*~*~*
Od lat uczyłam się wczesnego wstawania, i najwyraźniej weszło mi to w nawyk, gdyż obudziłam się jeszcze przed czasem. Wyciągnęłam ze spiżarni zapasy mięsa i ułożyłam je na czymś w rodzaju stolika. Następnie usiłowałam obudzić Geneviev, co wbrew pozorom nie było takie proste, gdyż miała wyjątkowo twardy sen. Mimo to po dziesięciu minutach budzenia, wreszcie się udało i obje zjadłyśmy w spokoju śniadanko. Później było już z górki. Nasz wygląd nieco różnił się, więc wystarczyło tylko nastawić się psychicznie na spotkanie z watahą.
Przez całą drogę rozmawiałyśmy. Przy okazji nieco poznałam Gen z czego się niezmiernie cieszyłam.
Przez całą drogę rozmawiałyśmy. Przy okazji nieco poznałam Gen z czego się niezmiernie cieszyłam.
Już dawno przekroczyłyśmy granice watahy i znajdowałyśmy się na terytorium naszego wroga. Starałyśmy się udawać jak najbardziej zmęczone ciężką podróżą. Teraz pogrążone byłyśmy w grobowej ciszy. Bałyśmy się, że zaraz coś wyskoczy nam centralnie na twarz i pozna się na naszej tożsamości.
Usłyszałam szelest w krzakach i nasze przypuszczenia się spełniły. Przed nami pojawił się duży wilk. Wyglądał na starszego od nas. Warczał wściekle patrząc nam głęboko w oczy i przyznam szczerze, że się przeraziłam.
- Gen! - krzyknęłam mimowolnie.
Geneviev? Troszku się pokomplikowało :v
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz