sobota, 24 lutego 2018

Od Crystal do Jacka

Przygotowałam napar z zasuszonej mięty i dzikiej róży, a najlepsze części z mięsa aż czterech dorodnych owiec starannie przyprawiłam ziołami i innymi takimi przyprawami. W końcu nie dam swojej rodzinie nic złego do jedzenia... W końcu byłam ja, Bruno, Holly, Anaria, Larry, Claudia, Bella, Shine i Jack, czyli aż osiem wilków. Miałam nadzieję że obiad im posmakuje...
Po jakimś czasie wszyscy zjawili się na miejscu. Miło mi było widzieć całą rodzinę w jednym miejscu... co prawa brakowało mi jednej osoby, jednak starałam się nie myśleć o tym bez przerwy, co było dla mnie bardzo trudne.
Każdy zjadł mięso ze smakiem i popił wywarem. Z zadowoleniem patrzyłam na każdego członka rodziny, uśmiechając się delikatnie.
***
Siedziałam całkiem sama, oparta o drzewo. Z pod śniegu wyłaniało się już kilka przebiśniegów, zawilców, krokusów i sasanek, tym samym dając znak o zbliżającej się wiośnie. 


Myślami błądziłam po wspomnieniach związanych z młodością, gdy wraz z mężem spacerowaliśmy po lasach wiosną... Gdy nożem pisaliśmy swoje inicjały na drzewach... W pewnym momencie poczułam, że zaczynam płakać. Łzy spływały po moim futrze, a ja nie starałam się w żaden sposób ich zatrzymywać. Z płaczem padłam na śnieg, a raczej jego pozostałości. Łkałam nie mogąc przestać, przed oczami miałam wspomnienia po ukochanym, po chwilach spędzonych razem z nim... Po naszym ostatnim wspólnym polowaniu, po pożarze... Dokładnie pamiętałam uczucie, gdy musiałam patrzeć jak umiera miłość mojego życia, lub gdy po pożarze myślałam że moje córki nie żyją... Myśląc o tym płakałam coraz głośniej, a złamane serce bolało coraz bardziej. W pewnym momencie usiadłam, powstrzymując płacz na kilka sekund. Załkałam jeszcze kilka razy, po czym zawyłam smętnie. Moje wycie rozniosło się po puszczy, gorące łzy spływały po moim futrze, a ja, w samotności patrzyłam w niebo... W błękitne niebo, na którym widać było słońce i chmury... Tak jak za dawnych lat...

Jack?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz