,,Teraz mi nie ucieknie!'' - pomyślałam przemieszczając się między gałęziami praktycznie bezszelestnie. Jedna sarna, a tyle z nią było problemów... W każdym razie, czekałam tylko na odpowiedni moment, aby skoczyć. Gdy tylko nadszedł, mocno odepchnęłam się łapami od ziemi, przy czym skoczyłam na sarnę. Zwierzę nie zdołało uniknąć moich zębów - wbiłam je w kark owej sarny. Na moje nieszczęście, zwierzyna nie dawała za wygraną - mocno wierzgała, kopała co popadnie, i z całych sił usiłowała uderzyć mną o drzewo. W pewnym momencie jej się udało... no, może nie do końca. Zjawiło się stadko (a raczej stado) jeleni szlachetnych - z piętnaście łań, pięć młodych, jeden jeleń, plus kilka (może z trzy) sarny, które najwyraźniej bezpieczniej czuły się blisko jeleni. Sarna na którą polowałam natomiast, wykorzystała dosłownie sekundę lub dwie mojej nieuwagi i zrzuciła mnie z grzbietu. Stadko spłoszyło się i... zaczęło biec prosto na mnie - piętnaście łań, pięć młodych, jeleń, i cztery sarny (trzy ze stadkiem, plus jedna będąca przyczyną mojego upadku ,,z wysokości''). Szybko wstałam, i wzięłam łapy za pas. Biegłam szybko (jak zawsze zresztą), jednak pamiętałam by oszczędzać siły, w końcu nie wiadomo ile czasu mogą mnie gonić... W pewnym momencie, zauważyłam białą waderę, pijącą akurat wodę.
- Uciekaj! - krzyknęłam.
Wadera była najwyraźniej zaskoczona, jednak chwilę później biegła podobnie jak i ja. Nie było mi trudno zrównać z nią bieg, a gdy to zrobiłam, pomyślałam, że pomogę jej uciec, bo w końcu muszę pomagać innym członkom watahy... i chcę.
Leyla?^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz