czwartek, 1 marca 2018

Od Mikea do Genevieve

Słońce świeciło od rana, a niebo zmieniło swój kolor z szarawego na jasny błękit. Piękna pogoda, w sam raz na polowanie. Jedyne co mógłbym teraz zarzucić pogodzie to masa kałuż, które pojawiły się w skutek topniejącego śniegu, ale nie narzekam. Lepsze to niż mróz i sztywniejące z zimna łapy. Szybko wywęszyłem jakieś zwierzę. Czasem to nawet się cieszę że jestem wilkiem, wyostrzone zmysły i w ogóle.. ale tylko czasem. Jako człowiek nie musiałbym polować i wiecznie myśleć o tym, czy jedzenia wystarczy mi do następnego dnia. No cóż, trzeba przyjąć to, co los nam daje i tyle.
Dalej węszyłem w poszukiwaniu śniadania, które było blisko, a nawet bardzo blisko. Bliżej niż mi się wydawało..
一 A niech to! 一 wrzasnąłem gdy łania przeskoczyła obok mnie i pobiegła w krzaki. Oczywiście bardzo szybko pobiegłem za nią.
Nagle się od czegoś odbiłem i upadłem prosto w kałużę. Właściwie to nie było "coś", ale "ktoś", no i na dodatek ten ktoś był na mnie napraaaaaawdę wściekły. Nie dziwię się. Też bym się pewnie wściekł.
一 Co ty robisz?! 一 krzyknęła mi prosto w twarz wadera.
Przez chwilę nic nie mówiłem. Na jej widok odebrało mi mowę. To pewnie przez te oczy, które chociaż miały teraz wściekły wyraz, to i tak były bardzo ładne.
一 Wybacz. Nie chciałem.. 一 położyłem zmieszany uszy.
一 Uważaj jak chodzisz 一 warknęła ruda wilczyca niezbyt uprzejmie.
一 To był wypadek.. zwykle nie wpadam tak sobie na ładne wadery..
Nie wiem dlaczego to powiedziałem, ale to tylko pogorszyło sprawę. Ale ze mnie idiota.

(Genevieve?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz