***
Następnego dnia bardzo wcześnie wyszedłem z nory, bo musiałem porozmawiać z Anarią o organizacji ślubu. Nie budziłem jeszcze Shine, bo moja przyszła żona jeszcze spokojnie sobie spała. Zachwycał mnie jej widok kiedy spała. Tak w sumie to nie tylko wtedy bo zawsze wygląda pięknie, ale zwłaszcza w tym momencie trudno mi było oderwać od niej swoje spojrzenie.
- Anaria! Dobrze że cię widzę! - zastałem Anarię przy wejściu do jej domu. Czekała na mnie tak jak się umówiliśmy.
- Hej Jack. Ale sobie wybraliście dzień na ślub! - Anaria jak widać była w bardzo dobrym nastroju ale nie wiedziałem o czym może mówić. Czy zapomniałem o czymś ważnym?
- Jak to?
- Dziś jest ŚWIĘTO MEI - dzień zakochanych! - poinformowała mnie siostra mojej przyszłej żony - Ale z was szczęściarze! Będziecie mieć ślub w walentynki!
Jak ja mogłem o tym zapomnieć? No przecież! Trochę trudno pamiętać jak się nie ma kalendarza. Ale nad tym się teraz nie będę zastanawiać.
***
Uzgodniłem z Anarią, Melindą, Nilayem i Larym wszystkie szczegóły w tym miejsce w którym mamy się pobrać z Shine. Długo myślałem nad tym jakie to ma być miejsce. Chciałem żeby było wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju. Poszedłem po Shine. Jeszcze nic nie wiedziała o moich planach. Zaproponowałem jej spacer po lesie. Oczywiście się zgodziła i na szczęście chyba nic nie podejrzewała.
***
- Przez całą drogę milczysz. Gdzie my idziemy? - spytała się mnie wadera.
- Zobaczysz. Jestem pewien że ci się tam spodoba. - powiedziałem patrząc na jej piękne, brązowe oczy.
- Czekaj chwile... Jesteśmy nad strumieniem?
- Tak.
- Ale dlaczego tutaj?
- Nie wiem czy pamiętasz ten dzień, ale to właśnie tutaj się poznaliśmy. - spojrzałem na nią i czule polizałem po pysku - Tu po raz pierwszy cię spotkałem. Zaczęliśmy mówić o... - uśmiechnąłem się pod nosem - ... już pamiętam. O tym jak należy się witać. Niech pomyślę... Jak "wypada się witać"?
- Pamiętam to... - zachichotała wadera - Nie za bardzo się na początku dogadywaliśmy.
Wadera rozejrzała się dookoła i spytała się co wszyscy tutaj robią.
- Czekają. - odpowiedziałem.
- Na co?
- Na nas. Podobno mamy wziąć ślub, chyba że się już rozmyśliłaś?
- Nie, ale to takie nieoczekiwane! - zaśmiała się Shine.
Stanęliśmy pod wielką wierzbą przy strumieniu. Wyszło słońce, które oświetliło nas. Spod śniegu widać było kilka malutkich kwiatków. Wszystko było takie piękne.
- Kocham cię... - spojrzałem na Shine - Chcę z tobą być zawsze i wszędzie. - zerwałem jeden z kwiatków i podałem go Shine - Szczęśliwych walentynek.
Shine?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz