sobota, 16 czerwca 2018

Przeniesienie

Informujemy że blog zostaje przeniesiony na nowy adres. W celu uzyskania dostępu do nowej wersji bloga skontaktuj się z administracją.

środa, 6 czerwca 2018

Od Bruna CD Genevieve

Gdy usłyszałem słowa wadery, trochę mnie... zamurowało. Początkowo nie wiedziałem co powiedzieć, jednakże w końcu zdecydowałem się delikatnie zmienić temat.
- Przygotowałem coś dla ciebie. Leki, które powinny ci pomóc... - wskazałem małą ilość wywaru z czarnego bzu, i herbatę wiśniową. - Sądzę, że dobrze ci zrobi wypicie tego.
Gen z niepewnością powąchała wywar. Gołym okiem widać było, że poznała jego zapach. Wypiła go powoli, i zabrała się za picie herbaty.
- Dziękuję raz jeszcze... - powiedziała.
- Nie ma sprawy - uśmiechnąłem się.
Wadera przez chwilę milczała. Po chwili jednak, zdobyła się na lekki uśmiech. Mimo to, ciągle wyglądała na smutną... Było mi jej bardzo szkoda, ponieważ wiedziałem doskonale, co to znaczy być smutnym. Chciałem ją jakoś pocieszyć, ale nie wiedziałem jak... Brakowało mi pomysłu.

Gensiu? X3

Od Genevieve CD Bruno

Nie wiem ile czasu dryfowałam między snem, a rzeczywistością. Tym razem poemat mojej podświadomości nie należał do zbyt miłych. Podobno sny ujawniają uczucia, które są w nas ukryte lub stłumione. W moim przypadku stłumione uczucia wręcz eksplodowały, ukazując mi najgorsze chwile mojej przeszłości. Pogardę w głosie matki, smutek gdy za każdym razem mówiła, że nie jestem taką córką, jakiej ona pragnie, rozpacz po porzuceniu, osamotnienie w lesie. Wszystkie wspomnienia wróciły do mnie jako przerażające i okrutnie realistyczne wizje. O dziwo tym razem słowa raniły jeszcze bardziej. Zrozpaczona i przerażona próbowałam za wszelką cenę się obudzić, jednak coś sprawiało, iż nie miałam siły podnieść powiek. Walczyłam. Wciąż walczyłam z wizjami, na marne. Nagle poczułam przepiękny zapach, który ożywił moje zmysły i pozwolił na uchylenie powiek, jednak nie dałam radę utrzymać pełnej świadomości.
- Nie pozwól mi zasnąć... - wybełkotałam, po czym ponownie zapadłam w sen. Tym razem nie widziałam już matki. Podążałam przepiękną ścieżką, tuż przy brzegu rwącej rzeki. Zapach był przepiękny. Poczułam... rumianek? Nagle ujrzałam ogromne łapy wpychające mnie do rzeki. Zawzięte spojrzenie, pysk wykrzywiony w okrutnym grymasie chorej satysfakcji - Merlin.
Przerażona otworzyłam oczy. W pierwszej chwili światło niemiłosiernie raziło moje podrażnione od płaczu oczy. Gdy przyzwyczaiłam się już do oświetlenia ujrzałam piękny, znajomy pysk wilka. Uśmiechał się do mnie, przenikliwie wpatrując się w moje oczy. Znałam tylko jednego basiora o tak cudnym, promienistym uśmiechu - Bruno Coldmist.
- Uff... nic ci nie jest? Już zaczynałem się bać...- oznajmił radośnie. Powoli i delikatnie podniosłam się z posłania, które mi przygotował.
- Dziękuję Bruno. Dziękuję, że jesteś. - wyznałam cicho.

Bruno? Czyżby nasza mała Gen się powoli zakochiwała?

Od Anarii do Klemensa

Aj, jak tu można nie kochać czerwca? W runie mnóstwo poziomek, które tylko pozbierać do specjalnych... jakby to nazwać... pojemników, i narobić z nich wiele rzeczy. Może dziwnie brzmi, ale w puszczy liberos na prawdę rośnie tyle poziomek... Jeszcze polany pełne mięty, melisy, rumianków... Czarny bez... Ach, za dużo do wymieniania! Kupa ziół i pyszności, a do tego łatwiejsza do upolowania zdobycz, w porównaniu z zimą.
A właśnie, dopiero co wyszłam nazbierać czarnego bzu. Po drodze przyglądałam się radosnym ptakom oraz przeróżnym kwiatom. Gdy dotarłam do nieco większego zbiorowiska czarnych bzów, postawiłam ,,torebkę" -  odpowiednio sklejoną skórę dzika; na ziemi, i zaczęłam zbierać białe kwiaty czarnego bzu.
Po jakimś czasie, gdy miałam już całą ,,torebkę" w kwiatach czarnego bzu, odwróciłam się i... Ujrzałam kulejącego w moją stronę Klemensa.

Klemens? XDD

Od Bruna CD Genevieve

W pewnym momencie poczułem, że wadera już nie płacze. Poczułem też, że jej ciało jest totalnie rozluźnione. Spojrzałem na nią... zemdlała. Bez dłuższego namysłu podniosłem ją, i ruszyłem do swojej nory. Tam powinienem mieć jakieś leki, które mogłyby jej nieco pomóc. Hmm... może dam jen do posąchania wywar z czarnego bzu, słodzony cukrem trzcinowym? Heh, jak się obudzi, i zechce, to zapewne dam jej to do wypicia. Może to nie jest przepyszne, ale porcja jest mała... w razie co, mogę dać jej do popicia herbatę wiśniową. Razem to będzie dobre na odporność i serce...
W końcu dotarłem do nory. Ułożtłem waderę na posłaniu, i wziąłem wywar z czarnego bzu, w wersji słodzonej cukrem trzcinowym, i wziąłem herbatę wiśniową. Dałem jej do powąchania wywar, który pachniał mocno i ładnie. Gen delikatnie otworzyła oczy, jednakże zamknęła je z powrotem, mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem. Spróbowałem raz jeszcze... i kolejny... W końcu pomyślałem, że ostrożnie przemyję jej pysk czymś z rumiankiem.
I wreszcie... Otworzyła szeroko oczy, i zamrugała kilka razy w szybkim tempie.
- Uff... nic ci nie jest? Już zaczynałem się bać...

Gensiu? Szybkość odpisu włączona xD





Od Genevieve CD Bruna

Otworzyłam oczy i cicho ziewnęłam, zwracając tym samym uwagę Bruna. Basior uśmiechnął się do mnie i podszedł bliżej.
- Przepraszam, że musiałaś słuchać mojego fałszowania... - mruknął nieśmiało spuszczając wzrok.
- Żartujesz, prawda? To było cudowne! - oznajmiłam dobitnie.
- Taa jasne! A ja jestem ładnym wilkiem... - zachichotał basior.
- Bo jesteś! - powiedziałam niewiele myśląc. Powinnam się ugryźć w język. Szczerze mówiąc nie wiem czemu to powiedziałam. Zapanowała przez to niezręczna cisza. Bruno spuścił wzrok i wpatrywał się w swoje łapy. Ogon dałabym sobie uciąć, że gdyby nie sierść to oby dwoje strzelilibyśmy semafora.
- To ten... - zaczął Bruno. - Dobrze się spało?
- Nawet nie wiesz jak dobrze! - uśmiechnęłam się serdecznie. Najwyższy czas sprowadzić tę rozmowę na odpowiednie tory. Już miałam zamiar zagaić jakąś nudną rozmowę o pogodzie, jak robią to wszyscy nudziarze po trzydziestce w windzie, gdy nagle basior zapytał:
- Dlaczego płakałaś.
Widocznie nie miał zamiaru odpuszczać. Swoją drogą ja też nie miałam zamiaru się przed nim otworzyć i pokazać jaką sentymentalną osóbką jestem. Dwa uparciuchy!
- To tylko pyłki. - bąknęłam bez namysłu.
- Pyłki powiadasz... Zdajesz sobie sprawę, że gdybyś miała uczulenie na pyłki, to nie dałabyś rady tu wysiedzieć, ani co gorsza się wyspać? - zauważył Bruno. Ahh, obracam się w towarzystwie zbyt inteligentnych ludzi. Mistrzem w strategii i w kłamaniu to ja nie jestem.
- No bo... No bo... - wyjąkałam. Coldmist patrzył na mnie podejrzliwym i okropnie przenikliwym wzrokiem. Coś we mnie pękło. Zaszkliły mi się oczy, zamazując obraz. Otarłam je wierzchem łapy.
Twarz Bruna wyrażała totalne zmieszanie. Wyglądał jak gdyby zastanawiał się czy podejść i mnie przytulić, pocieszyć, czy krótko mówiąc zwiać. Wybrał pierwszą opcję.
- Hej, przepraszam. - wyszeptał cichym, uspokajającym głosem. - Nie powinienem tak naciskać...
- Przestań! - mruknęłam. - Nie gniewam się na ciebie, ale po prostu... Nigdy już do tego nie wracajmy. - wykrztusiłam, wtulając się w basiora i starając się opanować szloch. Nagle w swojej głowie usłyszałam głos swojej matki, z przed kilkunastu lat.
- Jak ty się zachowujesz?! - w jej głosie słychać było złość i zawód moją osobą. Znów poczułam sztylety przebijające moje serce, tak samo jak w dniu, w którym mnie porzuciła. Żal i smutek zawładnął całą mną. Poczułam się kompletnie bezsilna i senna. Zbyt senna! Moje powieki zaczęły się samowładnie zamykać, a ja straciłam kontrolę nad swoim ciałem, po czym... Zemdlałam.

Bruno? Co zrobisz z pół żywą Gen? ^-^

Od Lizzie CD Genevieve

I co ja najlepszego zrobiłam... Nagadałam sama na siebie, zrobiłam z siebie totalną idiotkę, i zwyczajnie wyszłam. Teraz to jestem na serio skończonym matołem, który zachowuje się jak... zaraz, właśnie to powiedziałam. Ech, teraz to ułożyć tylko łańcuch słów obraźliwych i przekleństw, i skierować je sama na siebie... jak zwykle.
***
Stałam przy drzewie, uderzając w nie głową, myśląc tylko ,,CJNZ'', czyli ściślej mówiąc Co. Ja. Najlepszego. Zrobiłam.
Nie mogłam pogodzić się z tym, że wyszłam przed Gen na głupka. Nie mogłam pogodzić się też z tym, że nie mam kogoś, komu... komu mogłabym powiedzieć o dosłownie wszystkim... kogoś, kto reagowałby na moje słowa ze współczuciem, a jednocześnie z troską i nieugaszonym pragnieniem aby mi pomóc... kogoś, kto po prostu KOCHAŁ by mnie, i to taką jaką jestem. Nie mówię tu o miłości rodzinnej, tylko o czymś więcej... ach... Miłość to palący się w sercach dwóch istot ogień, który rozgrzewa je od środka, i jest to dla nich tak dobre i przyjemne, że codziennie dokładają do niego czegoś na opał - poświęcenia, oddania, i lojalności.
 W pewnym momencie coś, a raczej ktoś, przerwał mi rozmyślania. Podskoczyłam, uderzając przypadkowo głową o małą gałązkę, a tym samym łamiąc ją (o nie, wybacz gałązko!).
- Wybacz, wystraszyłam cię? - zapytała Genevieve.
- Raczej zaskoczyłaś... - westchnęłam. Między nami zapanowała chwilowa icsza, jednakże po chwili namysłu zaryzykowałam, i odezwałam się... - Co robisz nad rzeką?
- Przechodziłam. - wzruszyła ramionami. - Taki sobie spacerek. A ty, co tu robisz?...
- Myślę... lubię myśleć nad rzeką. - w tym momencie zawahałam się. Ach, trudno, raz się żyje... Jak coś o ,,tym'' powiem, to raczej nic się nie powinno stać. - Gdy patrzę na tereny hostis wspominam dzieciństwo... Chociaż szczerze, to przyznam, że teraz nie myślałam o tym...

Gensiu? oto gniotek XD

poniedziałek, 4 czerwca 2018

Od Genevieve CD Lizzie

- Wiesz, Gen... jestem najgorsza na świecie... głupia, dziwna, brzydka... - powiedziała wadera, a po jej sierści spłynęła łza. Chciałam powiedzieć cokolwiek, co podniosłoby Lizzie na duchu, jednak natura poskąpiła mi nieco empatii i taktu więc po dłuższej chwili bąknęłam:
- Nie dziwna, tylko z edycji limitowanej!
Lizzie parsknęła śmiechem, nie wiem czy z rozbawienia, czy z litości. Chyba nie chciałam wiedzieć. Ważne, że osiągnęłam punkt pierwszy i zmusiłam to małe "nieszczęście" do uśmiechu. 
- Poza tym posłuchaj! Nie jesteś głupia, bo głupi ludzie nie dostrzegają swoich wad. Dziwność nie jest zła, wręcz przeciwnie! Jest dużo lepsza od przeciętności. Brzydka? Błagam! Nie jesteś brzydka, tylko masz problemy ze wzrokiem, bo nie umiesz zauważyć tego, jaka śliczna jesteś. Jeszcze jakieś wątpliwości?! 
Lizzie cały czas słuchała mnie w widocznym osłupieniu. Swoją drogą ja też nie wiedziałam do końca skąd u mnie takie psychologiczne zapędy. Zakompleksiony pulpet pomaga zakompleksionemu nieszczęściu. Cóż za ironia. Wadera cały czas milczała. Może analizowała moje słowa, może próbowała w nie uwierzyć, a może po prostu szukała odpowiednich kontrargumentów. Nie dane było mi wiedzieć. Lizzie wstała i odeszła, w tylko sobie znanym kierunku. 

Lizzie? Jesteś świadkiem rozpoczęcia psychologicznej kariery Gen ^-^

piątek, 25 maja 2018

Od Holly CD Sebastiana

- Nie przepraszaj. - powiedziałam. - Każdemu mogło się zdażyć. A poza tym, co się stało, to się nie odstanie. Lepiej chodźmy poszukać wyjścia.
Moja odpowiedź wyraźnie zdziwiła basiora. Mnie samą trochę też... No ale, zawsze znajdzie się wyjście... A w razie co przekopiemy się przez głazy za może niecaly miesiąc... cóż, wody i odebnego tu jedzenia wystarczy na tyle czasu. Chyba.
Ale nie zagłębiając się w ten temat - wyjście powinno być gdzieś na widoku.
Sebastian błądził właśnie bezradnym wzrokiem po ścianach, próbując znaleźć wyjście. Ja natomiast, bacznie przyglądałam się prawie wszystkiemu, doszukując się podejrzanych miejsc - wyglądających jak ukryte wyjścia.

Sebastianku? Co wymyślisz...? ^^

Od Claudii CD Riley

- To jak, zrobimy to jak za starych dobrych czasów, czy w nowy sposób? - zapytała Riley uśmiechając się do mnie.
- Możesz go przestraszyć, a ja mogę go złapać... jak za starych dobrych czasów. - zachichotałam pod nosem.
Zakradłam się z drugiej strony. Ril bacznie mnie obserwowała. W końcu dałam jej znak łapą. Wadera wyskoczyła z ukrycia, płosząc bażanta prosto w moją stronę. Ja natomiast wyskoczyłam, i niczym ludzki ,,odkurzacz terminator 2000'' ugryzłam go. Po chwili padł.
Przyznam szczerze, że lubię ptaki, i to strasznie mocno, nie zabijam ich; aczkolwiek... bażanty traktuję jak zwykłą zwierzynę łowną. Dziwne, ale prawdziwe.
- No, to może... zjesz pierwsza? - zapytałam z uśmiechem.

Rilu?^^

czwartek, 24 maja 2018

Od Lizzie CD Genevieve

- Tu nie chodzi o ,,kogoś"... - wyszeptałam.
Moje myśli cały ten czas nie miały ochoty zmienić barwy. Były szare i ponure... Może nawet trochę czarne? A z resztą, to i tak nie jest ważne! To są tylko moje prywatne myśli, co oznacza że są nieważne i nikogo nie powinny obchodzić... Ahh, dlaczego świat obdarzył mnie tak niską samooceną?
A, wiem! Jestem tak okropna że świat stara się mi to uświadomić! Bingo!
- Wiesz, Gen... jestem najgorsza na świecie... głupia, dziwna, brzydka... - wytarłam łapą łzę która to w niemiły wposób spływała po mojej sierści. Zapewne mówiąc to wyszłam na jeszcze większą idiotkę...
Gevevieve się nie odzywała, myślała. Dopiero po ,,długiej chwili" ciszy wyglądała, jakby właśnie miała coś powiedzieć.

Genuś? ^^ taka już Lizzie jest... xD

Od Anarii CD Genevieve

Pomogłam Gen podeprzeć się na moim boku. Obydwie wyszłyśmy z jaskini, stąpając ostrożnie. Z jednej strony, byłam nieco zaniepokojona, a z drugiej, myślałam, czy Gen przypadkiem nie ma lęku wysokości... Lub wspomnienia z nią związanego... Chociaż w sumie, jeżeli zechce, to mi powie, a jeśli nie, to nie.
Gen położyła się przed jaskinią, wlepiając wzrok w glebę.
Po chwili namysłu, postanowiłam, że ułożę się z metr od niej.
- Już w porządku? - zapytałam wlepiając swój niepewny wzrok w pysk wadery.
- Ch-chyba tak... Nic mi nie będzie... - mruknęła.
- W razie co, pamiętaj, że możesz liczyć między innymi na moją pomoc...

Gensiu? ^^

Od Anarii CD Maxine

Po jakimś czasie zaczęło mi się kręcić w głowie. Zamknęłam oczy, widziałam przed nimi różne wizje. Widziałam jakieś dziwne wilki... Pierwszą z nich była biała wadera, o niebieskich oczach. Towarzyszył jej rudy lis, z lampą wystającą z pleców, i świecącymi na niebiesko oczami. Drugą zaś, była wadera o świecących na żółto oczach. Była mocno wychudzona, a jej sierść miała dziwną barwę - coś między zielonym, szarym, i niebieskim. Trzeci był basior - czarno-szary wilk o świecących na niebiesko oczach. Na jego plecach siedział kruk. Czwartym wilkiem był basior, ubrany w coś, co przypominało zbroję. Miał migdałowe oczy, i szaro-brązową sierść. Piąta była wadera, która wyglądała, jakby miała na sobie galaktykę. Szóstym wilkiem była wadera o dziwnym, i skomplikowanym do opisania umaszczeniu - za głową miała pióra pasujące do jej sierści. Dodatkowo miała złote oczy. Obok niej stał siódmy wilk - wadera, cała biała, o złotych oczach. Każdy z wilków otoczony był jakąś niewidzialną aurą... pierwsza wywoływała dziwne, nieznane mi jeszcze uczucie, druga zaś budziła strach i niepokój, trzecia wywoływała smutek, czwarta chęć do wali, piąta silne pragnienie czegoś, szósta, jakby to opisać, dodawała siły, a siódma, wywoływała spokój. Dziwna sceneria... Jeszcze dziwniejsze, że trzy ostatnie wilki mówiły do mnie. Mówiły, abym się nie poddawała, abym odnalazła w sobie siłę do walki, i abym nie wątpiła w marzenia.
W pewnym momencie usłyszałam znajome głosy, które w mojej głowie brzmiały bardzo cicho. Głosy były niewyraźne, jednak tak bliskie, że je rozpoznałam. Chciałam odpowiedzieć, jednak nie miałam siły. Poczułam jak silne, ciepłe łapy mnie podnoszą. Odpłynęłam.

Maxiniu mój? ^^

Od Arona CD Maxine

Miny moich rodziców raczej nie wyrażały dokładnie tego co teraz myśleli. Jednakże po chwili odpowiedzieli.
- To cudownie, na pewno się tam pojawimy! - powiedziała mama.
Mnie, jak i zarówno Max nieco ulżyło.
- Właściwie, to macie może w planach... wiecie, mieć dzieci? - zapytał tata.
W tym momencie moje spojrzenie niezręcznie zetknęło się ze spojrzeniem Max. Zepewne też pomyślała o tym co ja, mianowicie ,,Kolejna osoba o to pyta...".
W sumie, to ja osobiście nie jestem przeciwny dla tego pomysłu. Uważam że nadawalibyśmy się na rodziców... Jestem ciekaw czy Maxi też tak uważa...
W pewnym, momencie Max spojrzała na rodziców. Po jej oczach widziałem, że chce im odpowiedzieć.

Maxisiu? ^^

Od Bruna CD Jerry'ego

- W sumie... Co byś powiedział na wielką porcję wywaru z imbirem, miodem i ziołami? Moglibyśmy zanieść po trochu dla każdego z członków rodziny...
- Niezły pomysł! Skoczmy tylko po potrzebne składniki, i spotkajny się w...
- U mnie? - zapytałem.
- Jeśli nie będzie ci przeszkadzać... to dobrze. - powiedział. Zaraz po tym pobiegł w stronę nory.
Udałem się do swojej spiżarni, i przygotowałem imbir, miód, jeżyny (jako zamiennik cytryny), i odrobinę cukru trzcinowego.
Po jakimś czasie zjawił się Jerry, z kilkoma laskami cynamonu, imbirem, jeżynami i miodem.
Jerry rozpalił małe ognisko pod kociołkiem, a ja wlałem do niego wodę.
Za pomocą pazurów ,,starkowaliśmy" imbir, który to zaraz po tym wrzuciliśmy do kociołka. Następnie dodaliśmy cynamon. Po chwili wszystko wymieszaliśmy za pomocą grubych patyków. Gdy ogień zgasł, i wszystko się zagotowało, wlaliśmy miód, sok z jeżyn, i wsypaliśmy nieco cukru z trzciny. Wszystko dokładnie wymieszaliśmy, i poprzelewaliśmy do aż 20 ,,butelek". Zanieśliśmy po jednej dla Anarii, Lerego, Holly, Riley, Claudii, Belli, Jake'a, Lizzie, Arona, Maxine, Genevieve i Nastii - byłyo to więc 12 butelek. Pozostałe 8 podzieliliśmy równo między sobą - każdy wziął 4.
- Fajnie się razem pracowało... - powiedziałem nieśmiało.

Jerry? ^^

Od Claudii CD Jerry'ego

- W sumie... Moglibyśmy udać się na mały spacer po lesie, i obgadać te wszystkie tematy... Wiesz, mamy sporo zaległości. - uśmiechnęłam się. - No, chyba że masz coś przeciwko mojemu towarzystwu...
- W sumie, to i tak lepsze to niż nic. - stwierdził basior.
Podnieśliśmy się więc z ziemi, i wolnym, aczkolwiek nie za wolnym krokiem ruszyliśmy w las.
Czas zdawał się płynąć spokojnie, bez żadnych przyspieszeń czy zwolnień. Przegadaliśmy tematy z dzieciństwa, i z nieco późniejszych czasów. Podsumowując - rozmowa nie należała do nudnych.
- A jak się mają u ciebie ostatnie wydarzenia? Poza wpadaniem w krzaki. - uśmiechnął się.
- No..w sumie to nic wielkiego... Bardzo dużo rozmyślam... No i biegam.

Jerry? ^^

sobota, 19 maja 2018

Od Sebastiana CD Holly

Zatrzymałem się na widok światła na końcu tunelu, które zbyt bardzo przywodziło mi na myśl wizję śmierci klinicznej. A wszystko, co jest związane z umieraniem, znajduje się na liście "Rzeczy, których nie zrobię aż do 50-tki", wraz z tańczeniem na stole przed alfami czy posiadaniem więcej niż trzech szczeniaków. Czyli śmierci mówimy stanowcze być może. Bo ja nigdy mistrzem w planowaniu nie byłem, list też nie lubię. Bo żem skomplikowany chłopak jest.
Po chwili krótkiego namysłu, podniosłem ogon i dumnie pobiegłem przed siebie. Holly zdawała się słabo oponować, lecz ostatecznie potruchtała za mną, jednak już bez typowej dla mnie pewności siebie.
- Nie wiem, czy powinniśmy.. - zaczęła, milknąc jednak na widok tego, co się ukazało nam po wkroczeniu w światło. Znaleźliśmy się w zupełnie innym świecie, wyglądającym jak ogromna, wysoka jaskinia, oświetlona przez lśniące kryształy. Miękka trawa pod naszymi łapami miała niezwykle jasny odcień, a gdzieś w oddali dało się usłyszeć szum wodospadu. Wbiegłem na środek polany, podrywając w powietrze białe nasionka mleczu.
- Patrz, jak cudownie! - krzyknąłem, kręcąc się wokół. Zatrzymałem się jednak na widok stada jeleni, które pasły się spokojnie w małym zagajniku w dole. Holly podeszła do mnie, aby lepiej przyjrzeć się zwierzętom, kiedy huk rozległ się w okolicy, a kamienie spadły na ziemię. Wraz z waderą zdążyliśmy się schować, lecz kiedy wilczyca wyjrzała z krzaków, wydała z siebie jedynie ciche "o nie".
Wysunąłem pysk z kryjówki i zmierzyłem wzrokiem zatarasowane przejście, którego bez pomocy z zewnątrz nie oczyścimy. Podkuliłem nieco ogon i uszy.
- Przepraszam.. To moja wina, Holly..

<Holly?>

Od Siergieja CD Riley

Tafla wody przede mną poruszała się delikatnie wraz z podmuchami wiatru, wprawiając w ruch odbicie moje i oddalonej nieco wilczycy. Zastanawiałem się nad jej słowami, analizowałem ostatnie wydarzenia. Ona nic nie wiedziała. Zupełnie nic. Bo gdyby tak było, uciekłaby na sam mój widok. Nie bez powodu zwą mnie Bestią z Syberii, prawda? Na to wychodzi, że zawędrowałem na tyle daleko, aby zacząć nowe życie bez bagażu przeszłości. I bez pewnej osoby, która nawiedzała mnie w snach niczym upiór. Nikołaj. Westchnąłem cicho na wspomnienie partnera, którego nie byłem w stanie uratować przed złem tego świata. Który zginął przez to, że postanowiłem zaufać złej osobie. Pamiętam jak dziś tamten wieczór, kiedy wróciłem do naszego moskiewskiego mieszkania po przemianie w wilka w pobliskim lesie. Tak, jak zawsze poszedłem do łazienki, obmyłem swoje ciało z ziemi i poszedłem do kuchni. Nie zwracałem nawet uwagi na ciszę. Z racji później godziny, Nikołaj mógł po prostu spać w sypialni. Dlatego na spokojnie przygotowałem syrniki, wziąłem herbatę w ulubionym kubku i rozsiadłem się na kanapie, aby tam popracować chwilę na komputerze.
W trakcie jednak poczułem, że coś jest nie tak. Nie słyszałem zupełnie nic, ani oddechu, ani typowego dla młodzieńca wiercenia się w łóżku. Solidnie zaniepokojony, wyciągnąłem spod stołu pistolet i zbliżyłem się na palcach do sypialni. Przyłożyłem ucho do drzwi, a kiedy upewniłem się, że nikogo tam nie ma, wszedłem do środka, broń od razu podnosząc na wysokość twarzy.
A reszta potoczyła się szybko. O wiele za szybko.
Nikołaj leżał w pościeli, wpatrując się niewidzącym wzrokiem w sufit. Na szyi miał ranę, prawdopodobnie po garocie. Dodatkowo jego palce zaciskały się na liście. Momentalnie opuściłem pistolet, podbiegłem do ukochanego i wziąłem go w ramiona. Nie mogłem uwierzyć, że nie żyje. Tak po prostu nie żyje. Nie rusza się, nie oddycha. Jego ciało jest zimne jak lód. Ze łzami w oczach pochyliłem się nad Nikołajem, chcąc wierzyć, że to tylko głupi żart. Że zaraz obudzi się, obejmie mnie i powie, że wszystko z nim w porządku. Moje ciało zadrżało, fale ciepła uderzały i odchodziły, a dłonie błądziły po nieruchomym partnerze. Z trudem przemogłem się i pocałowałem Nikołaja na pożegnanie, aby później ostrożnym ruchem zamknąć jego oczy.
I właśnie wtedy zaprzysięgałem zemstę i własnymi rękoma wymordowałem każdego, kto był odpowiedzialny lub powiązany ze śmiercią Nikołaja.
- Jeśli masz powód, nawet zabijanie da się usprawiedliwić - powiedziałem jedynie, po czym odsunąłem się od brzegu jeziora. Zacząłem się kierować w głąb lasu, aby gdzieś tam poczekać na kolejną przemianę w człowieka. O ile nastąpi.
Samica podniosła uszy, chyba po części zdziwiona moją wypowiedzią, po czym potruchtała w moją stronę. Wywnioskowałem to po szeleście łap w poszyciu oraz świdrującym spojrzeniu, wbijającym się w moje plecy.
- Co masz na myśli? Przecież zabijanie jest złe!
Zaśmiałem się krótko pod nosem. Tu się mylisz, młoda damo.
- Za którymś razem nie patrzysz już na to w taki sam sposób. Tak w ogóle, dlaczego mnie śledzisz, panno...?
To nie tak, że chciałem znać jej imię. Po prostu wolę wiedzieć więcej o potencjalnych wrogach lub może nawet sojusznikach?

<Riley?>

piątek, 18 maja 2018

Od Jerry'ego CD Claudii

 - Co tu robisz? - spytałem po chwili ciszy, spuszczając na chwilę z oka piękne chmury.
 - Spaceruję. - Wzruszyła ramionami od niechcenia.
 - Znalazłaś się wczoraj bezpiecznie w swojej jaskini czy może w trakcie tej jakże długiej drogi zrobiłaś sobie krzywdę? - spytałem kąśliwie.
Stwierdziłem, że wadera albo się obrazi i zacznie się ze mną kłócić, albo sobie najprościej w świecie pójdzie.
Cóż, taki mam charakter i nic nie poradzę, na fakt iż denerwowanie innych wilków to moja pasja.
 - Jak widzisz stoję przed tobą i mam się świetnie, to znak że raczej żyję. - Wyszczerzyła się tylko, pokazując, że ma moje humorki głęboko gdzieś.
Przynajmniej różni się nieco od innych samic, które spotkałem na swojej drodze i nie jest tak samo pusta jak one, a to już duży plus.
 - A ty? Co cię natchnęło, że się tu znalazłeś?
 - Tak jakoś... - wzruszyłem nieznacznie ramionami. - Nie mam co robić ze swoim nędznym życiem... - westchnąłem ciszej. - Masz ochotę coś porobić? - spytałem z ciekawości.

Claudia? Wybacz, aktualnie mam mały brakus wenus :c

niedziela, 13 maja 2018

Od Claudii CD Jerry'ego

Przez chwilę patrzyłam jak Jerry odchodzi. W sumie, nie myślałam, że Jerry wyrośnie na takiego przystojnego basiora... Aj, jak to głupio zabrzmiało! Jakbym interesowała się nim pod tym ,,względem''... No ale, w każdym razie, zwykły, najzwyklejszy, przyjacielski komplement, którego i tak nikt nie słyszał (dzięki ci, Kiko, bo znając życie zaczęło by się to denerwujące ,,uuu'', nie mające żadnego powodu).
W pewnym momencie usłyszałam za sobą ciepły głos matki.
- Claudia, jesteś wreszcie! Zaczynałam się martwić, w końcu zazwyczaj wracasz do domu wcześniej...
- Przepraszam mamo... - powiedziałam patrząc waderze w oczy. - Biegłam, i wpadłam w zarośla... Nie mogłam się wydostać... Ale zjawił się Jerry i mi pomógł. - tutaj lekko się uśmiechnęłam.
- Chodź do domu, zjesz ciepłą kolację i posmaruję ci zadrapania maścią. Wątpię abyś ich nie miała... Sama kiedyś byłam w podobnej sytuacji.
Tak więc udałyśmy się do domu, gdzie zastałam kawał pieczonej baraniny i herbatę z melisy oraz mięty, oraz siedzących przy stole tatę i Bellę. Wszyscy zmówiliśmy wieczorną modlitwę, i zaczęliśmy jeść. Szczerze, jedzenie było przepyszne... jeszcze ta herbata, z cukrem z trzciny cukrowej... Wiosną i latem jadłospis jest tak obfity, że nie sposób się tu głodzić!
Po kolacji, mama zawołała mnie do schowka, gdzie leżały maści i inne leki. Pomogła mi posmarować rany i zadrapania maścią z ziół. Zaraz po tym całą rodziną powiedzieliśmy sobie ,,dobranoc'', i udaliśmy się do swoich pokoi.
Leżąc w łóżku rozmyślałam tylko nad jednym - czego mi właściwie brakuje w życiu? Przecież, skoro czuję, że czegoś mi brak, to musi tak być... A może... Może to najwyższy czas aby wyprowadzić się od rodziców? Nie no, Claudia, co ty wygadujesz! Mieszkanie w samotności tylko cię gorzej wkopie...
A może... może... Może brakuje mi bliższego przyjaciela?... Może to to?...
Zaczęłam sobie wyobrażać siebie z jakimś wilkiem, wspólnie spędzone chwile, radości i smutki... chyba takiego przyjaciela mi brakuje... właśnie takiego...
***
Nazajutrz obudziłam się wcześnie rano, gdy słońce dopiero co wzeszło. Od razu podniosłam się z posłania, i głęboko przeciągnęłam. Następnie udałam się do ,.kuchni'', gdzie przywitałam się z mamą, i zjadłam przygotowany przez nią posiłek, popijając go herbatą z dzikiej róży. Z rozmowy z mamą dowiedziałam się, że tata i Bella jeszcze śpią.
Nie miałam zbyt wiele do roboty, tak więc postanowiłam wyjść na zewnątrz.
Wychodząc z nory wzięłam głęboki wdech, i przymykając oczy rozkoszowałam się wonią charakterystyczną dla poranka. Zaraz po tym ruszyłam truchtem w stronę polany, podziwiając las, który o tej porze wydawał się być o wiele piękniejszy niż zazwyczaj.
Ta poranna rosa na trawie, ten śpiew skowronków, słowików, sikorek i wróbelków... Dodatkowo z przyjemnie grzejącymi, jasnymi promieniami słońca... I w taki oto sposób Claudia staje się pełna życia!
Po jakimś czasie relaksującego marszu, dotarłam do równie, lub nawet bardziej cudownej polany, na której o dziwo spotkałam... Jerry'ego. Basior siedział na trawie, obserwując poranne słońce, które stąd wyglądało wprost cuuuudownie.
- Cześć... Mogę się dosiąść? - zapytałam podchodząc do wilka. Ten spojrzał na mnie spokojnym wzrokiem, i przytaknął głową. Na ten znak usiadłam obok niego, i zaczęłam wpatrywać sięw tym samym kierunku co on.

Jerry? Szczerze, jestem zadowolona z tego opka, bo nie jest tak badziewny jak zawsze :3 Brawo ja! :3  Do tego 507 słów ^^ :)

sobota, 12 maja 2018

Od Maxine CD Anastasii

Cóż, moja ciotka nie należała do osób najbardziej rozgarniętych... Zachowywała się jak typowa babcia lub starsza panna w tych wszystkich filmach. Do tego trochę wtrącała się w nie swoje sprawy... Taka już była i nie zamierzałam tego zmieniać. W pewnym momencie naszej rozmowy miała ochotę wybuchnąć soczystym śmiechem, kiedy Aron zażenowany pytaniem ciotki tylko spuścił głowę nic nie mówiąc... Awww!
Stwierdziłam jednak, że nie zostawię go z tym samego i szybko zmieniłam temat rozmowy. Mam nadzieję, iż wadera wyczuła aluzję, chociaż nie zdziwiłabym się, gdyby niedługo chciała pogadać z basiorem ,,w cztery oczy" i co nie co mu nagadała...
 - Bardzo chętnie! - odparła na moje wcześniejsze pytanie.
Podałam więc jej wywar z ziół i uśmiechnęłam się serdecznie.
 - Pyszny jest! Skąd go wytrzasnęłaś? - zaciekawiła się od razu.
 - Właściwie, to Jerry go zrobił... Jak wróci ze spaceru to ci go przedstawię. - odpowiedziałam.
 - Nie mogę się doczekać! - Ucieszyła się od razu.
Ten mały mongoł wiedział kiedy się zmyć! Pokręciłam głową i westchnęłam głęboko.
 - Mogę u was zamieszkać na jakiś czas dopóki nie znajdę swoich czterech ścian? - spytała się z radością.
 - Jeśli Aron nie ma nic przeciwko to zapraszamy. Mamy dość dużą jaskinię i powinniśmy się zmieścić. - Puściłam jej oczko po czym spojrzałam z wyczekiwaniem na mojego męża.
  - Jestem za! - Wyszczerzył się.
Ciotka szybko wypiła herbatkę i już widziałam po niej, że nie mogła usiedzieć w miejscu. Toteż spodziewałam się jakiegoś dziwnego pomysłu z jej strony - i w tym wypadku miałam rację. Otóż Nasta wyciągnęła mnie na spacer.
 - Mam z tobą kilka ważnych tematów do poruszenia - powiedziała całkiem poważnie.
 - Jakich? - spytałam zaciekawiona.

Ciociu Anastasio? *lenny*

piątek, 11 maja 2018

Od Jerry'ego CD Claudii

- Nie ma sprawy. - bąknąłem trochę od niechcenia.
Już miałem ochotę się jakoś zmyć, lecz coś nie zostawiało mnie w spokoju. Mianowicie, cały czas miałem wrażenie, że skądś znam tą waderę.
 - Czy my się czasem nie znamy? - spytałem z zaciekawieniem.
 - Hmm... Może tak, może nie... - Odparła zagadkowo.
Mimowolnie wywróciłem oczami i westchnąłem głęboko. No tak...
 - A tak na poważnie?
 - Claudia jestem, ty zapewne Jerry jeśli się nie mylę, prawda? - uśmiechnęła się.
 - Owszem. - moje kąciki ust lekko się uniosły. - Czyli jednak mnie pamiętasz.
 - Jak mogłabym zapomnieć?
 - No cóż, wszystko możliwe. - skrzywiłem się nieco. - Odprowadzić cię do jaskini? Nie zdziwiłbym się gdybyś w drodze powrotnej znowu wpadła w jakieś zarośla.
 - Będziesz mi to teraz wypominać do końca życia? - oburzyła się nieco. - Jednak coś w tobie zostało z tego starego Jerry'ego...
 - Możliwe. W każdym razie i tak cię odprowadzę. - Uśmiechnąłem się zadziornie.
Ta tylko westchnęła i bez większych kaprysów podążyła za mną. Niedługo potem już zrównała ze mną krok i szła dzielnie u mego boku. Nie odzywaliśmy się zbytnio. Może też dlatego, że czasami nie wiedziałem co powiedzieć, aczkolwiek nie była to cisza niezręczna. Oboje pogrążeni byliśmy w swoich myślach, a ja w dodatku przyglądałem się pięknym krajobrazom.
 - Pamiętasz jeszcze gdzie mieszkam? - Zaśmiała się serdecznie.
 - Nieee, już zapomniałem - odparłem z sarkazmem.
W każdym razie, kiedy tylko dotarliśmy zaczęło się akurat już ściemniać.
 - No cóż - zacząłem. - Miło było cię spotkać. - Wysiliłem się na uśmiech.
 - Heh, ciebie również. Dziękuję za pomoc.
 - Nie ma sprawy! - odparłem jeszcze i odszedłem w stronę jaskini Max.

Claudia? Ale ładny gniotek!

Od Riley CD Siergieja

Zbudził mnie piskliwy, radosny świergot ptaków przesiadujących wśród koron pobliskich drzew. Rozciągnąwszy rozleniwione po drzemce mięśnie, powoli podniosłam się z trawy. Polana wyglądała nadzwyczajnie pięknie, wszędzie wokół rozciągały się malownicze pasma kwiatów, o rozmaitych kształtach i soczystych barwach; a zapachy towarzyszące temu miejscu... No właśnie, wcale nie były takie jak zazwyczaj. Dziwne. Kwieciste aromaty zakłócała obecność innej, obcej woni i to nie jednej. Tak, jedna zdawała się być niepokojąco znajoma. Coś jakby... Ludzie? O, nie! Riley, nawet tak mnie myśl! Cóż ci chodzi od rana po głowie? Na samą myśl potrząsnęłam pyskiem, starając się pozbyć tego paskudnego przeczucia. A co jeśli oni naprawdę tutaj są? Co jeśli natrafili na nasze ślady? Jedno jest pewne - ten zapach nie wróży nam najlepiej. A no właśnie, zapach. Jak już wcześniej wspomniałam, mój niuch zwrócił uwagę nie tylko na ludzi, bowiem ten drugi, zdecydowanie mniej znany mi zapach wskazywał na czyjąś obecność. Tak, wszystko wskazywało na to, iż gdzieś w pobliżu, może nawet bliżej niż mogłabym przypuszczać; jest jakiś wilkołak. No dobrze, ale czy to na pewno dobra nowina? Bądź co bądź, może być to ktoś z Hostis albo Yenvan, a wizyta jednego z członków wrogich klanów nie zwiastuje nic dobrego.
Wpierw udałam się w pośpiechu do Anarii i Larego, by wyjaśnić im zaistniałą sytuację i ewentualnie ustalić plan działania.
- Nie powinnaś tam iść sama - z taką wypowiedzią spotkałam się w pierwszej chwili, z ust cioci. Rzecz jasna wujek również był przeciwny temu, bym działała na własną rękę, aczkolwiek koniec końców udało mi się ich namówić do pozostania z watahą. W końcu ktoś musi pilnować stada pod moją nieobecność.
Tak więc, wiedziona zapachem intruzów, pomknęłam w leśne gęstwiny, przez cały czas mając oczy szeroko otwarte. Nagle dobiegł do mnie przeszywający dźwięk. Głuche echo strzału rozniosło się po całej puszczy, płosząc okoliczne grupki kruków. No ładnie. Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że to muszą być myśliwi. Pognałam co sił w łapach przed siebie. Mym oczom ukazał się wielki, biały wilk. Jego kły zatopiły się w szyi ofiary którą... Był człowiek.
- Zostaw go! - wykrzyknęłam, chwyciwszy zębami kark basiora, by odciągnąć go od ofiary.
- Nie wtrącaj się! - warknął oschle samiec, jednak zignorowałam jego komentarz. Spojrzałam na mężczyznę leżącego parę metrów dalej. Z rany powoli sączyła się krew, a otwarte usta z trudem łapały oddech. W tej samej chwili dobiegły do nas głosy innych ludzi, prawdopodobnie jego towarzyszy.
- Chodź, nie powinniśmy tu być... - wyszeptałam, wskazując w między kępy krzewów.
~•~
- Dobrze, chyba nikt nas nie śledzi... - westchnęłam z ulgą, siadając w cieniu jednego z drzew. Choć odwróciłam się tyłem, czułam na sobie wzrok basiora.
- Prawie go miałem, niepotrzebnie się wtrącałaś... - burknął niezbyt uprzejmie, przycupnąwszy kawałek dalej i wbił posępne spojrzenie w falującą taflę wody. Chyba się wkurzył.
- Nikt nie będzie atakować ludzi na tych terenach - położyłam uszy po sobie, zerkając na wilka kątem oka.
- To myśliwi, tacy jak oni nie zasługują na litość... - rzekł już nieco spokojniejszym, aczkolwiek wciąż wyniosłym tonem.
- I dlatego chcesz zabijać tak jak oni?
Biały samiec znów zamilkł i wbił wzrok w piasek pod łapami. Uczyniłam to samo, tyle że moje spojrzenie raz na jakiś czas wędrowało dyskretnie pysk nieznajomego, który zdawał się być teraz zupełnie pogrążony w swoim świecie.

Siergiej?

czwartek, 10 maja 2018

Od Claudii CD Jerry'go

- Zauważyłam Amber, więc uciekłam jak najdalej, ale wpadłam w te g*wno. Próbowałam stąd wyjść, ale bardziej się zaplątałam. - westchnęłam. - Jakby tego było mało, wszędzie mam zadrapania od tych kolców...
- Aj... Dobra, nie ruszaj się, spróbuję cię jakoś wyciągnąć.
Duży plus w tej historii, to że ktoś mnie znalazł, i mi pomógł; no, właściwie to zaczyna pomagać, ale chyba wiadomo o co chodzi... Racja?
Jerry podszedł do mnie, uważając aby się nie zaplątać. Następnie rozerwał gałęzie drapiących krzewów i kolczaste pędy. Ostrożnie je ze mnie zdjął, i zaczął odrywać ode mnie ,,rzepy" łapą.
Całe szczęście, że wszystkie kolce i igły wypadły, a zostawiły jedynie zadrapania.
- Dzięki... - powiedziałam biorąc głęboki wdech. - Bardzo mi pomogłeś.

Jerry? Masz gniotka :>

poniedziałek, 7 maja 2018

Od Jerry'ego CD Bruna

 - Uważaj jak łazisz! - powiedziałem odruchowo z grymasem.
 - Przepraszam... - powtórzył jeszcze raz basior.
Już miałem coś odpyskować jak to zwykle miałem w zwyczaju, ale przypomniałem sobie ostatnie wydarzenia. Mianowicie obiecałem zarówno sobie jak i Max, iż wreszcie się ogarnę i przestanę być wścibski i niemiły dla innych wilków.
Odetchnąłem więc głęboko, licząc w myślach do dziesięciu.
Może to coś pomoże?
 - Również przepraszam. Powinienem bardziej uważać. - mruknąłem ciszej patrząc na basiora.
 - Nic się nie stało. - Uśmiechnął się do mnie nieśmiało.
Bez słowa pomogłem zbierać mu jego rośliny. Gdzieś tam upatrzyłem sobie laskę trzciny cukrowej oraz kilka korzonków imbiru. Czyżby mój nowy znajomy był obeznany w roślinach?
Uśmiechnąłem się pod nosem.
 - Zajmujesz się zielarstwem? - spytałem.
 - Można tak powiedzieć. Czemu pytasz?
 - Ciekawość. Też to całkiem lubię... Zwłaszcza wiosną. Często wychodzę zbierać różne zielska, które nikomu się do niczego nie przydają i później tworzę z nich różne eliksiry i wywary... Inne wilki z watahy lubią napoje przygotowywane przeze mnie. Takie herbaty i tak dalej... Rozgadałem się, wybacz. Tak w ogóle to jestem Jerry.
 - Bruno. Miło poznać. Czyżbym znalazł kogoś podobnego do mnie? Też lubię to wszystko zbierać. - Stał się taki jakby bardziej śmiały i wyluzowany co zdecydowanie mi podpasowało.
 - Jeśli chcesz, możemy razem coś przyrządzić. Może być ciekawie. - Puściłem mu oczko.

Bruno? 

Od Holly CD Sebastiana

Odwróciłam głowę w stronę wskazaną przez basiora. Ujrzałam coś co przypominało błędnego ognika. Ale czy na pewno?... ,,Błędny ognik" wyglądał dziwnie podejrzanie... W pewnym momencie zaczął się oddalać. Bez słowa udałam się za nim. Plusk wody i bieg usłyszałam za sobą gdy oddaliłam się jakieś parenaście metrów dalej.
- Jestem ciekawa dokąd nas zaprowadzi. - powiedziałam kątem oka zauważając truchtającego tuż obok mnie wilka.
Zaczęło się robić coraz ciemniej, i ciemniej. Dopiero po jakimś czasie ujrzeliśmy startę ziemi i kamieni, najwyraźniej tą pod którą kiedyś tkwił Aron. Ognik minął stertę, i zaczął prowadzić nas przez korytarz. Na samym wejściu był niski i wąski, jednakże za wejściem był wysoki i szeroki.
W pewnym momencie ujrzałam światło na końcu tunelu, które to rozświetliło ciemność.

Sebastian?




piątek, 4 maja 2018

Od Siergieja do Riley

Biegłem przed las, przeskakując przez powalone drzewa, na świat patrząc przez wilgotne, białe włosy. Widziałem, że są za mną. Słyszałem przecież ich głosy, szuranie opon samochodu na nierównej drodze, wystrzały, które przemykały tuż obok mojej głowy. W myślach prosiłem tylko o to, żebym się nie przemienił. Zdawałem sobie sprawę, że moje ostatnie zamiany w wilka były za długie. O wiele za długie. Więc to tylko kwestia czasu, kiedy zrobię to po raz ostatni i bezpowrotnie utracę ludzką wersję siebie.
Wtedy poczułem ból w ramieniu, przez który potknąłem się i upadłem na leśne podszycie. Klnąc cicho, podniosłem się na zdrowej ręce, aby dzięki niej przesunąć się pod pień drzewa. Zacząłem grzebać palcami w ranie postrzałowej, żeby wyciągnąć pocisk i rozpocząć regenerację.
Jeden z moich prześladowców zeskoczył z paki samochodu i skierował się w miejsce, gdzie przebywałem. Stary Rosjanin wyszczerzył zęby w szerokim, szyderczym uśmiechu.
- Jednak udało nam się ciebie dorwać, Bestio z Syberii. - Powiedział, przykładając zimną lufę karabinu do mojego czoła. Spojrzałem mu w oczy z nienawiścią.
- Niech ja się tylko zmienię. - Warknąłem, czując dreszcze na całym swoim ciele. Transformacji już nie powstrzymam, więc zostało mi jedynie błaganie o to, żeby nie była ostatnia.
Odgłosy wybitnie ludzkiej obecności przerwał zew lasu. Wilcze wycie, dobiegające ze stosunkowo bliskiej odległości.
Myśliwy spojrzał w tamtą stronę, a ja? Ja po prostu przyjąłem wilczą postać. Rozciągnąłem łapy, warknąłem cicho i wciągnąłem mężczyznę w głąb lasu, gdzie ostatecznie wskoczyłem na jego pierś. Mierzyliśmy się długo wzrokiem. Ostatecznie podjąłem decyzję, że nie mam zamiaru dać mu odejść wolno. Z tego powodu, pochyliłem się, odsłoniłem kły i chwyciłem myśliwego za gardło.
Wtedy jednak usłyszałem głos. Czy raczej krzyk.
- Zostaw go! - Ktoś, w stu procentach taki, jak ja, wybiegł z gęstwiny. Przewróciłem oczami. Jeszcze tego mi brakuje. Innych wilkołaków.

< Riley>

wtorek, 1 maja 2018

Nowy wilk!

Powitajmy Siergieja Ivana Raskolnikov'a!

Od Sebastiana CD Holly

Z lubością zacząłem pływać w ciepłej wodzie, próbując nie spoglądać na wilczycę. A robiłem to z dwóch głównych powodów.
Po pierwsze, wstydziłem się, że od momentu naszego spotkania zachowuję się jak swoje zupełne przeciwieństwo. Bo w końcu słynąłem wśród swoich dawnych znajomych z tego, że wszędzie było mnie pewno. Że byłem duszą towarzystwa oraz, że miałem partnerek na pęczki. A tutaj? Przed Holly?
Nieudacznik życiowy, wyjący byle rzecz, a w dodatku zachowujący się jak szczeniak. No i co ona ma sobie o mnie pomyśleć?
Drugą sprawą, zupełnie inną, było to, czego wilczyca ujrzeć nie mogła. Nawet, gdyby mogła czytać w myślach. Czułem się dziwnie słaby w jej otoczeniu. Nie pod względem zdrowotnym, a fizycznym. Jakby Holly była kryptonitem, a ja - Supermanem. Czy to sposób, w jaki na mnie działa? Czy może coś więcej?
Albo to ja nad interpretuję pewne rzeczy?
Postanowiłem zebrać się w sobie i spojrzeć na wilczycę, na jej oczy i piękne futro. Miałem już się odezwać, kiedy zobaczyłem blask, coś na wzór błędnego ognika. Znajdował się w pewnej odległości za Holly. Nie mogąc wykrztusić z siebie zdania dłuższego niż dwa słowa, wskazałem jedynie pyskiem w tamtą stronę.
- Patrz.

<Holly? I'm back ~ >

Od Jaka CD Belli

Niechętnie wstałem, i przeciągnąłem się leniwie. Następnie westchnąłem, i ospałym krokiem ruszyłem w stronę Belli. Ta przyglądała mi się z lekkim poirytowaniem. Nagle wskoczyłem na skałę, stając tuż obok niej; tak nagle, że aż poskoczyła. Cicho chichocząc szturchnęła mnie w bok, na co ja tylko uśmiechnąłem się niczym rasowy chytrus. Po chwili oboje ustawiliśmy łapy na gałęzi drzewa, i zaczęliśmy się rozglądać. W pewnym momencie ujrzeliśmy przepiękny, średniej wielkości wodospad. Na ten widok oboje spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo, zeskoczyliśmy ze skały, i ruszyliśmy biegiem w tamtą stronę.
Na miejscu oboje zaczęliśmy przyglądać się okolicy. Rzecz jasna, na pierwszy plan poszedł wodospad, oglądany przez nas z boku. Po chwili jednak, Bella zainteresowała się leżącą przy brzegu skałą z kryształami. Mnie natomiast wodospad wydawał się jakoś tak... dziwnie inny, niż te które do tej pory widziałem (a było ich dość sporo)... Jakby był jakiś zaczarowany, czy jak?
Postanowiłem podejść bliżej, tak aby stanąć tuż przed nim. To co ujrzałem, mnie wystraszyło - ujrzałem młodego, przystojnego mężczyznę,o ciemno-brązowych włosach i brązowych oczach, gapiącego się prosto na mnie. Wyszczerzyłem zęby, a gdy to zrobiłem, mężczyzna zacisnął pięści i je podniósł. Zrobiłem zdziwioną minę, i krok w bok - ten zrobił to samo. Uśmiechnąłem się i podniosłem łapę - on też (tyle że rękę). Chyba domyśliłem się co tu jest grane...
- Bella! Chodź coś zobaczyć! - zawołałem, wciąż patrząc na wodospad.
Przyjaciółka zbliżyła się do mnie, a na wodospadzie pojawił się obraz pięknej, młodej kobiety, o niebieskich oczach i orzechowych włosach. Na jej widok Bella zjeżyła grzbiet - natomiast kobieta miała minę z grymasem.
- Spokojnie, to tylko twoje odbicie. - zapewniłem. - Wodospad pokazuje twoje odbicie, tyle że w ludzkiej postaci. - uśmiechnąłem się, wystawiając łapę do przodu - mężczyzna wyciągnął rękę do przodu.

Bella? Jak móffiłam, tak zrobiłam XDD

poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Od Lizzie do Riley

Siedziałam nad brzegiem rzeki, wpatrując się w kłodę, leżącą od brzegu po stronie Zewu Natury, do połowy rzeki. Kusiło mnie, aby na nią wejść, i przyjrzeć się odrobinę bliżej terenom wrogiej watahy. Po jakimś czasie namysłu, postanowiłam wejść na kłodę.
Niepewnie postawiłam łapę na kłodzie, sprawdzając czy się pode mną nie zawali. Następnie ostrożnie na nią weszłam, i powolutku, małymi kroczkami, szłam w przód, nieco się chwiejąc. Gdy stanęłam na końcu kłody, zaczęłam wpatrywać się w teren wroga. Faktycznie, z odrobinę bliższej odległości wyglądał nieco inaczej. Jakoś tak... znajomo... Zaraz, jakbym już go kiedyś widziała... Tak jakbym wiedziała dokładnie, co jest za tamtymi krzewami i drzewami, co jest dalej... Pamiętałam dokładnie znajdujące się tam zwane przeze mnie ,,jeziorko''... Zawsze lubiłam tam przychodzić... Biologiczna matka nigdy nie mogła mnie tam znaleźć...
Zaraz, myślę i myślę o tym, zamiast jak normalny wilk uświadomić sobie że byłam w watasze Hostis. I że moja biologiczna matka gdzieś tam jest... Czy w watasze, czy poza nią - nie wiem. Wiem za to, że nie ma jej tutaj, w Zewie Natury.
W pewnym momencie usłyszałam głos, dobiegający zza moich pleców.
- Lizzie? Co ty tu robisz? - zapytała Riley.
- A... Nic, poza tym, że przypominam sobie dokładny wygląd terenów Hostis, moje stare kryjówki, i moją biologiczną matkę. - powiedziałam uśmiechając się.

Riley? Trochu się pokomplikowało... x3 przynajmniej się natchłam tym pomysłem XD

Od Bruna do Jerry'ego

Obudziłem się bardzo wcześnie rano, gdy rozgwieżdżone niebo dopiero co zaczynało się rozjaśniać, a słońce jeszcze nie wystawało zza horyzontu. Nie miałem zamiaru leżeć na posłaniu, więc wstałem i poczłapałem do wyjścia. Wychodząc z nory wziąłem głęboki wdech, i powoli, z zamkniętymi oczami wypuściłem powietrze; spojrzałem w niebo, przyglądając się jego pięknu.


Po chwili ze smutkiem wlepiłem wzrok przed siebie, i ruszyłem nad rzekę. Zbieranie ziół przynajmniej zajmie mi nieco czasu, a lepsze to niż samotne siedzenie w swojej norze. No, gdybym jeszcze miał ze sobą kogoś, kto nie zwracałby uwagi na moje wady, i mnie kochał... byłbym szczęśliwy. Rodzina rodziną, ale w końcu nie zajmę jakiegoś ,,pierwszego miejsca'' w ich sercu.
***
Ostatni spacer po zioła na dziś... Słońce już wyszło zza horyzontu, i cieszy oczy swoją intensywnie pomarańczową barwą. Natomiast u mnie w domu suszy się lubczyk, bazylia, mięta, melisa i szałwia, a ja niosę korzeń imbiru i ,,laskę'' trzciny cukrowej. No, rzecz jasna pechowiec ze mnie, tak więc zaraz za drzewem rosnącym niedaleko mojej nory wpadłem na kogoś kto akurat biegł. Imbir i trzcina wypadły mi z pyska, a ja sam upadłem na drzewo. Wilk na którego wpadłem odleciał jakiś metr dalej, i spojrzał na mnie z grymasem na pysku.
- Przepraszam... Mogłem uważać gdzie idę... - powiedziałem kładąc uszy po sobie, i wlepiając oczy w ziemię.

Jerry?

niedziela, 29 kwietnia 2018

Od Klemensa do Anastasii

Powoli i ostrożnie wychyliłem czubek nosa z nory. Na szczęście, w pobliżu nie było żywej duszy. To dobrze, nie lubię gwarnych poranków. Nawet się człowiek nie zdąży rozbudzić, a już komuś przez przypadek stanie na łapie. Przyznaję, pewnie straszny ze mnie nudziarz, albo jak kto woli zgreda, ale cóż ja na to poradzę, że tak niezręcznie jest mi nawiązywać nowe znajomości? Gdyby nie fakt, że Hostis się na mnie uwzięli, pewnie nawet bym nie myślał o wstąpieniu do szeregów tutejszej watahy. Bądź co bądź, zawsze byłem tylko "tym z boku", kimś kto teoretycznie istnieje, niewielu pamięta jak właściwie się nazywam. Szkoda, że tak nie mogło pozostać, bo przyznam szczerze, iż przywykłem do życia w samotności. No nic, trzeba się będzie wdrożyć w ten cały system na nowo.


Nieoczekiwanie dobiegł do mnie odgłos czyichś kroków, lekkich i dość cichych, po czym można było wywnioskować, że prawdopodobnie mam do czynienia z jakąś waderą, bądź ewentualnie szczenięciem, choć raczej obstawiałbym tę pierwszą opcję. Od niechcenia przesunąłem wzrokiem po pniach pobliskich drzew, aby następnie "przypadkowo" skierować go na ową nieznajomą. Chyba się zorientowała, że się jej przyglądam.
- Dzień dobry - usłyszałem nagle za swymi plecami.
- Witam - ukłoniłem się, nieco zmieszany.
- Przepraszam, że o to pytam, ale jesteś nowy w watasze, tak?
Skinąłem przytakująco głową.
- Szkoda... - zasmuciła się odrobinę - Miałam nadzieję, że ktoś pokarze mi gdzie tutaj można znaleźć jakąś rzekę albo jezioro. Chciałam uzbierać zioła i...
- Zioła? - spojrzałem na nieznajomą zaskoczony.
- No... Tak. Jestem zielarzem - odparła, spoglądając na mnie podejrzliwie.
- Wiem gdzie jest rzeka - stwierdziłem, podnosząc się z trawy - Ale wiem też, gdzie można znaleźć konkretne gatunki roślin, więc gdybyś chciała... - i tu dziabnąłem się w język. Kurde, Klemens, ogarnij się! Miałeś tego nie robić! Przez chwilę zastanawiałem się co powinienem powiedzieć dalej. Na pyszczku wadery wykwitł delikatny uśmiech. Nie wiem dlaczego, ale coś głęboko w środku kazało mi go odwzajemnić.
- ... więc, gdybyś miała ochotę, to chętnie cię oprowadzę po tutejszych terenach.

Anastasia?

sobota, 28 kwietnia 2018

Od Anarii do Anastasii

Wpatrywałam się w ścianę; Larry udał się na spacer z bratanicą (Riley), Bella i Jake gdzieś razem zniknęli, Max i Aron też gdzieś razem wyszli, Genevieve także wyszła na spacer, Claudia już dawno wyszła (jak zauważyłam, z Jerrym)... Nie ma co robić. W dodatku, moja najlepsza przyjaciółka na zawsze - Meli, już jakiś czas temu odeszła z watahy... Aj, tak bardzo mi jej brakuje... W sumie, tęsknię raczej za wszystkimi którzy odeszli z watahy, ale za nią chyba najbardziej... Oczywiście jej nie winię, żeby nie było! Po prostu... po prostu mi jej brak... To chyba normalne w przyjaźni... No nie?
***
Siedziałam tak, wpatrując się w wodę płynącą w rzece, do której od czasu do czasu wpadały moje łzy. Moje rozmyślania jak zwykle trwały dość długo, jednakże w pewnym momencie przerwane zostały przez łagodny, kobiecy głos.
- Przepraszam, coś się stało? - powiedziała wadera. Odwróciłam się w jej stronę - miała jasno brązowe oczy, i szaro-białą sierść z brązowymi fragmentami. Spojrzałem jej głęboko w oczy, aby wyczytać z nich jej intencje. Widać w nich było współczucie, troskę i chęć wsparcia; z nutą szczęścia, tak jakby tkwiło w jej oczach od zawsze i na zawsze.

Ciocia Nastia? x3

Od Anastasii do Maxine

Wzięłam głęboki wdech i zapukałam do drzwi. Ciekawe czy Maxine ucieszy się na mój widok. W sumie to trochę czasu się nie widziałyśmy. Drzwi otworzyły się, a przede mną stanął brązowy basior.
- Witam. - uśmiechnęłam się do niego. - Jest może Maxine? - dodałam.
- Yym... Max! Ktoś do ciebie! - zawołał wilk. Jak na zawołanie wilczyca pojawiła się obok niego.
- Ciocia Nastia! - krzyknęła radośnie.
- We własnej osobie. - powiedziałam przytulając siostrzenicę. Nie widziałam jej już może pięć lat. Od tego czasu naprawdę się zmieniła. Wyrosła na piękną i dostojną waderę. Urok osobisty pewnie zyskała po ciotce.
-  A ten przystojny młodzieniec to...? -  spytałam, patrząc podejrzliwym wzrokiem na chłopaka stojącego przede mną.
- Aron. Aron Jackson. Formalnie mąż Max. - oznajmił basior. To chyba oznacza, że mogę sobie darować opowieści o pszczółkach i ptaszkach. Nie żeby temat mnie krępował czy coś. Na szczęście po ślubie Max już chyba wie, na czym polegają kontakty międzyludzkie.
- W takim razie miło poznać. - obdarzyłam go promienistym uśmiechem.
- Będziemy tak stać w progu, czy w końcu wejdziemy do środka? - bąknęła lekko zniecierpliwiona siostrzenica, po czym gestem łapy zaprosiła mnie do swojej jaskini.
- A powiedzcie mi... Macie jakieś dzieci?
- Yyy wspólnych nie, ale... - zaczął Aron.
- A planujecie? - przerwałam mu. Max i Aron spojrzeli na siebie wzrokiem, którego nie mogłam rozgryźć.
- A może napijesz się herbatki? - zasugerowała wadera, ignorując moje pytanie.

Maxine?

Nowy wilk!

Powitajmy Klemensa Night'a!

wtorek, 24 kwietnia 2018

Od Jerry'ego do Claudii

Minęło już całkiem sporo czasu nim całkowicie wyzdrowiałem. Przez dość długi czas w ogóle nie wychodziłem z jaskini, a Max nie chciała wypuścić mnie dosłownie nigdzie. Dopiero ostatnimi czasy zacząłem wychodzić na krótkie przechadzki. Na początku nikt nie odstępował mnie na krok, lecz teraz, gdy ponownie się ,,usamodzielniłem", postanowiłem wyjść sam. Oczywiście musiałem nieco namieszać mojej siostrze i posłużyłem się Geneviev, która rzekomo miała pójść ze mną. A tak na prawdę znajdowała się... Nawet nie wiem gdzie...
No cóż...
W każdym razie mój spacer przebiegał dość spokojnie i w miarę monotonnie. Chyba właśnie tego potrzebowałem. Odetchnąłem z ulgą, będąc pewnym, że nic już mnie dzisiaj nie spotka i uśmiechnąłem się sam do siebie. Co prawda lekko utykałem na jedną łapę i powinienem być raczej ostrożny na siebie, a co za tym idzie nie narażać się na jeszcze większą krzywdę.
Ale ze względu na to, że nie byłbym sobą, gdybym czegoś nie spartaczył to zupełnie olałem sprawę. Tak więc nawet nie usłyszałem tajemniczego ruchu w krzakach i cichego syknięcia. Jaką trzeba być amebą życiową by tego nie zauważyć?!
 - Jest tam ktoś? - dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że jednak jest tu ktoś poza mną.
 - Em... Kto mówi? - spytałem z pozoru spokojnie.
 - Claudia, z Zewu Natury.
 I w tym momencie wszystko mi się przypomniało. Uśmiechnąłem się sam do siebie pod nosem, całkowicie zapominając o istnieniu wadery.
 - To pomożesz mi? - spytała.
 - Um, jasne. Przepraszam. - Odparłem i powolnym krokiem przybliżyłem się do miejsca z którego wydobywał się głos.
I właśnie wtedy ujrzałem Claudię owiniętą w jakieś pnącza i kłujące łodygi...
 - Co ci się stało? - Spytałem przekrzywiając głowę w bok.

Claudia? No więc spotkali się w krzakach po długiej przerwie xDDDD

Od Belli CD Jaka

- To... to niesamowite... - pokręciłam głową z rozbawionym spojrzeniem.
- Co jest niesamowite?
- Też o tym pomyślałam! - nie wytrzymałam i parsknęłam głośnym śmiechem, którego echo rozniosło się chyba po całej puszczy - Wybacz, to ta pełnia tak na mnie działa... - zakryłam pysk łapami, by choć odrobinę ukryć zakłopotanie, co niezbyt mi się udało. Ale głupia wymówka.
Powoli podniosłam się z trawy, wciąż nie odrywając wzroku od rozgwieżdżonego nieba. Po chwili, tuż za mymi plecami rozległo się niskie, dostojne wycie. Uśmiechnęłam się, zerkając kątem oka na basiora, po czym zmrużywszy oczy podłączyłam swój głos. Przez moment poczułam się jakby wszystko dookoła, cały ten świat przestał istnieć. Byliśmy tylko my, ja, Jake i księżyc nasłuchujący z sympatią naszych głosów.
- Bella, uważaj! - nagle poczułam mocne szarpnięcie za kark, które skutecznie przywróciło mnie do rzeczywistości.
- Co się stało?! - potrząsnęłam głową, zrywając się na równe nogi, bo z niewiadomych przyczyn znów znalazłam się na glebie.
- Mało brakowało... - westchnął Jake, podchodząc bliżej - Prawie spadłaś ze skarpy.
- Słucham? - zmarszczyłam brwi, oglądając się za siebie. Nie no, bez przesady, aż tak to się przecież nie zamyśliłam. To znaczy... Chyba...
- Mamy talent to pakowania się w kłopoty... - stwierdził przyjaciel, dosiadając się obok.
- Ha! A ty jak zawsze ratujesz nas z opresji! - wyszczerzyłam się - Em, masz coś na głowie... Czekaj... - delikatnie przejechałam łapą po jego futrze, zgarniając zza ucha płatek magnolii.
- Już?
- Hm, jak dla mnie wyglądałeś z nim dużo lepiej - zachichotałam, kładąc się obok wilka. Lekki podmuch wiatru strącił część kwiatów, które poszybowały gdzieś daleko, znikając w mroku nocy. Przymknęłam oczy i już po chwili odpłynęłam do krainy sennych marzeń.
***

Leniwie przekręciłam się na drugi bok, wtulając się w futro od którego czułam niebywałe ciepło. Powoli odchyliłam powieki, zerkając nadal trochę zaspana na leżącego obok przyjaciela. Wyglądał tak bezbronnie kiedy spał. Przez chwilę zastanawiałam się, czy w ogóle powinnam go budzić. Tak, tylko przez chwilę.
- Jake, wstawaj... - szepnęłam mu na ucho, jednak samiec wymruczał coś cicho pod nosem i zakrył głowę łapami. No dobra, trzeba będzie zrobić to mniej delikatnie.
- Wstawaj leniu! Dość spania! - wykrzyczałam, popychając go tylnymi łapami.
- Co? Co się dzieje? - wilk podniósł na mnie spanikowany wzrok. Wyraz jego pyska był bezcenny.
- Nic się nie dzieje. Słońce dawno zawitało na niebie, a o ile mi wiadomo mamy w planach zwiedzanie, tak czy nie?
- Yhmm - basior przewrócił wymownie oczyma, wzdychając przy tym ciężko - A to zwiedzanie to nie mogłoby poczekać? Tak przynajmniej jeszcze kilka minut?
- Nie - odparłam krótko. Wdrapałam się na sporą skałę znajdującą się tuż pod magnolią, po czym oparłam się przednimi łapami o jedną z niższych gałęzi, która zdawała się być wręcz idealnym punktem obserwacyjnym - No chodź.

Jake?

Od Riley CD Claudii

- Cześć... - odwzajemniłam uśmiech przyjaciółki, zerkając na miejsce obok - Mogę się dosiąść?
- Jasne, nie pytaj! - parsknęła śmiechem wadera odsuwając się kawałek dalej. Przycupnęłam przy jednym z większych kamieni, spoglądając na gładką taflę wody, która niczym lustro odbijała światło kryształów wyrastających z sufitu, tworząc iście bajkowy klimat. Ale i ten widok jakoś nie poprawił mi humoru.
- Coś się stało? - zapytała niebieskooka, spoglądając na mnie zatroskana.
- Nic, nic takiego... - mruknęłam pod nosem, wciąż nie odrywając smętnego spojrzenia od błękitnej otchłani - Po prostu tęsknię za rodzicami. No wiesz, często wymykałam się z domu na jakieś głupie wycieczki i tak bardzo starałam się wyrwać z tego rodzinnego gniazda że... - tutaj urwałam na moment. Właściwie nie wiedziałam jak zakończyć to zdanie, znaczy się, było wiele rzeczy, które chciałabym teraz powiedzieć, ale żadne słowa nie były w stanie oddać w pełni tego, co teraz czuję - ... zapomniałam o tym, co jest tak naprawdę jest ważne. Teraz, gdy już ich nie ma, dałabym wszystko, by znów było tak jak dawniej. Czy to nie jest dziwne?
- Nie, na pewno nie - po krótkim namyśle pokręciła przecząco głową - Nie martw się, jestem pewna, że wkrótce tu wrócą, zobaczysz.
- Obyś miała rację... - westchnąwszy objęłam przyjaciółkę, jednak po chwili szybko odstąpiłam od przytulania - Okey, wystarczy tego dobrego, bo zaraz się tutaj poryczę! Idziesz na polowanie?
- A cóż to w ogóle za pytanie? Ruszajmy! - rozpromieniła się wadera.
Wyszedłszy z groty pomknęłyśmy w leśne gęstwiny, wiedzione zapachem zwierzyny. Jakiś czas później dotarłyśmy na niewielką, kwiecistą polankę, opatuloną świetlistą płachtą wschodzącego słońca. Wzięłam głęboki oddech, napawając swe oczy pięknem natury. Dawno mnie tu nie było, wydawało mi się jakbym jeszcze wczoraj przedzierała się przez warstwy białego puchu. Z błogich rozmyślań wyrwał mnie dopiero szept towarzyszki.
- Riley, patrz... - mruknęła, wskazując na dorodnego bażanta przechadzającego się parę metrów dalej.

Claudia?

poniedziałek, 23 kwietnia 2018

Od Genevieve CD Lizzie

Był piękny, wiosenny dzień. Idealny aby przemóc lęki. A co było moim największym lękiem? Klify! Podczas ostatniej "wycieczki" z Anarią do Kryształowej Groty mój lęk ujawnił się. Jak ognia bałam się wysokości. Wszystko z powodu feralnego wypadku, który zdarzył się w moje urodziny. Wiązało się to z moja pierwszą i do niedawna ostatnią watahą. Byłam w niej zaledwie 2 lata, podczas których byłam okropnie traktowana. Z niewiadomego powodu Merlin - samiec alfa - utrudniał mi życie jak tylko mógł. Stałam się tam popychadłem, wyrzutkiem... Znosiłam to cierpliwie całe 2 lata, wierząc że gdy dorosnę wszystko się zmieni - na marne. W dniu 17 urodzin postanowiłam się w końcu stamtąd wyrwać. Merlin i wraz z trzema kolegami ścigali mnie jeszcze około miesiąca, aż w końcu zrezygnowali w obawie o swoje życie, po tym jak jeden z nich niespodziewanie spadł z klifu i zginął. No może nie do końca spadł. To ja go zepchnęłam. Przyznaję się. Zabiłam wilka. Jestem pewna że to zdarzenie będzie stało mi przed oczyma jeszcze długi czas. Merlin nigdy mi tego nie zapomni, a ja wciąż żyję w wiecznym strachu, że kiedyś mnie dopadnie. To wydarzenie sprawiło, że boję się także klifów. Więc właśnie dzisiaj postanowiłam zwalczyć ten strach. Podążałam właśnie do Kryształowej Groty, tylko po to by znowu stanąć przed klifem i powiedzieć sobie, że jestem silna. Tak silna, że nie mogę się bać zwykłego klifu. Pełna pozytywnej energii ruszyłam w stronę "miejsca egzekucji". Co może pójść nie tak? Nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogłabym nie dać rady. Muszę dać! Stanęłam w końcu naprzeciwko urwiska. Wtedy strach powrócił. Podeszłam jak najbliżej krawędzi, czując jak z każdą chwilą paraliżuje mnie lęk. Przełknęłam nerwowo ślinę i spojrzałam powoli w dół. Tak jak ostatnio poczułam zawroty głowy. Czy ja na prawdę sądziłam, że pójdzie tak łatwo? Czy ja na prawdę jestem aż tak głupia? Wycofałam się w głąb jaskini i ruszyłam powolnym krokiem w stronę wyjścia. Smutna i zniechęcona, ze spuszczoną głową...  Nagle ujrzałam białą wilczycę, leżącą na ziemi. Wyglądała na równie zniechęconą do życia jak ja. Niepewnym krokiem podeszłam do niej i również ułożyłam się na ziemi, tuż obok niej. Skrzyżowałam łapy i oparłam na nich głowę, wpatrując się w waderę.Wiedziała o mojej obecności, ale w żaden sposób nie zwróciła na mnie uwagi. Prawdopodobnie wyglądałyśmy teraz jak dwa chodzące, a raczej leżące nieszczęścia. Nie wiedząc do końca co powiedzieć bąknęłam:
- Widzę, że nie tylko mi brakuje chęci do życia...
Wadera spojrzała na mnie krzywo i wzruszyła ramionami. Chcąc przerwać tą niezręczną ciszę podjęłam kolejną próbę nawiązania kontaktu.
- Jestem Gen, a ty?
- Lizzie. - burknęła wilczyca. Widać, że nie była zbyt rozmowna. Przez chwilę poczułam się jak natręt, ale w końcu ktoś musi pozbierać to małe nieszczęście do kupy! Niestabilna emocjonalnie próbuje pomóc totalnie rozbitej wewnętrznie... Tego jeszcze nie grali!
Niepewnie objęłam Lizzie łapą, na kształt jakiegoś nieudanego przytulenia. Wadera nie zareagowała.
- Dobra, ten etap mamy za sobą... To teraz powiedz cioci Genevieve co się stało i komu mam obić pyszczek? - mruknęłam posyłając jej najsłodszy i najbardziej promienny uśmiech na jaki było mnie stać.

Lizzie? 510 słów tworzących takiego gniota leci do ciebie ^^

piątek, 20 kwietnia 2018

Od Jerry'ego | Who am I to you? 2/2

Przymknąłem oczy z nadzieją, że już nigdy więcej już ich nie otworzę. Nie czułem już nic, nawet bólu. 
Tak wygląda niebo? Czy może jestem już w piekle? Przede mną znajdowała się czarna pustka, którą nie sposób było przezwyciężyć. Oczami wyobraźni widziałem Max stojącą gdzieś w oddali i jej cienki głos rozbrzmiewający echem w mojej głowie. 
Kim dla ciebie jestem? 
 Żałowałem tego... I to bardzo. Nie chciałem by miała przeze mnie tyle problemów, tyle łez uroniła... 
Krzyknąłem w głąb przestrzeni, a mój głos rozchodził się po nicości. Nagle nie wiedząc jak, całe życie praktycznie przeleciało przed moim oczami. Moje niezbyt miłe dzieciństwo w sierocińcu, to gdy pierwszy raz ją zobaczyłem i to jak pięknie się do mnie uśmiechała... Jak zwykle się popisywałem chcąc zwrócić na siebie jej uwagę. Gdy mnie dostrzegła i spojrzałem jej w oczy od razu poczułem do niej coś więcej. 
Chciałem po prostu być przy niej i w końcu mi się udało... Traktowałem ją niczym siostrę, wychowała mnie i pomogła mi... Tymczasem opuściłem ją, tak po prostu... Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku i spadła na podłogę.
 - Jerry... - Usłyszałem czyjeś głosy w oddali.
Czy to była... Max?!
 - Jerry! Jerry! Jerry, obudź się! - krzyczała coraz głośniej.
Poczułem jak coś kładzie się na moim boku i w mgnieniu oka zerwałem się na równe nogi.
 Z moich oczu dalej płynęły łzy zamazując mi obraz znajdujący się przede mną. Byłem w jakiejś jaskini - tyle wiedziałem. Znajomy zapach rozprowadzał się po całej jamie i w jakiś sposób mnie uspokajał.
 - Jerry... - zaczął łagodny głos.
Otarłem nieco łzy i zamrugałem kilka razy nie dowierzając temu co się działo wokół mnie.
 - Max? - spytałem zachrypniętym głosem i wtuliłem się w jej futro.
Wokół nas stało większość znajomych... Aron, Gen, Anaria, Claudia i cała reszta... Mimo wszystko ucieszyłem się na ich widok.
 - Co ja tu robię? Co ty tu robisz? Miałem zginąć... - szepnąłem.
 - Znaleźliśmy cię na skraju lasu. Tereny wrogiej watahy... Masz szczęście, że Aron pojawił się w odpowiednim czasie bo inaczej byłoby po tobie... - odparła lekko zirytowanym głosem.
Może tak by było lepiej dla wszystkich? - przemknęło mi przez myśl.
Usilnie próbowałem hamować łzy i tak cieknące po policzkach. Świetnie, teraz wyjdę na mięczaka.
 - Przepraszam Maxi. - powiedziałem patrząc jej prosto w oczy.
 - Nic się nie stało. - Uśmiechnęła się smutno w moją stronę. Będę musiał jakoś jej to wynagrodzić...
***
Do późna siedzieli u nas goście. Rozmawialiśmy dość długo z każdym a ostatni wilk zmył się grubo po północy. Byłem już strasznie zmęczony a wszelakie bandaże i okłady niewiele mi pomagały, tak więc nawet nie schodziłem z legowiska. Jak to ujęła wadera, mój stan był krytyczny więc co najmniej miesiąc posiedzę sobie jaskini...
Ech, no cóż... Mówi się trudno. Czarna wilczyca odwiedziła mnie jeszcze nad ranem  by sprawdzić czy wszystko ze mną w porządku.
 - Śpisz?  - szepnęła.
 - Nie...
 - Czemu?
 - Po prostu nie mogę. Nie przejmuj się mną, kiedyś mi przejdzie. - Chciałem wzruszyć ramionami co wywołało u mnie ból więc przy okazji syknąłem.
Usłyszałem jak odwraca się i odchodzi.
 - Max?
 - Tak?
 - Zostaniesz ze mną? Proszę...
Bez słowa ułożyła się obok mnie w bezpiecznej odległości. Nie odezwała się już ani słowem co w sumie mnie nie zdziwiło.
 - Max?
 - Kim dla ciebie jestem? - zadałem pytanie, które od kilku dni kręciło się po mojej głowie bez większego celu.
Z początku milczała i dopiero po chwili ciszy uraczyła mnie odpowiedzią.
 - Kimś ważnym... Przyjacielem? Młodszym bratem? - rozważała. - Czemu pytasz?
 - Tak po prostu. Przepraszam jeszcze raz. - Powiedziałem i wtuliłem się w jej miękką sierść.
Praktycznie od razu usnąłem wtulony w moją siostrę... Teraz już nie mogło być gorzej. - I tą myślą się pocieszałem

THE END *nie wiem czy ktoś to czytał ale kij z tym musiałam napisać coś trochu depresyjnego lol* xD

środa, 18 kwietnia 2018

Od Maxine CD Arona

Przyznam bez bicia, iż z początku myślałam, że owa wadera to była partnerka mojego męża. Wyglądała dość młodo i na pierwszy rzut oka nie pomyślałabym, że rzeczywiście mogła to by być jego matka. Przez chwilę byłam na niego zła, lecz później szybko zaczęłam się śmiać sama z siebie oraz z moich głupich myśli.
 - Chris, stary idioto, zostaw go! - krzyknęła owa wadera, a ja ponownie się uśmiechnęłam.
Wyglądało to dość zabawnie, a starszy basior nie wyglądał tak jakby chciał zrobić Aronowi krzywdę, więc nie interweniowałam. Przybliżyłam się za to do matki mojego męża.
 - Jestem Diana. - odparła nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. - Mama Arona.
 - Miło poznać. Maxine, żona Arona. - uśmiechnęłam się.
W międzyczasie, wyżej wspomniany Chris zszedł z basiora i teraz oboje wpatrywali się w nas z wyczekiwaniem. Oczywiście chwilę później podeszłam do ojca mojego męża i również się przedstawiłam. Chwilę tak staliśmy sobie pośrodku lasu. Mój partner wraz ze swoimi rodzicami dyskutowali zawzięcie i wygłupiali się. Ja w tym czasie z uśmiechem przyglądałam się szczęśliwej rodzince, raz po raz wtrącając swoje zdanie na dany temat. Od razu polubiłam tamte wilki i dobrze czułam się w ich towarzystwie.
 - Nie chcielibyście wpaść do naszej jaskini, żeby trochę odpocząć czy coś? - spytałam.
 - Nie chcemy sprawiać problemu... - odparła od razu kobieta.
 - To żaden problem! Możecie nawet u nas nocować! - Wtrącił szybko Aron i nawet nie miałam mu tego za złe. Kiwnęłam więc tylko głową potwierdzając jego słowa.
 - W takim razie bardzo chętnie zostaniemy. - Teraz głos przejął Chris.
 - W takim razie zapraszamy, chodźcie za nami. - odparł młodszy basior i przejął prowadzenie.
***
Siedzieliśmy wszyscy przy naszym "stole" pogrążeni w wesołej pogawędce. Od czasu do czasu zajmowaliśmy się również małym Snowem, który wesoło biegał na zewnątrz jaskini.
 - Skoro już tu jesteście... - zaczął wesoło Aron. - Chcielibyśmy wam o czymś powiedzieć - spojrzał na mnie porozumiewawczo.
 - Otóż... - Zaczęłam. - Mamy w planach zorganizować wesele, chociaż już teoretycznie jesteśmy małżeństwem, ale to nie ważne. - Zaśmiałam się.
 - A wy jesteście oficjalnie zaproszeni na nasz ala ślub. - dodał mój mąż.
 - Dokładnie! - skinęłam głową.

Aron? Jaka reakcja twoich rodziców? xD

Od Jerry'ego | What am I to you? 1/2

Cóż... Ostatnimi czasy nie wiodło mi się najlepiej. Moje kontakty z Max pogorszyły się i to dość bardzo. Słyszałem tylko czasem jak Aron wmawia jej, że to przez dorastanie. W sumie byłem mu nawet wdzięczny, gdyż dzięki temu moja ,,siostra" oszczędziła zarówno sobie jak i mnie kilku awantur i dość sporych kłótni. Każdej nocy wracałem dość późno... Praktycznie nad ranem. Czasem jeszcze widziałem jak wadera z niecierpliwością oczekuje mojego przybycia, aczkolwiek z dnia na dzień był to coraz rzadszy widok dla moich oczu.
Czyżby wreszcie się poddała?
Widywała mnie tylko wcześnie rano, bądź późno w nocy, choć później ograniczyło się to do przelotnych spojrzeń wobec siebie.
Wcześniej chyba nigdy nie sprawiałem problemów... Dopóki byłem szczeniakiem wiodło mi się wspaniale. Miałem sporo znajomych, a nawet jedną przyjaciółkę - Claudię. Nie wiedzieć kiedy przestaliśmy się spotykać. Niekiedy jest mi smutno z tego powodu, lecz chyba powoli zacząłem się do tego przyzwyczajać. Wszystko zaczynało się i kończyło na zwykłym ,,Cześć" i minięciu się na leśnej polanie, bądź piaskowej dróżce. Nie miałem do niej żalu o to. W sumie to chyba była moja wina. Niedługo potem zacząłem się trochę izolować od całej reszty. Wszelkiego rodzaju wyjścia towarzyskie zastąpiłem samotnymi spacerami pod osłoną migoczących gwiazd. Nawet odpowiadał mi taki układ. Wtedy zazwyczaj miałem czas na myślenie o swoich sprawach i problemach, których tak naprawdę nie miałem.
No cóż...
Tak więc coraz rzadziej przebywałem w mojej rodzinnej jaskini. Max również się przyzwyczaiła, gdyż nawet na mnie nie czekała. Chociaż czego ja się spodziewałem?
Niedługo potem zacząłem zapuszczać się coraz głębiej w tak dobrze znane mi lasy. Zachodziłem coraz dalej i dalej, lecz za każdym razem wracałem do domu. Choćby na chwilę, by się pokazać i zaalarmować, że tak szybko się mnie nie pozbędą. Mimo to coraz częściej miałem wrażenie, że nie pasuję do tej watahy, do Maxine... Pogodziłem się z tą myślą dość szybko. Pewnego dnia chyba jednak zaszedłem za daleko. Wróciłem do legowisk po jakimś tygodniu.
 - Gdzie byłeś? - Warknęła Max.
W pobliżu nigdzie nie było ani Arona, ani Gen... A co za tym idzie, nie miał kto mnie obronić. Tak więc zostałem zmuszony przybrać tą bardziej złowrogą twarz.
 - Nie twój interes - bąknąłem.
 - Jak nie mój?! Mam ci przypomnieć kto cię zaadoptował i wychowywał?!
 - Zachowujesz się jak matka, której nigdy nie miałem. - przechyliłem głowę na bok spoglądając na nią z pogardą.
 -Jesteś okropny. Myślisz, że możesz tak sobie wracać po tygodniu bez żadnych wyjaśnień?! Że każdy będzie na twoje skinięcie jeśli wielkoduszny książę raczy wrócić?!
 - A ty myślisz, że możesz wszystko bo jesteś starsza? - spytałem prowokująco.
 - Mam ciebie dosyć... Nie ma cię dniami i nocami, a ja jak idiotka stoję w oknie i się o ciebie martwię... - bąknęła pod nosem.
 - No cóż... Mówi się trudno. - odparłem.
 - Wiesz co?! - warknęła głośno. - Mam już dość! Mam po prostu dość. Wynoś się stąd! - krzyknęła na jednym tchu.
 - Co? - spytałem zdziwiony. Tego się po niej nie spodziewałem...
 - To co usłyszałeś. Idź sobie. - Warknęła jeszcze przez łzy, a mnie wmurowało.
Pokręciłem głową na boki chcąc upewnić się, że to nie sen. Tego bym się nie spodziewał, zwłaszcza po Max.
 - Na co czekasz? - załkała. - Kim dla ciebie jestem, żebyś traktował mnie w ten sposób, co?!
I wtedy coś we mnie pękło. Uciekłem czym prędzej w stronę mojego ulubionego miejsca. Nie zamierzałem nigdy tam wrócić. Chciałem zwiać czym prędzej z terenów... Umknąć problemom i kłopotom, w które ostatnio tak często się pakowałem.
Byłem idiotą, że to wszystko robiłem i tak utrudniałem innym życie. Moja duma nie pozwalała mi jednak wrócić i kulturalnie przeprosić. Tak więc nie pozostało mi nic innego jak poszukać innego stada.
Czuję że to będzie trudne... W ostatnim czasie zalazłem kilku watahom bardziej za skórę...
Czyli krótko mówiąc zostałem bez dachu nad głową. Wspaniale.
***
Minęło kilka dni od mojej wyprowadzki. Aktualnie wystawiałem na próbę moje życie, przy okazji chcąc się w jakiś sposób ukarać za to, że tak źle się zachowywałem w stosunku do niektórych osób z watahy... Pogoda również nie sprzyjała, gdyż od samego rana lało jak z cebra, a do tego grzmiało i błyskało. Ja sam byłem przemoczony do suchej nitki i pozbawiony wszelkich chęci do życia. 
Westchnąłem tylko ciężko i udałem się na codzienne polowanie. W końcu czymś musiałem zapełnić mój jak na razie pusty brzuch. I właśnie w tym momencie poczułem zapach innego wilka. Niby znajomy, ale nie mogłem sobie przypomnieć skąd... Nieświadomy niczego podążyłam za jego tropem i wtedy w oddali zauważyłem gromadę innych wilków. Z początku się wahałem, ale jak to się mówi ,,Ryzyk fizyk", więc ostrożnie podszedłem do grupki basiorów.
Wszyscy spojrzeli na mnie spod byka i właśnie wtedy zdałem sobie sprawę z kim mam do czynienia.
 - Oh, Jerry... Dawno cię nie widziałem. - warknął największy, a zarazem najstraszniejszy z nich.
Ponownie stanąłem jak wryty, a moje łapy nagle stały się miękkie jak z waty.
 - Pamiętasz jeszcze nasz mały układ? - podszedł do mnie bliżej. - Wisisz mi coś...Hm... przepraszam, wisiałeś. Teraz to już nieaktualne.
 - Więc czego chcesz? - spytałem bezceremonialnie.
 - Zemsty. - Przybliżył się jeszcze o krok i z nienacka drapnął mnie dość solidnie w bok. Cała reszta jego bandy poszła w ślad za nim i niedługo później zostałem otoczony przez całą piątkę. Już powoli zacząłem żegnać się z życiem, bo (bądźmy szczerzy) nie miałem szansy przeciwko takiej gromadce. Do tego byli zdecydowanie silniejsi ode mnie. Przed oczami miałem scenę z ostatniej kłótni z Max. 
Ciekawe co sobie teraz myśli... Szczególnie w pamięci zapadły mi jej ostatnie słowa.
Kim dla ciebie jestem!?
Właśnie. Kim dla mnie była? Na pewno nie pierwszym lepszym wilkiem, który nic dla mnie nie znaczy...
Jakiś szary wilk skoczył na mnie. Później dorzucił się jeszcze jeden i kolejny, i następny. Nawet się nie broniłem bo nie miało to najmniejszego sensu. Po raz ostatni przywołałem w głowie obraz płaczącej Max i mimowolnie zechciałem do niej wrócić...
Moje nogi nie były w stanie utrzymać takiego ciężaru... Upadłem bezwładnie na ziemię i przymknąłem lekko oczy.
 Kim dla ciebie jestem...
 - Ostatnie słowo? - spytał Alfa.
Kim dla mnie jest?
 - Nie... - powiedziałem szeptem.
Kim dla mnie są ci wszyscy? Kim jestem ja dla nich?
Ostatnie co poczułem to ogromny ból w szyi i urwał mi się film.
Czy już zginąłem? Moje męki dobiegły końca? Kim teraz jestem?

CDN.

poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Odejście

W dniu dzisiejszym jesteśmy zmuszeni pożegnać Shine. Powodem odejścia postaci jest brak pomysłu na dalsze losy jej historii. Żegnaj.

Od Claudii do Riley

Siedziałam w kryształowej grocie, przypatrując się niebieskiemu kryształowi. Roztaczał wokół siebie specyficzną aurę, przy czym bardzo mocno wyróżniał się spośród innych (w dobrym sensie tego słowa, rzecz jasna)... Mama chyba jednak nie miała racji, gdy porównywała mnie z nim. Rozumiem, że może i dla niej taka jestem, z resztą jak większość córek w oczach dobrych matek, jednakże ja osobiście uważam, że w niczym nie przypominam tego kryształu. No, może z wyjątkiem tego, że jego kolor idealnie odzwierciedla kolor moich oczu. Ale mniejsza o to, w końcu to tylko zbieg okoliczności i tyle. Nie jestem jakimś tam wielkim skarbem i wzorem do naśladowania... Tylko zwykłą waderą; ciekawską istotą o podejrzanie dużej wiedzy o życiu jak na swój wiek, mimo to nie wiedzącą do końca kim jest. Heh, przynajmniej jestem sobą, i sama decyduję o moim życiu.
W pewnym momencie moje rozmyślania przerwał dźwięk kroków. Gwałtownie się odwróciłam; ujrzałam Riley. Na jej widok moja mina złagodniała, a na moim pysku pojawił się uśmiech.
- Cześć, Riley... - powiedziałam.

Rilciuuuu? :> Wybacz plosę za takie krótkie dziadostwo XD

niedziela, 15 kwietnia 2018

Odejście

W dniu dzisiejszym jesteśmy zmuszeni pożegnać Nilaya. Powodem odejścia postaci jest brak pomysłu na dalsze losy jej historii. Żegnaj.

Odejście

W dniu dzisiejszym jesteśmy zmuszeni pożegnać Melindę. Powodem odejścia postaci jest brak czasu. Żegnaj.