tonem. - Jesteś może głodna, czy coś?...
Bella zachichotała cicho, po czym otworzyła oczy w pełni.
- Nie za bardzo... Zjem coś później...
- Jesteś pewna? - zapytałem dla pewności.
- Jasne, czemu miałabym nie być pewna co mówię? - zapytała wadera.
- No... Tak tylko pytam. - uśmiechnąłem się. - Ale mniejsza... Jak się czujesz? Lepiej?...

Bella?^^

niedziela, 25 lutego 2018

Od Belli CD Jaka

- Jake? Jesteś tu? - zaśmiałam się, spoglądając figlarnie na basiora.
- Co? A tak, wybacz. Odpłynąłem na chwilę... - mruknął odrobinę zmieszany.
- Spoko, też mi się to często zdarza... - nie kończąc zdania, zerknęłam kątem oka w stronę wyjścia - Może przejdziemy się na krótki spacer? Chciałabym wreszcie wyjść z tej ciasnej nory...
- Nie. - samiec pokręcił przecząco głową - Nie ma mowy. Przecież wiesz, że nie powinnaś jeszcze wychodzić, a o ile mi wiadomo, jeszcze niedawno ledwo trzymałaś się na nogach.
- Oj tam, oj tam. Było minęło. Nie mam zamiaru przeleżeć tak całej zimy, tym bardziej iż wkrótce się kończy.
Nie czekając na pozwolenie, zerwałam się z posłania, ale jak widać przeceniłam swoje możliwości, bo już po chwili, znów dopadł mnie ostry ból w klatce piersiowej.
- Bella! - Jake spiorunował mnie wzrokiem - Kładź się i nie dyskutuj.
Niechętnie spełniłam jego prośbę. Miałam już serdecznie dość tego leżenia. Wiem, to pewnie wyjątkowo głupia wymówka, ale czuję się wtedy taka bezużyteczna.
- Nawet nie próbuj znowu tego robić, bo będę tu siedzieć całą noc. - oznajmił twardo basior, który chyba właśnie nie był do końca świadom swoich słów.
- Doprawdy? - na mym pysku zawitał chytry uśmieszek - Całą noc, hę?
- Ymhh... Tak, jeśli zajdzie taka potrzeba... - odparł nieco zakłopotany.

Jake?

sobota, 24 lutego 2018

Od Anarii CD Maxine

Obydwie z Max wybuchłyśmy głośnym śmiechem. Chwilę później jednak zmuszone byłyśmy przestać, gdyż zjawiły się Claudia i Bella, mierzące nas wzrokiem mówiącym coś w stylu ,,Eee... Mamy iść?...'', tak więc zrobiło nam się odrobinę głupio...
- Możecie już siadać, tata zaraz przyjdzie... - powiedziałam aby rozwiać wstyd.
- Ok. - odparł obie jedna po drugiej.
- Ty też Max... jeśli chcesz. - dodałam.
- Jasne, usiądę już. - odparła przyjaciółka.
Chwilę później zjawił się Larry, który także zasiadł do jedzenia, a wraz z nim i ja.
***
- Co powiesz na mały spacer? Mam dziwne przeczucie, że nam się przyda... - zachichotałam.

Max? Przepraszam że musiałaś tak długo czekać :C

Od Anarii do Melindy

Spacerowałam po lesie ze spokojem, nasłuchując śpiewu ptaków i szumu wiatru. Zauważyłam, że tuż obok dębu siedzą dwa zające. Normalnie wykorzystałabym to, i je upolowała, jednak postanowiłam je oszczędzić. Przez dłuższą chwilę przyglądałam się futrzakom, jednak gdy tylko mnie zobaczyły, uciekły. Udałam się więc dalej, cały czas podziwiając tylko naturę, która to bardzo powoli zaczynała budzić się do życia. Po jakimś czasie, zauważyłam kogoś kilkanaście metrów przed sobą. Od razu ją rozpoznałam, bo w końcu jakże by inaczej.
- Meli! - krzyknęłam radośnie machając ogonem, przy czym promiennie się uśmiechając.
Wadera odwróciła się w moją stronę, odwzajemniając uśmiech. Osobiście bardzo się cieszyłam, widząc przyjaciółkę. W końcu od jakiegoś czasu się nie widziałyśmy...

Melciu?^^

Od Crystal do Jacka

Przygotowałam napar z zasuszonej mięty i dzikiej róży, a najlepsze części z mięsa aż czterech dorodnych owiec starannie przyprawiłam ziołami i innymi takimi przyprawami. W końcu nie dam swojej rodzinie nic złego do jedzenia... W końcu byłam ja, Bruno, Holly, Anaria, Larry, Claudia, Bella, Shine i Jack, czyli aż osiem wilków. Miałam nadzieję że obiad im posmakuje...
Po jakimś czasie wszyscy zjawili się na miejscu. Miło mi było widzieć całą rodzinę w jednym miejscu... co prawa brakowało mi jednej osoby, jednak starałam się nie myśleć o tym bez przerwy, co było dla mnie bardzo trudne.
Każdy zjadł mięso ze smakiem i popił wywarem. Z zadowoleniem patrzyłam na każdego członka rodziny, uśmiechając się delikatnie.
***
Siedziałam całkiem sama, oparta o drzewo. Z pod śniegu wyłaniało się już kilka przebiśniegów, zawilców, krokusów i sasanek, tym samym dając znak o zbliżającej się wiośnie. 


Myślami błądziłam po wspomnieniach związanych z młodością, gdy wraz z mężem spacerowaliśmy po lasach wiosną... Gdy nożem pisaliśmy swoje inicjały na drzewach... W pewnym momencie poczułam, że zaczynam płakać. Łzy spływały po moim futrze, a ja nie starałam się w żaden sposób ich zatrzymywać. Z płaczem padłam na śnieg, a raczej jego pozostałości. Łkałam nie mogąc przestać, przed oczami miałam wspomnienia po ukochanym, po chwilach spędzonych razem z nim... Po naszym ostatnim wspólnym polowaniu, po pożarze... Dokładnie pamiętałam uczucie, gdy musiałam patrzeć jak umiera miłość mojego życia, lub gdy po pożarze myślałam że moje córki nie żyją... Myśląc o tym płakałam coraz głośniej, a złamane serce bolało coraz bardziej. W pewnym momencie usiadłam, powstrzymując płacz na kilka sekund. Załkałam jeszcze kilka razy, po czym zawyłam smętnie. Moje wycie rozniosło się po puszczy, gorące łzy spływały po moim futrze, a ja, w samotności patrzyłam w niebo... W błękitne niebo, na którym widać było słońce i chmury... Tak jak za dawnych lat...

Jack?

Od Jaka CD Belli

- Fakt, często im się zdarza... - zachichotałem cicho. - No ale tak w sumie, to może po prostu chcą być sami?... Jest jeszcze kilka innych opcji, jednak podejrzewam iż chcą być sami... - ponownie zachichotałem.
- Cóż, może i masz rację... - stwierdziła Bella.
- W każdym razie dobrze jest wiedzieć że tata nie jest już sam. Nigdy nie lubiłem patrzeć jak siedzi sam i rozmyśla...
- I wcale ci się nie dziwię.
Nagle przypomniałem sobie noc, w której podarowałem Belli kryształ, przypomniałem sobie jej słowa... Na myśl przyszło mi to, że kiedyś zapewne każde z nas odnajdzie drugą połówkę, podobnie jak nasze rodzeństwo...

Bella?^^

Od Anarii CD Larego

Patrzyłam na kryształ z lekkim zdziwieniem.
- Oj... Przepraszam, ja... Nie wiedziałam że chciałeś... - słowa grzęzły mi w gardle.
Basior polizał mnie po pysku, lekko chichocząc.
- Nic nie szkodzi... To normalne, że chciałaś wiedzieć. Znam cię...
- Ech... To chyba faktycznie leży w mojej naturze... - zachichotałam.
***
- Pamiętasz, jak spędziliśmy tu noc? - zapytałam męża, wpatrując się w kryształy.
- Jakże mógłbym zapomnieć? - zachichotał basior, posyłając mi pogodne spojrzenie.
- Byliśmy może rok czy dwa starsi od naszych córek... To były dopiero czasy... - zamyśliłam się przez chwilę.

Larry?^^

Od Bruna do Genevieve

Zgodnie z wolą matki udałem się na polowanie. Niestety, przy strumieniu i na polanie nic nie znalazłem... Postanowiłem więc udać się nad potok, jednak i tam szczęście mi nie sprzyjało.
- Jasny szlak... - bąknąłem pod nosem sam do siebie.
Chwilę później usłyszałem kroki tuż za sobą. Gwałtownie się odwróciłem i... ujrzałem znajomą z widoku waderę.
- Cześć... - odezwałem się niepewnie. - Jesteś z watahy, zgadza się?

Gen?^^

Od Shine CD Jacka

- Szczęśliwych walentynek... - odparłam wtulając się w futro basiora.
***
Oboje ułożyliśmy się na miękkim posłaniu w norze. Przytuliłam się do Jacka, przy czym czułam nawet bicie jego serca. W pewnym momencie jednak, poczułam coś dziwnego... z jednej strony troszkę łaskotało, a z drugiej strony bolało. Szybko zmieniłam pozycję na siedzącą, przy czym mimowolnie syknęłam z bólu.
- Coś się stało? - zapytał basior lekko zaniepokojony.
- Nie, nic... Tylko trochę boli... - odparłam zmieszana, siłując się na lekki uśmiech.

Jack? :3

Od Belli CD Jaka

- Tak wiem, wiem... - czarny basior spuścił pysk, na moment wbijając wzrok w glebę.
Nie wiedziałam, co teraz powinnam mu powiedzieć. Jak go pocieszyć? Przecież to tylko i wyłącznie dzięki niemu wciąż żyję i mam świadomość tego, że gdyby nie fakt, iż akurat był w pobliżu, prawdopodobnie byłoby już dawno po mnie. W pewnej chwili nie wytrzymałam i przytuliłam się do Jaka, który początkowo nieco zesztywniał. Najwyraźniej nie spodziewał się tego typu reakcji, aczkolwiek nie odsunął się ode mnie. Dopiero po kilku dłuuuugich sekundach, zdałam sobie sprawę, że mój rozmówca chyba nie czuje się teraz zbyt komfortowo, toteż położyłam się z powrotem na posłanie.
- Co to miało być? - wilk zerknął na mnie, z lekkim, nieco chytrym uśmieszkiem.
- Przyjacielskie powitanie... A... Co żeś myślał? - odparłam wymijająco, także posyłając mu delikatny uśmiech, który jednak w moim przypadku, musiał wyglądać na bardziej zakłopotany.
- A... No to okey... - Jake jakby odetchnął z ulgą.
Prawdę mówiąc, nie spodziewałabym się po sobie czegoś takiego, ale cóż, bywa. Zresztą, nie ma sensu już dłużej drążyć tego tematu.
- A jak tam u twojego taty i Maxine? Słyszałam, że od czasu ślubu, dość często znikają. - zaczęłam rozmowę, starając się jak najbardziej odwieść zarówno myśli swoje, jak i Jaka, od tej niezręcznej sytuacji.

Jake?

piątek, 23 lutego 2018

Od Claudii do Leyli

,,Teraz mi nie ucieknie!'' - pomyślałam przemieszczając się między gałęziami praktycznie bezszelestnie. Jedna sarna, a tyle z nią było problemów... W każdym razie, czekałam tylko na odpowiedni moment, aby skoczyć. Gdy tylko nadszedł, mocno odepchnęłam się łapami od ziemi, przy czym skoczyłam na sarnę. Zwierzę nie zdołało uniknąć moich zębów - wbiłam je w kark owej sarny. Na moje nieszczęście, zwierzyna nie dawała za wygraną - mocno wierzgała, kopała co popadnie, i z całych sił usiłowała uderzyć mną o drzewo. W pewnym momencie jej się udało... no, może nie do końca. Zjawiło się stadko (a raczej stado) jeleni szlachetnych - z piętnaście łań, pięć młodych, jeden jeleń, plus kilka (może z trzy) sarny, które najwyraźniej bezpieczniej czuły się blisko jeleni. Sarna na którą polowałam natomiast, wykorzystała dosłownie sekundę lub dwie mojej nieuwagi i zrzuciła mnie z grzbietu. Stadko spłoszyło się i... zaczęło biec prosto na mnie - piętnaście łań, pięć młodych, jeleń, i cztery sarny (trzy ze stadkiem, plus jedna będąca przyczyną mojego upadku ,,z wysokości''). Szybko wstałam, i wzięłam łapy za pas. Biegłam szybko (jak zawsze zresztą), jednak pamiętałam by oszczędzać siły, w końcu nie wiadomo ile czasu mogą mnie gonić... W pewnym momencie, zauważyłam białą waderę, pijącą akurat wodę. 
- Uciekaj! - krzyknęłam.
Wadera była najwyraźniej zaskoczona, jednak chwilę później biegła podobnie jak i ja. Nie było mi trudno zrównać z nią bieg, a gdy to zrobiłam, pomyślałam, że pomogę jej uciec, bo w końcu muszę pomagać innym członkom watahy... i chcę.

Leyla?^^

Od Jaka CD Belli

- Ja chyba już pójdę... - powiedziała Claudia. - W razie czego, będę u babci. - dodała.
- Ok. - odparła Bella.
Po chwili zostaliśmy sami - Ja i Bella. W sumie, to była niezła okazja aby pogadać. Niby robimy to często, a jednak nowe tematy znajdą się zawsze, dosłownie co minuta nowy temat.
- Sporo rzeczy się ostatnio dzieje, nie uważasz? - postanowiłem zacząć rozmowę.
- Racja... Rzeczna jaskinia, nocne spacery, bitwa z Jasperem... - wymawiając imię przybłędy Bella nieco spuściła głowę.
- Przy tej całej scenie z Jasperem starałem się dotrzeć na miejsce jak najszybciej, ale jak widać mi się nie udało... Gdybym tylko dotarł tam wcześniej, albo chociaż przypadkowo przed jego atakiem... Kto wie, może by do tego nie doszło?... - mówiąc to, z jednej strony czułem się winny temu wszystkiemu, a z drugiej strony, wiedziałem że to wina tylko i wyłącznie Jaspera.
- To nie twoja wina. - powiedziała biała wadera. - To był zwykły wypadek, po prostu nie zakończył się najlepiej...

Bella?^^

Od Belli CD Jaka

Ucieszyłam się na widok Jaka i choć widzieliśmy się stosunkowo niedawno, już zdążyłam się za nim stęsknić.
- Pomyślałem, że może jesteś głodna, więc przyniosłem coś na zakąskę... - basior, wciąż odrobinę zmieszany, powoli podsunął mi kawałek mięsa.
- Dziękuję... - posłałam mu wdzięczny uśmiech - Cieszę się, że tu jesteś. Powoli zaczynałam już wariować, bez towarzystwa, znaczy się... - i tu złapałam się za słówko, by po chwili szybko się poprawić - Są rodzice, Claudia... Ale wiesz, to nie to samo, co rozmowy z tobą.
Jake postanowił nie komentować mojej wypowiedzi, aczkolwiek po wysłuchaniu mnie, na jego pysku zawitał delikatny uśmiech, który od razu dodał mi otuchy.
- Jake?
- Tak?
- Zostaniesz tu jeszcze chwilę? - zapytałam z nadzieją w głosie - Wiem, że pewnie masz masę obowiązków na głowie, więc nie będę cię długo zatrzymywać...
- Właściwie to nie. - odparł wilk i usiadł obok mnie na posłaniu.

Jake?

Od Holly do Harry'ego

Spacerowałam przez las, podziwiając przy tym piękno natury. Śnieg praktycznie stopniał,było bezwietrznie, słońce cieszyło moje oczy, podobnie zresztą jak piękne, błękitne niebo, a w powietrzu niemal czuć było wiosnę. Widziałam nawet kilka przebiśniegów, wyrastających w małych ,,gromadkach'' po kilka sztuk. Po jakimś czasie wędrówki, ujrzałam dorosłego basiora. Widząc mnie, zawarczał, odsłaniając przy tym kły. Z podkulonym ogonkiem zaczęłam się wycofywać, a robiąc to cicho skomlałam. W pewnym momencie, zobaczyłam kolejne trzy wilki - mama, brat, i pan Aron.
Mama wraz z Brunem podbiegli do mnie, aby mnie osłonić. Obydwoje zaczęli warczeć, stając w pozycji bojowej. Pan Aron natomiast, rzucił się na złego basiora z zębami i pazurami.
***
Wyszłam z nory, pamiętając jednak, że mam się nie oddalać. Szczerze, po ostatnim zajściu nie miałam na to ochoty. 
W pewnym momencie, poczułam jak zderzam się z kimś. Potrząsnęłam głową, z lekka zaskoczona, jednak chwilę później postanowiłam się odezwać.
- Przepraszam... Nie chciałam... - spojrzałam przepraszająco na młodego wilka.

Harry?

czwartek, 22 lutego 2018

Od Jaka CD Belli

Niepewnie zbliżałem się do nory Belli, niosąc w pysku zdobycz. W pewnym momencie, zobaczyłem Claudię wychylającą głowę z nory. Uśmiechnąłem się wtedy, jednak nie oderwałem zębów od zdobyczy. Przed wejściem do ich nory puściłem ją.
- Cześć... - zwróciłem się w stronę Claudii. - Ja... Pomyślałem że przyniosę coś dla Belli... - wytłumaczyłem nieśmiało.
- Cześć. - odparła Claudia. - Jeżeli chcesz, to wejdź do środka.
Podniosłem kawał mięsa, po czym niepewnie wszedłem do nory. Zdobycz położyłem przed Bellą, leżącą akurat na miękkim legowisku.

Bella?

Od Arona CD Maxine

- Dziękuję. - powiedziałem robiąc duży, sztuczny uśmiech.
Oboje wybuchliśmy śmiechem, który zapewne słychać było w całej puszczy.
***
- Chyba powinniśmy już wracać, ciemno się robi... - zasugerowałem.
- Dobra... Skoro chcesz... - odparła wadera.
Skierowaliśmy się w stronę domu dość wolnym krokiem, jednak ostre powietrze dawało nam we znaki. Po jakimś czasie postanowiłem, że zaproponuję coś żonie.
- Co powiesz na to, aby jutro wybrać się w jakieś fajne miejsce? - zaproponowałem z uśmiechem.

Maxi?

wtorek, 20 lutego 2018

WYNIKI EVENTU WALENTYNKOWEGO!

Kochani, Nasz Event Walentynkowy już się zakończył i za moment ujawnimy jego zwycięzcę, jednakże wpierw pragniemy bardzo podziękować osobom, które wzięły w nim udział. I miejsce i 200 ♧ oraz Jajo Leo otrzymuje Jack Blacker, zaś II miejsce i 150 ♧ zdobywa Lucas Nei.
Serdecznie gratulujemy!


Od Melindy CD Nilaya

- Już ty mnie tu nie komplementuj, bo takie teksty działają na młode wadery... - myślę że gdybym była człowiekiem to pewnie bym się już dawno zaczerwieniła, ale udawałam że jego komplementy nie robią na mnie większego wrażenia. Jaka ja jestem złośliwa, tak lubię się z nim droczyć.
- Jesteś młoda i ja też. W czym problem? - zaśmiał się Nilay.
- Dobra, dobra, już nie przesadzaj z tą młodością, bo obydwoje wiemy że to nie prawda.
- Ja tak nie uważam kochanie. - był po prostu straszny. Na każdym kroku musiał mieć jakieś czułe słówko.
Machnęłam niby obojętnie białą kitą tuż przed jego nosem i uśmiechnęłam się flirciarsko.
- No to skoro jesteś taki młody to mnie złap! - skoczyłam między zaspy i zaczęłam uciekać.
- Znowu będziemy się ganiać? - wilk spojrzał na mnie rozbawiony.
- A co nie chcesz? - puściłam do niego oczko.
Po chwili zaczął mnie gonić.

Nilay?

poniedziałek, 19 lutego 2018

Od Lizzie CD Lucasa

- Heh, no niech ci będzie. - powiedziałam. - Nie naciskam. - po tych słowach schyliłam głowę aby wziąć kawałek mięsa do pyska.
W szybkim tempie zjadłam nieduży kawałek mięsa, po czym ponownie podniosłam głowę.
- Wiesz... skoro już tu jesteś, to może moglibyśmy się trochę lepiej poznać?... - zadałam pytanie z lekka onieśmielona, w końcu rzadko kiedy pytam kogoś czy chce mnie lepiej poznać, za bardzo wstydzę się swojego wyglądu...

Lucas? Wybacz proszę że tak krótko :c

Od Maxine CD Mike'a

Pobiegłam czym prędzej w stronę jaskini Alf. Trzeba było jak najszybciej ich zawiadomić o tym co się właśnie stało.
Jak burza wpadłam do jamy Nila i streściłam mu zaistniałą sytuację.
 - Spokojnie Max. Zgłosiliście to strażnikom?
 - Mike poszedł do nich by im o tym powiedzieć.
 - To dobrze. Pozwól im, że się tym zajmą. Zabierz natomiast Mike'a i śledźcie ich. W razie czego pomożecie strażnikom. Przekaż im tylko, żeby nie zabijali ludzi tylko ich przestraszyli. Wy natomiast pójdźcie za nimi i sprawdźcie gdzie odejdą. - zadeklarował.
W odpowiedzi tylko kiwnęłam głową i truchtem pobiegłam do bazy strażników gdzie zastałam basiora. Powiedziałam im co Alfa zarządził i wszyscy zgodnie udaliśmy się w stronę miejsca gdzie zauważyliśmy ludzi.
 - Nie jesteś szpiegiem prawda? - spytałam z nadzieją w głosie.
 - Nie... - powiedział Mike. - Ale damy radę. Chodźmy za nimi.
Wszystko poszło zgodnie z planem. Strażnicy nastraszyli ludzi, a my pobiegliśmy za nimi.
 - Ciekawe gdzie nas zaprowadzą...

Mike?

niedziela, 18 lutego 2018

Od Lucasa - EVENT WALENTYNKOWY

Od samego świtu wszystkie wilki w naszej watasze były pochłonięte przygotowaniami (oczywiście mowa tutaj głównie o basiorach). Ja także miałem zamiar dziś zrobić komuś niespodziankę, ale serio, bardzo się denerwowałem, bo nie wiedziałem czy osobie, której dam walentynkowy podarunek się on spodoba no bo przecież każdy ma inny gust. Równie dobrze mógłbym sobie odpuścić. Taka ładna wadera na pewno ma na oku kogoś innego. Zobaczyłem niedaleko ode mnie Nilaya. Siedział i obserwował jak członkowie watahy biegają w tą i z powrotem podczas poszukiwań. Część zdecydowała się na klasyczne kwiaty, ale nie ja, bo ja chciałem dać waderze coś bardziej wyjątkowego.
一 Dzień dobry Lucas 一 powitał mnie jak zawsze serdecznie przywódca.
Pomyślałem że może powinienem się w tej sprawie poradzić alfy? Przecież ma partnerkę i pewnie wie jak się powinno takie sprawy załatwiać.
一 Nilay możesz mi pomóc?
一 Mogę ale zależy w czym
一 Jest jedna wadera, której chciałbym dać coś na walentynki, ale nie wiem, który prezent wybrać. Nie chcę dawać jej kwiatów, bo są takie popularne no i ona zasługuje na coś znacznie lepszego 一 wytłumaczyłem. Nilay tylko pokiwał głową. Siedzieliśmy i myśleliśmy nad tą sprawą. Na szczęście Nilay wpadł na pomysł.
一 Może powinieneś ją zabrać w jakieś ładne miejsce?
一 Nie wiem. Pomyślę jeszcze ale dziękuję 一 podziękowałem i poszedłem w swoją stronę. To nawet dobry pomysł. Ale to chyba za mało. Muszę pomyśleć. Co mogłoby ją uszczęśliwić? Potem porozmawiałem jeszcze z innymi wilkami. Niestety Shine ani Jacka w domu nie zastałem. Trochę porozmawiałem z Anarią i Genevieve, które akurat przechodziły niedaleko. Maxine i Aron doradzili mi żebym poszedł do Kryształowej Groty i poszukał jakiegoś ładnego kryształu. Znalazłem. Był całkiem spory, fioletowy w odcieniu różu. Bardzo ładny, ładniejszy od zwykłych kwiatów. Ale kwiaty też po drodze zerwałem, żeby nie było że zapomniałem o jednej z ważnych tradycji. Miałem nadzieję że prezent spodoba się waderze. Przywitałem się z Lizzie. Zastałem ją przed wejściem do jej nory. Chyba była zaskoczona tym że ją odwiedziłem, ale jednocześnie nawet się ucieszyła kiedy mnie zobaczyła.
一 Czy mogę zaprosić cię na spacer? 一 zapytałem szarmancko.
一 No... dobrze...
Zgodziła się chociaż nie miała pojęcia co dziś planuję, ale raczej jej jakoś bardzo nie spłoszyłem.
一 Chciałbym ci coś dać, ale nie wiem jak zacząć... tyle chciałbym ci powiedzieć... Pomyślałem że ucieszysz się z takiego prezentu na walentynki 一 podałem jej kryształ i kwiaty. Oczy Lizzie zalśniły kiedy ujrzały prezent.
一 Są piękne! Dziękuję! 一 wykrzyknęła Lizzie.
Dalej poszliśmy na spacer, rozmawiając na różne tematy. Lizzie była dziś taka wesoła i ożywiona. Dzięki jej pozytywnemu nastrojowi i ja wreszcie wyluzowałem. Reszta dnia upłynęła nam całkiem przyjemnie. Dałem jej ten prezent, bo już wtedy wiedziałem, że czuję do niej coś więcej, ale naprawdę nie chciałem jej do siebie teraz zrazić i postanowiłem nie wyskakiwać od razu z gadką, że ją kocham. Postanowiliśmy po prostu cieszyć się tym dniem. Naprawdę przyznaję teraz, że warto się było trochę po stresować rano, żeby teraz móc spędzić czas z Lizzie. Lubiłem z nią rozmawiać i chodzić na wspólne spacery, kiedy tylko się dało.

czwartek, 15 lutego 2018

Od Jacka CD Shine - EVENT WALENTYNKOWY

Shine miała racje. Już chwilę później wytropiliśmy dorosłą sarnę. Sarna stała sobie w cieniu drzew nieświadoma tego, że ją obserwujemy. Znaleźliśmy ją nawet w dobrym miejscu bo dookoła było dużo sosen, które uniemożliwiały jej ewentualną ucieczkę bo jak wiadomo każdemu drapieżcy atak z zasadzki jest lepszy niż pogoń bo nie wymaga tyle siły, ale za to trzeba się naprawdę cicho zachowywać żeby ofiara nie uciekła nam sprzed nosa. Ustaliliśmy bardzo szybko z Shine plan działania i szybko podeszliśmy sarnę od tyłu, z dwóch stron. Jeszcze nie wyczuła naszego zapachu. Wyskoczyłem zza drzew i wgryzłem się w kark zwierzęcia, zaraz za mną wyskoczyła Shine i to ona zadała ostatni cios. Potem zabraliśmy się za jedzenie, a mięsa było naprawdę dużo i mieliśmy wątpliwości czy damy radę zjeść całą sarnę ale apetyt nam dopisywał.
***
Następnego dnia bardzo wcześnie wyszedłem z nory, bo musiałem porozmawiać z Anarią o organizacji ślubu. Nie budziłem jeszcze Shine, bo moja przyszła żona jeszcze spokojnie sobie spała. Zachwycał mnie jej widok kiedy spała. Tak w sumie to nie tylko wtedy bo zawsze wygląda pięknie, ale zwłaszcza w tym momencie trudno mi było oderwać od niej swoje spojrzenie.
- Anaria! Dobrze że cię widzę! - zastałem Anarię przy wejściu do jej domu. Czekała na mnie tak jak się umówiliśmy.
- Hej Jack. Ale sobie wybraliście dzień na ślub! - Anaria jak widać była w bardzo dobrym nastroju ale nie wiedziałem o czym może mówić. Czy zapomniałem o czymś ważnym?
- Jak to?
- Dziś jest ŚWIĘTO MEI - dzień zakochanych! - poinformowała mnie siostra mojej przyszłej żony - Ale z was szczęściarze! Będziecie mieć ślub w walentynki!
Jak ja mogłem o tym zapomnieć? No przecież! Trochę trudno pamiętać jak się nie ma kalendarza. Ale nad tym się teraz nie będę zastanawiać.
***
Uzgodniłem z Anarią, Melindą, Nilayem i Larym wszystkie szczegóły w tym miejsce w którym mamy się pobrać z Shine. Długo myślałem nad tym jakie to ma być miejsce. Chciałem żeby było wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju. Poszedłem po Shine. Jeszcze nic nie wiedziała o moich planach. Zaproponowałem jej spacer po lesie. Oczywiście się zgodziła i na szczęście chyba nic nie podejrzewała.
***
- Przez całą drogę milczysz. Gdzie my idziemy? - spytała się mnie wadera.
- Zobaczysz. Jestem pewien że ci się tam spodoba. - powiedziałem patrząc na jej piękne, brązowe oczy.
- Czekaj chwile... Jesteśmy nad strumieniem?
- Tak.
- Ale dlaczego tutaj?
- Nie wiem czy pamiętasz ten dzień, ale to właśnie tutaj się poznaliśmy. - spojrzałem na nią i czule polizałem po pysku - Tu po raz pierwszy cię spotkałem. Zaczęliśmy mówić o... - uśmiechnąłem się pod nosem - ... już pamiętam. O tym jak należy się witać. Niech pomyślę... Jak "wypada się witać"?
- Pamiętam to... - zachichotała wadera - Nie za bardzo się na początku dogadywaliśmy.
Wadera rozejrzała się dookoła i spytała się co wszyscy tutaj robią.
- Czekają. - odpowiedziałem.
- Na co?
- Na nas. Podobno mamy wziąć ślub, chyba że się już rozmyśliłaś?
- Nie, ale to takie nieoczekiwane! - zaśmiała się Shine.
Stanęliśmy pod wielką wierzbą przy strumieniu. Wyszło słońce, które oświetliło nas. Spod śniegu widać było kilka malutkich kwiatków. Wszystko było takie piękne.
- Kocham cię... - spojrzałem na Shine - Chcę z tobą być zawsze i wszędzie. - zerwałem jeden z kwiatków i podałem go Shine - Szczęśliwych walentynek.

Shine?

środa, 14 lutego 2018

Walentynki!


Choć się boję odrobinkę,
ślę do Ciebie Walentynkę,
bo nadzieję cichą mam, że Ci troszkę szczęścia dam.
W kawiarence przy deserze, na kolacji, na spacerze,
o północy i w południe, będzie Nam ze sobą cudnie.
Szczęśliwych Walentynek życzy administracja ZN!


poniedziałek, 12 lutego 2018

Od Maxine CD Melindy

Przyznam szczerze, że dawno nie widziałam w tych okolicach lisów, tak więc zaciekawiła mnie postać Shirey. On również przyglądał mi się badawczo, a to zapewne dlatego, że wcześniej mnie tu nie widział. W sumie to mu się nawet nie dziwiłam... W każdym razie miał załatwić dla mnie farbę, aby moja jaskinia wyglądała ładnie. Nie mogłam się już doczekać!
Po załatwieniu wszystkiego odeszłyśmy od jego jamy. Mel wspomniała coś o jakiejś watasze, o której kompletnie nie miałam pojęcia, aczkolwiek nie drążyłam tematu, mimo iż chodził mi po głowie. Stwierdziłam, że później spytam.
 - To może ja pójdę szukać tego zająca dla Shirea? - zaproponowałam.
 - Hmm... Dobry pomysł. - odparła. - Ja mogę pójść do twojej jaskini i sprawdzić czego jeszcze nam potrzeba by wyglądała idealnie. - Uśmiechnęła się.
 - Jestem za! To do zobaczenia za chwilę. - Powiedziałam na odchodne i pobiegłam w swoją stronę.
Czym prędzej upolowałam małe stworzonko. W sumie nie było to jakoś bardzo trudne. Wręcz banalnie proste.
Stwierdziłam, że skoro poszło mi aż tak szybko to może od razu zaniosę je do jamy lisa. Przy okazji będę mieć to już z głowy.
Tak więc ze zwierzyną w pysku potruchtałam do miejsca w którym mieszkał owy osobnik.
 ***
- Shirea! - Krzyknęłam przekraczając próg jaskini. - Shirea! - powtórzyłam to kilka razy lecz nikt mi nie odpowiedział.
A ze względu na to, że byłam  z natury ciekawym osobnikiem to poszłam dalej przed siebie. Nagle ujrzałam jego zielone oczy. Stanął centralnie przede mną.
 - Maxine, jeśli dobrze pamiętam?
 - Tak... - powiedziałam podejrzliwie. - Twój zając. - bąknęłam upuszczając go na podłogę. - To ja już może pójdę...
 - Zaczekaj! Potrzebuję twojej pomocy... Musisz udać się do watahy Hostis i wykraść od nich informacje na temat ich przeszłości. Jesteś szpiegiem więc powinnaś sobie z tym poradzić.
 - Nie! - odkrzyknęłam prawie od razu.
 - Chyba, że... Znasz Parysa? - spytał z chytrym uśmiechem. - Cały czas cię szuka... I cały czas chce się zemścić... Mogę powiedzieć mu gdzie jesteś i wtedy będzie po tobie...
 - To szantaż? - warknęłam.
 - Owszem. Zastanów się dobrze nad moją propozycją. Masz czas do jutra wieczorem. - powiedział.
***
Myślałam nad tym bardzo długo podczas drogi powrotnej. Musiałam się tym z kimś podzielić. Tak więc od razu udałam się do Mel i opowiedziałam jej o całej sytuacji.
  - I co ja mam teraz zrobić?! - spytałam

Mel? xD ostatnio mam wenę na dziwne rzeczy

Od Mikea CD Maxine

Spojrzałem w stronę usłyszanego grzmotu, który rozniósł się po całym lesie. Maxine niepewnie położyła uszy. Zając uciekł gdy tylko usłyszał ten dźwięk i wcale mu się nie dziwię, bo Maxine i ja też mieliśmy już taki zamiar.
一 Chyba powinniśmy wracać do watahy i poinformować wszystkich o obecności ludzi 一 powiedziałem patrząc na Max.
一 Tak! Tylko się pospieszmy, są niedaleko! 一 Maxine nie czekała ani chwili dłużej i pobiegła szybko w kierunku legowisk. Nie wiedzieliśmy ile mamy jeszcze czasu, ale wiedzieliśmy że nie możemy już zwlekać. Ludzie mogli pojawić się tutaj lada moment.
一 Ty idź do przywódcy, a ja pójdę po strażników 一 powiedziałem i pobiegłem przed siebie.
Niedaleko było słychać już głosy nadchodzących ludzi. Jak widać pojawiło się ich więcej niż moglibyśmy przypuszczać.

(Maxine?)

sobota, 10 lutego 2018

Od Nilaya CD Leyli

- Witaj, Leyla. Miło cię widzieć... - odwzajemniłem uśmiech wadery, po czym powoli zszedłem ze swego "punktu obserwacyjnego", by móc normalnie porozmawiać z wilczycą - Jak ci mija poranek?
- Dziękuję, całkiem przyjemnie... - odparła trochę nieśmiało samica, zerkając kątem oka na ptaki koncertujące wśród koron pobliskich drzew.
Widać było, że czuje się odrobinę niezręcznie, toteż postanowiłem nieco rozluźnić atmosferę.
- Dziś po południu będzie organizowane polowanie grupowe. Może zechcesz wybrać się z nami? - zaproponowałem.
Wadera zamyśliła się przez chwilę. Najwyraźniej nie spodziewała się takiej propozycji z mojej strony, aczkolwiek odniosłem wrażenie, że w jakiś sposób ucieszyła ją ta wiadomość.
- A na to polowanie... Idzie cała wataha, czy tylko część? - zapytała lekko przechylając głowę w bok.
- Cóż, nie rozmawiałem jeszcze ze wszystkimi, ale mam nadzieję, że tak. Jeśli nie masz dziś nic ciekawego do roboty, to możesz mi pomóc z ogłoszeniem tej informacji naszemu stadu.

Leyla?

środa, 7 lutego 2018

Od Maxine CD Mikea

 - W takim razie miło cię poznać! - uśmiechnęłam się przyjaźnie chociaż w głębi duszy niezbyt mu ufałam.
Cóż taki już miałam charakter i nic na to nie poradzę. Mimo to, stwierdziłam, że muszę zacząć otwierać się na innych i takim sposobem postanowiłam zaznajomić się z nowym basiorem.
 - Mi również - powiedział.
 - Skoro tak... To nie chciałbyś czasem na początek znajomości poszukać ze mną zajęca? - zaproponowałam niepewnie.
 - Hm... Bardzo chętnie.
Tak więc oboje udaliśmy się na tropienie małego stworzonka.
Na początku rozmowa się nie kleiła, ale później poszło już z górki. Podpytałam go nieco o historię i jakoś tak bardziej się się do niego przekonałam.
Tak więc skończyło się na tym, że po długich oględzinach wyczuliśmy nasz cel. Odgarnęłam więc łapą krzaki i delikatnie się zza nich wychyliliśmy tak by nie wystraszyć malucha.
 - Teraz... - zaczęłam lecz nagle usłyszałam głośny huk i skuliłam się.
 - Co?! - wyrwało się Mike'owi.
 - Ludzie - rzekłam sparaliżowana. - Nie było ich tu od wieków... Jak to możliwe? - spytałam sama siebie i spojrzałam na basiora.

Mike? miałam wenę na coś takiego xD

Od Melindy CD Maxine

- Chyba wiem kto może nam pomóc z farbą... - zaczęłam mówić kiedy szłyśmy spacerkiem przez las.
- Kto taki? - spytała zaskoczona Max.
- Mieszka niedaleko. Chodź za mną... - pognałam przed siebie, a Maxine za mną.
***
- Kogo właściwie szukamy? - dopytywała się wadera - Znam tego kogoś? Mieszka na tych terenach?
- Możliwe że go znasz, ale to raczej mało prawdopodobne. Pojawia się na naszych terenach dość sporadycznie i nie jest zbyt rozmowny i odzywa się tylko wtedy jak ma do ciebie jakiś interes. Zanim do niego dotrzemy, powinnyśmy złapać jakąś drobną przekąskę żeby go jakoś przekupić.
Zanim dotarłyśmy do tymczasowego lokum owego osobnika, złapałyśmy zająca na polanie.
- To już niedaleko. - powiedziałam i wskazałam łapą na niewielką norę w cieniu kilku świerków - O tam.
- Nie wygląda na wilczą norę. - skomentowała Max i obwąchała dokładnie miejsce.
- Bo to nie wilk. - uśmiechnęłam się do Max - Mamy tu do czynienia z lisem.
- Kto tu jest?! - nagle z krzaków wyskoczył lis, o którym właśnie rozmawiałyśmy.
- Spokojnie Shirea, to ja Melinda, a to jest Maxine. - wyjaśniłam szybko - Mamy do ciebie sprawę.
- Sprawę? - warknął niechętnie samiec - Jaką sprawę?
- Wiemy że jesteś w stanie zdobyć dla nas trochę farby. W sumie to nie wiem czy ją kradniesz czy sam robisz i mnie to nie interesuje, ale jesteśmy w stanie ci zapłacić za taką usługę. Skoro jesteś na miejscu to może przyjmiesz zamówienie?
Lis zamyślił się przez chwilę.
- A dorzucicie jeszcze jednego zająca? - upewnił się.
- Tak, a ty przyniesiesz nam kremową farbę. - postawiłam warunek.
Samiec zgodził się na taki układ.
- Jutro dostaniecie to czego chcecie ale przyjdźcie od razu z zapłatą. - nie mówiąc nic więcej lis zniknął w krzakach.
- Możemy wracać. - stwierdziłam.
***
- Skąd wiedziałaś że nam pomoże? - spytała się Maxine jak już byłyśmy prawie w domu.
- Shirea był już na wielu terenów. Odwiedzał także watahę Hostis. - odpowiedziałam lekko się uśmiechając.

Maxine?

Od Leyli do Nilaya

Był ładny dzień. Jak na luty, który teoretycznie powinien być jeszcze chłodny, było nawet przyjemnie. Świeciło słońce i chyba nie miało zamiaru w najbliższym czasie znikać z horyzontu. Ciekawe czy inni też tak jak ja niecierpliwie czekają na wiosnę. Jak znam życie to tak, no chyba że ktoś faktycznie lubi zimę, a nie zdziwiłabym się gdyby tak było, bo przecież zima to również piękna pora roku. Zobaczyłam na pagórku usypanym ze śniegu jakiegoś wilka z naszej watahy. Stał wyprostowany i rozglądał się.
一  Dzień dobry, Nilay. 一 pomyślałam że wypada się przywitać.
Alfa popatrzył na mnie.

Nilay?

wtorek, 6 lutego 2018

Od Mikea do Maxine

Maszerowałem sobie przez las, ciesząc swoje oczy pięknem natury. Śnieg trochę stopniał i wyszło słońce, które przywracało do życia nieliczne rośliny. W niektórych miejscach dostrzegłem nawet niewielkie kępki zielonej trawy. Ach, wiosna! Piękna pora roku, jedna z najcudowniejszych! Tak się zauroczyłem tym całym lasem, że ani się obejrzałem a już nuciłem sobie pod nosem ulubioną melodię.
一 Przepraszam 一 nagle usłyszany głos spowodował, że aż podskoczyłem. Mike, ty głupi tchórzu. Zobaczyłem przed sobą czarną wilczycę. Patrzyła na mnie zdziwiona. Jak znam życie, nie spodziewała się takiej reakcji, kiedy zaczyna z kimś rozmowę.
一 Nie widziałeś gdzieś tutaj zająca? 一 zapytała się mnie wilczyca.
一 Niestety nie
一 To szkoda, bo tropiłam tutaj jednego. Prawie go miałam.. 一 powiedziała 一 .. Jesteś nowy w watasze?
一 Tak. Jestem Mike 一 przedstawiłem się uprzejmie.
一 A ja Maxine 一 odparła wadera.

(Maxine?)

poniedziałek, 5 lutego 2018

Nowa wilczyca!

Powitajmy Leylę Taylor!

Nowy wilk!

Powitajmy Mikea Taylor!

Od Maxine CD Genevieve

Zaprosiłam Gen do swojej jaskini. Akurat Aron miał jakąś bardzo ważną sprawę i nie mógł zostać ze mną na noc. A przyznam szczerze, że przyzwyczaiłam się do obecności kogoś innego... Tak więc z miłą chęcią przyjęłam moją nową znajomą. Zasnęłyśmy stosunkowo szybko i bez większych przeszkód.
*~*~*
Od lat uczyłam się wczesnego wstawania, i najwyraźniej weszło mi to w nawyk, gdyż obudziłam się jeszcze przed czasem. Wyciągnęłam ze spiżarni zapasy mięsa i ułożyłam je na czymś w rodzaju stolika. Następnie usiłowałam obudzić Geneviev, co wbrew pozorom nie było takie proste, gdyż miała wyjątkowo twardy sen. Mimo to po dziesięciu minutach budzenia, wreszcie się udało i obje zjadłyśmy w spokoju śniadanko. Później było już z górki. Nasz wygląd nieco różnił się, więc wystarczyło tylko nastawić się psychicznie na spotkanie z watahą.
Przez całą drogę rozmawiałyśmy. Przy okazji nieco poznałam Gen z czego się niezmiernie cieszyłam.
Już dawno przekroczyłyśmy granice watahy i znajdowałyśmy się na terytorium naszego wroga. Starałyśmy się udawać jak najbardziej zmęczone ciężką podróżą. Teraz pogrążone byłyśmy w grobowej ciszy. Bałyśmy się, że zaraz coś wyskoczy nam centralnie na twarz i pozna się na naszej tożsamości. 
Usłyszałam szelest w krzakach i nasze przypuszczenia się spełniły. Przed nami pojawił się duży wilk. Wyglądał na starszego od nas. Warczał wściekle patrząc nam głęboko w oczy i przyznam szczerze, że się przeraziłam.
 - Gen! - krzyknęłam mimowolnie.

Geneviev? Troszku się pokomplikowało :v

Od Nilaya CD Melindy

- A co? Nie wolno mi na ciebie patrzeć? - wciąż nie odrywałem wzroku od jej pięknych, błękitnych niczym niebo latem oczu.
- No możesz ale... - w pewnej chwili, głos stanął Meli w gardle, bo najwyraźniej zabrakło jej już argumentów (cóż za nietypowa sytuacja).
- Ale?... - lekko przechyliłem głowę w bok, w oczekiwaniu na jej odpowiedź, jednak wadera tylko wciągnęła, a następnie wypuściła powietrze, po czym jakby nigdy nic, powędrowała wzrokiem w kierunku innym, niż mój pysk.
Z trudem powstrzymałem śmiech.
- A ty co tak szczerzysz jadaczkę? - syknęła, marszcząc brwi.
- Nic, nic. Po prostu śmiać mi się chce, kiedy to robisz.
- Ale co?
- Wściekasz się.
- Wcale się nie wściekam! - słysząc mój komentarz, wadera obruszyła się.
- Doprawdy? - na mym pysku ponownie zawitał chytry uśmieszek - A patrzę na ciebie, bo uważam że jesteś piękna. To wszystko.


Melinda?

Od Melindy CD Nilaya

- Oj tam, oj tam. Nie łaziłem za tobą. To ty się mnie uczepiłaś jak rzep wilczego ogona! - partner uśmiechnął się triumfalnie.
No nie! Tego to już mu nie daruję! Skoczyłam na Nilaya i przygwoździłam go łapami do śniegu i wykrzyczałam - Odwołaj to w tej chwili cwaniaku!
- Nie. - mąż nadal głupkowato się uśmiechał, więc przytrzymałam go jeszcze mocniej i po chwili zaczęliśmy się turlać w śniegu.
- Zachowujesz się jak szczeniak! - wybuchłam śmiechem na widok Nilaya częściowo pokrytego płatkami śniegu.
- Ja? A ty to co? - odbił piłeczkę patrząc mi prosto w oczy.
- Co się tak patrzysz? - skrzywiłam się zdziwiona jego nagłą zmianą nastroju.
Jeszcze przed chwilą turlaliśmy się po śniegu, a teraz tak nagle przestał się odzywać.

Nilay?

niedziela, 4 lutego 2018

Od Belli CD Jaka

Rzecz jasna, po tym wszystkim, co się stało, moja rodzina korzystając z tego, że chwilowo nie jestem w stanie wyjść samodzielnie z danego pomieszczenia, a tym samym wymigać się od niezręcznej rozmowy; nie oszczędziła mi większości wykładów na temat bezpieczeństwa i takich tam. O, święta Asubii! Spraw bym przestała wciąż popełniać błędy! I tak często wpadam w tarapaty. Tak, zdecydowanie za często... Jeszcze wpakowałam w to Jaka, którego teoretycznie ta sprawa w ogóle nie powinna dotyczyć. Było mi głupio. Przez moje postępowanie ucierpiał i on, a przecież mogłam przewidzieć, iż Jasper tylko czeka na odpowiednią okazję, by nas dopaść. Ponadto, było coś jeszcze. Coś znacznie, znacznie gorszego, mianowicie moje uczucia, których nawet gdybym chciała i tak nie byłam w stanie w żaden sposób poskromić. Bałam się tego. Rozum mówił jedno, serce szeptało coś zupełnie innego. W mojej głowie zapanował mętlik i miałam ochotę schować się do mysiej nory na dobre kilka dni, aby wreszcie móc uporać się ze swoimi myślami w samotności, ale rodzice i siostra skutecznie mi to uniemożliwiali. Rozumiem że się o mnie martwią, ale chciałam tylko ciszy i spokoju, niczego więcej. Dobrze, że przynajmniej Claudia nie zalewała mnie masą pytań do tego stopnia, co mama i tata.
***


Było późne popołudnie. Anaria wraz z Larym wyruszyli na polowanie, zaś ja razem z Claudią zostałyśmy w jamie. Siostra obiecała rodzicom przypilnować, żebym nigdzie nie wychodziła (jakby to było możliwe). Czas dłużył się niebłagalnie. Leniwie poruszyłam tylnymi łapami, chcąc przekręcić się na drugi bok, jednak ból wciąż nie ustępował, więc pozostałam w tej samej pozycji. Niespodziewanie usłyszałam czyjeś kroki w pobliżu.
- Kto to? - nastroszyłam uszy z zainteresowaniem.
- Zaraz sprawdzę... - Claudia podniosła się z gleby i wolnym krokiem podeszła do wejścia - To Jake. Idzie w naszą stronę.

Jake?

Od Jaka CD Belli

- Ech... Obyś miała rację... - tu na chwilę zamilkłem. - W każdym razie, mam nadzieję że szybko wyzdrowiejesz.
- Ja też. - przyznała wadera.
- Chciałbym zostać, ale chyba muszę już iść..
- Pa.
- Pa...
I tak oto wyszedłem z nory, ostatni raz zerkając na Bellę przy samym wyjściu. Jej rodzina weszła do środka tuż po tym, jak wyszedłem. Anaria na oko była spokojna, podobnie jak Larry, jednak czułem że na pewno tacy nie są, nie teraz gdy ich córka musiała cierpieć. Claudia weszła przodem, wyraźnie podenerwowana, także się nie dziwię. Mnie samemu ciężko było zachować spokój... raz pomyślałem o tym, co powiedziała mi wtedy Bella na polanie. Szczerze, nie wiedziałem do końca o co jej wtedy chodziło, ale jak tak myślę o tym, że większość czasu spędzamy ostatnio razem... Może ma mnie dość? Nie zdziwiłbym się. Postanowiłem jednak o tym nie myśleć, w końcu teraz liczy się jej zdrowie.
Postanowiłem udać się na polowanie, czułem od czasu do czasu burczenie w brzuchu. Oczywiście pomyślałem o Belli, jednak całej sarny nie przywlekę, także przyniosę jej jakieś części... ba, najlepsze części.

Bella?

Od Maxine CD Arona

Aron był strasznie szarmancki i kochany. Coś czuję, że nie będę żałować swojego wyboru... Uśmiechałam się delikatnie za każdym razem gdy nie komplementował. To było słodkie...
Po dopasowaniu kryształów w naszą jaskinię oboje stwierdziliśmy, że pora wybrać się na spacer. Tak więc ułożyliśmy się pod jednym ze świerków. Mimo, że leżeliśmy na zimnym śniegu, to nie żałowałam niczego. Mogłabym tak spędzić wieczność wtulona w jego ciepłe futro.
Westchnęłam z rozkoszy przymykając powieki. Mogłabym tak spędzić wieczność...
Nagle Aron gwałtownie się poderwał. Z początku lekko wystraszona również wstałam.
I nim zdążyłam dobrze ogarnąć sytuację, oberwałam śnieżką prosto w twarz. Uśmiechnęłam się zadziornie.
 - Aron! - pisnęłam ze śmiechem.
Z oddali słyszałam jego głośny chichot.
 - Zemszczę się! - wrzasnęłam chowając się za drzewem.
Że też musiałam mieć czarne futro... Byłam bardzo łatwym celem, ale mimo to cały czas lepiłam śnieżki i rzucałam nimi gdzie popadnie. Aron też we mnie trafiał, ale ja nie pozostawałam mu dłużna.
W końcu po kilku minutach stało się dziwnie spokojnie. Ku mojemu zdziwieniu basior zakradł się do mnie od tyłu i porządnie natarł mnie śniegiem. A że stałam akurat pod drzewem, które całe było skąpane w śniegu to wszystkie te białe płatki spadły na nas tworząc zaspę ze śniegu pod nami.
Zaśmiałam się serdecznie i przykryłam Arona jeszcze większą ilością śniegu.
 - Do twarzy ci. - zaśmiałam się puszczając mu oczko.

Aron? :3

Od Belli CD Jaka

Trudno opisać, co wtedy czułam. Ból górował nad wszystkim, przysłaniając obecny także strach. Obraz zamazywał się niczym migawka aparatu fotograficznego zroszona kroplami wody. Starałam się uspokoić, opanować przyspieszony, płytki oddech. Miałam ochotę krzyczeć, szarpać się, ale... Nie miałam już siły na nic. Samo wdychanie i wydychanie powietrza, sprawiało mi teraz trudność. Wokół mnie kłębiło się kilka różnych cieni, w uszach dudniły mi rozmaite szepty. Jakby tego było mało, potwornie rozbolała mnie głowa. W pewnej chwili po prostu odpłynęłam. Głosy zamilkły, a przed oczyma ponownie zawitała ciemność.
***
Otwarłszy oczy, wpierw dostrzegłam Jaka siedzącego w kącie pomieszczenia, zaraz potem Claudię i Anarię, które z kolei przycupnęły przy wejściu do nory. Przez długą chwilę leżałam w milczeniu, zastanawiając się, co ja tu właściwie robię. Nieoczekiwanie do środka wszedł jeszcze ktoś.
- Bella?... - delikatnie uśmiechnęłam się pod nosem, słysząc znajomy głos.
Wszyscy znaleźli się obok mnie.
- C-co się stało?... - wyjąkałam spoglądając na nich z zakłopotaniem.
- Niczego nie pamiętasz? Jasper cię zaatakował... - zaczęła tłumaczyć siostra, ale mama weszła jej w słowo.
- Zostawimy was samych... - Anaria zerknęła kątem oka na Jaka, wychodząc z pomieszczenia.
Niechętnie podążyli za nią Claudia i tata.
- Jak się czujesz? - zapytał szeptem basior, podchodząc do posłania.
- Lepiej. Teraz już lepiej... - spojrzałam na wilka z pokorą - Twoja łapa...
- Nic mi nie jest. Mineet już ją opatrzyła. - uspokoił mnie samiec, prezentując swój starannie wykonany opatrunek, po czym znów skierował wzrok na mój pysk - Zielarka mówiła, że to nie powinno być nic trudnego, ale bolesnego owszem...
- Co masz na myśli? - zastrzygłam uszami, z nutką lęku w głosie.
- Mówię o operacji...
- Operacji?! - teraz to już podniosłam głos.
- Bella, spokojnie... - kojący ton basiora, na moment pozwolił mi odrzucić negatywne emocje - Twoja mama i Mineet musiały nastawić ci żebro. Jak widać, Jasper doszlifował swoje umiejętności w walce... - Jake zacisnął zęby, marszcząc przy tym brwi - Niech no jeszcze raz go tutaj zobaczę...
- Jake, spokojnie... - teraz to ja musiałam jakoś wyciszyć przyjaciela - Już dałeś mu nauczkę i jak mniemam, prędko tu nie wróci.

Jake?

sobota, 3 lutego 2018

Od Jaka CD Belli

- Zaczekaj tu, biegnę po Mineet! - powiedziałem zaniepokojony. - Tylko proszę, nigdzie nie idź...
- Jasne... - odparła cicho.
Czym prędzej ruszyłem biegiem przez puszczę, nie myśląc nawet o łapie.
Gdy tylko dotarłem na miejsce, dostrzegłem Mineet wychodzącą z nory.
- Mineet! Potrzebujemy twojej pomocy! - wydyszałem zatrzymując się przed waderą.
- Chodzi o twoją łapę? - ta spojrzała na moją tylną łapę, po której aktualnie spływało kilka kropel krwi.
- Nie! Bella... Jasper... Drzewo... - zacząłem mówić szybko.
- Hej, spokojnie! Mów powoli, nie wiem o co chodzi.
- Jasper rzucił Bellą o drzewo... Trafił w żebro i... i... 
- Rozumiem, prowadź!
Co sił w łapach ruszyliśmy w stronę strumienia, biegłem przodem. Chyba biegłem bardzo szybko jak na mnie... we wszystkich łapach czułem ogromny ból, a zwłaszcza w lewej tylnej. Ból jednak nie zniechęcił mnie do biegu, wiedziałem że muszę ratować przyjaciółkę.
Na miejscu Mineet czym prędzej podbiegła do Belli. Poprosiła, abym odsunął się jakiś kawałek. Po jakimś czasie zasugerowała mi, abym pobiegł do nory w której leczy pacjentów (do tej, w której ostatni leczyła mi łapę) i przyniósł jej kilka rzeczy.
No i znowu bieg... Tym razem na swej drodze spotkałem... Anarię...
- Witaj Jake. - uśmiechnęła się mama Belli. - Wybacz że pytam, ale spieszysz się gdzieś?
- No... Tak... Chodzi o Bellę... Proszę wybaczyć, ale muszę biec... - czym prędzej popędziłem w stronę nory Mineet.
Gdy tylko wszedłem do środka, usłyszałem za sobą kroki. Anaria weszła za mną.
- Coś się stało dla Belli? Mineet wysłała się po jakieś rzeczy? - zapytała.
- Skąd pani to wie? - zapytałem zdziwiony.
- Zgadywałam. Ale mniejsza o to; mów co masz przynieść i gdzie jest Bella.
Tak więc opowiedziałem wszystko krótko, ale jednak dokładnie. Wadera w może niecałą minutę znalazła wszystkie potrzebne rzeczy, po czym ruszyła pędem nad strumień. Ja wziąłem kilka innych potrzebnych rzeczy, po czym ruszyłem za waderą.
***
Bella była wyraźnie zdziwiona obecnością matki, jednak nie odezwała się na ten temat ani słowem. ,,Operacja'' trwała jakiś czas, Mineet z pomocą Anarii starały się jak tylko mogły.

Bella?

Od Belli CD Jaka

- Spokojnie, nic mi nie jeeee... - zacisnęłam zęby, wbijając pazury w śnieg - Aj!
- Co się dzieje?! - zaniepokoił się samiec, spoglądając na mnie ze współczuciem.
- N-nic... Tylko trochę mnie poturbował... - syknęłam, starając się wstać o własnych siłach, jednak łapy zupełnie odmówiły posłuszeństwa.
Czułam rwący, pulsujący ból w klatce piersiowej, który z sekundy na sekundę, stawał się coraz to silniejszy.
- Nie ruszaj się! - rozkazał pospiesznie Jake, delikatnie dotykając poszczególnych części mojego ciała - Mów jeśli coś poczujesz...
Długo nie musiał czekać na reakcję.
- Auuuu! - mój wrzask słychać było chyba w całej puszczy - Zostaw! - warknęłam z goryczą w głosie.
- Dobrze, dobrze. Już nie będę... - basior zmieszany położył czarne uszy po sobie - Wygląda na to, że oberwałaś w żebro... Jak to się właściwie stało, że cię złapał?
- Cóż... Wyszłam na polowanie... - zerknęłam z pokorą na przyjaciela - Kiedy tropiłam sarnę, Jasper nagle chwycił mnie za kark. Jakiś czas się z nim szarpałam, odgryzłam mu nawet kawałek ucha... - oblizałam pysk ze złośliwym wyrazem twarzy - Ale potem to on pokazał na co go stać... Koniec końców rzucił mną o drzewo i tak potem już nie miałam siły się ruszyć i wtedy pojawiłeś się ty... - spojrzałam z wdzięcznością na Jaka.

Jake?

Od Jaka CD Belli

Przechadzałem się po lesie, nasłuchując odgłosów natury.


Nagle usłyszałem inny dźwięk, zupełnie inny...
- Mam cię! - warknął.
Czym prędzej pobiegłem w stronę dźwięku co sił w łapach. Gdy tylko dotarłem na miejsce, warknąłem głośno w stronę basiora.
Nie myliłem się, to był Jasper. Nie trzymał w pysku żadnej sarny, zająca czy czegoś tam... Ale zaraz... On trzymał Bellę!
- Puść ją w tej chwili. - powiedziałem twardo, odsłaniając kły.
Basior puścił kark wadery, jednak przygniótł ją do ziemi (i to mocno).
Zrobiłem krok w przód, aby zasygnalizować mu, aby się wynosił. Ten jednak tylko wyszczerzył się w przebiegłym uśmiechu, i cicho warknął.
- Jeżeli teraz jej nie zostawisz to... - zacząłem, jednak mi przerwano.
- To co? Co mi zrobisz? - zaśmiał się złowieszczo. - Nie masz szans.
- Ach tak? Znowu chcesz ze mną walczyć? - burknąłem przyjmując pozycję bojową. - Trzymasz się mnie i mojego ojca jak rzep!
- No i? Jesteście tak samo durni i dziwni. - prychnął.
- Przestań w końcu obrażać mojego ojca! - nie wytrzymałem... rzuciłem się na przybłędę używając zębów i pazurów.
Co zrobiłem jako pierwsze? Wbiłem zęby w okolicach jego łopatek, a pazurami zacząłem drapać go w bok. Basior próbował mnie zrzucić, odepchnąć... ale mu to nie wyszło! Gryzłem i drapałem, jednak pamiętałem, że mam go tylko wypłoszyć. Po jakimś czasie zrzucił mnie z siebie, a ja uderzyłem o grube drzewo (w dodatku spadła na mnie niby niewielka warstwa śniegu). Szybko się podniosłem, cicho dysząc. Basior podnosząc jedną łapę ruszył pędem na mnie. Na szczęście umiem nieźle skakać, także w biegu udało mi się go przeskoczyć; chociaż może nie do końca... w ostatniej chwili ugryzł mnie w tylną łapę, tym samym upadłem. Basior miał już zamiar wbić kły w mój kark, jednak mocno go odepchnąłem.
- Mało ci?! - wysapałem mierząc basiora wzrokiem mówiącym tylko o tym, jaki jestem wściekły. 
Basior po raz ostatni warknął, po czym odwrócił się, i kuśtykając odszedł.
Czym prędzej podszedłem do Belli, unosząc przy tym moją tylną, lewą łapę.
- Nic ci nie jest? - zapytałem kładąc uszy po sobie. - Bałem się że coś ci zrobi...

Bella?

Od Belli CD Jaka

Wczesnym rankiem, wymknęłam się z jamy. Chłodne, rześkie powietrze napływało do płuc z każdym oddechem, a zapach żywicy z pobliskich drzew, połączony z błogą ciszą, skutecznie poprawił mi humor, dzięki czemu obecna jeszcze przed chwilą senność odeszła w dal. Przeciągnąwszy się leniwie, ziewnęłam ukazując białe zęby, po czym skierowałam się spacerkiem w stronę nory Jaka. Ku memu zaskoczeniu, nie zastałam go w domu. To dziwne, bo zwykle o tej porze jeszcze śpi. Zapewne udał się na polowanie. Prawdę mówiąc, także miałam dziś takowy zamiar, ale drzemała we mnie cicha nadzieja, iż będę mogła to zrobić razem z nim. Cóż, nie wszystko da się przewidzieć. Zresztą i tak spędzam z nim ostatnio bardzo dużo czasu i pewnie ma mnie już powoli dość. W końcu może mieć ważniejsze sprawy na głowie, niż bieganie po puszczy. Nie tracąc dłużej czasu, pomknęłam w las. Właściwie, to nie miałam konkretnie wybranego celu. Po prostu biegłam przed siebie, raz na jakiś czas odruchowo węsząc, by ewentualnie namierzyć jakąś zwierzynę.


Po kilku minutach wędrówki, dotarłam nad strumień. Nieopodal skutej lodem tafli, stała młoda sarna. Stworzenie spokojnie, bez zbędnego pośpiechu przeżuwało kawałek kory. Przyczaiłam się w krzewach, delikatnie poruszając barkami, a tym samym przygotowując się do skoku. Od ofiary dzieliło mnie zaledwie kilka metrów. Nagle usłyszałam czyjeś kroki, tuż za swoimi plecami.

Jake?

piątek, 2 lutego 2018

Od Jaka CD Belli

Będąc już w norze ułożyłem się wygodnie na swoim olbrzymim posłaniu. Myślałem tylko o tym, jaki jestem beznadziejny. Po jakimś czasie powieki zaczęły mi ciążyć, najwyraźniej zasypiałem.
~ Stałem na skraju jakiegoś urwiska, nie wiedząc nawet gdzie dokładnie się znajduję. Za mną wznosiła się las, a po drugiej stronie urwiska widać było rozległą łąkę. Na niebie świeciło mnóstwo gwiazd, nie widziałem też najmniejszego śladu chmur. Nagle zobaczyłem wyłaniającą się z lasu sylwetkę, to była Bella.
- Jake... - powiedziała.
 - Bella... - odparłem.
Przez jakiś czas oboje staliśmy bezczynnie wpatrzeni w siebie, nawet się nie odzywając. Po jakimś czasie ciszy usłyszałem dźwięk... znajomy...
- Tu cię mam! - wrzasnął, po czym chwycił mnie za kark, i zrzucił z urwiska.
Usłyszałem tylko głos Belli krzyczący ,,Jake!'' i złowieszczy śmiech Jaspera. ~

Bella?

czwartek, 1 lutego 2018

Od Genevieve CD Maxine

- Jasne szefowo! - zasalutowałam w kierunku Max, na co ona wybuchnęła śmiechem.
- Dobra biegnij się wyspać. - rozkazała na co ja delikatnie posmutniałam. Perspektywa snu pod gołym niebem nie była najprzyjemniejsza dla mnie, szczególnie w nowym miejscu. Normalnie uwielbiałam sypiać na powietrzu, jednak wydarzenia ostatnich miesięcy sprawiły, że nie czuje się wtedy bezpieczna.
- Maaaax... - mruknęłam nieśmiało, na co wadera rzuciła w moją stronę pytające spojrzenie. Z niewiadomych przyczyn wstydziłam jej się przyznać do mojego strachu.
- Czy mogłabym spać u ciebie? Dopóki nie znajdę jakiejś wolnej jaskini w pobliżu. - spytałam gdy w końcu zdobyłam się na odwagę. Mimo moich wątpliwości wilczyca zamerdała wesoło ogonem.
- Jasne! O ile nie chrapiesz? - zaśmiała się, kierując na mnie swoje rozbawione spojrzenie.
- Nieee... Chociaż gdybym jednak chrapała to możesz mnie budzić. Więc no... Prowadź! - odpowiedziałam radośnie.
Maxine odwróciła się w stronę ścieżki po czym ruszyła żwawo przed siebie. Udałam się za nią i już po chwili byłyśmy na miejscu.
- Zapraszam do mojej świątyni. - powiedziała i gestem łapy zaprosiła mnie do środka. Rozejrzałam się w środku, po czym spojrzałam na moją towarzyszkę, nie wiedząc do końca co robić.
- Kładź się gdzie chcesz! Rozgość się. - zasugerowała Max, po czym ułożyła się pod ścianą. Omiotłam wzrokiem jaskinię, po czym wybrałam mały kącik w jej rogu. Umościłam się na ziemi, po czym zamknęłam oczy i zaczęłam liczyć oddechy. Przy pięćdziesiątym siódmym odpłynęłam w objęcia Morfeusza.

Maxine? Trochę się naczekałaś co?