wtorek, 21 listopada 2017

Od Jacka do Melindy

Jak codzień wybrałem się na polowanie. Brzuch dawał o sobie znać już od świtu, a było późne popołudnie. Marne szanse na złapanie czegoś o tej porze, ale warto spróbować. Nie zaszkodzi wysilić ciut ciut nosa. Może coś smacznego się upoluje. Jak zawsze w pierwszej kolejności poszedłem do nor królików, ale ich tam nie zastałem.
- A niech to! - warknąłem ze złością w głosie (nie ukrywam że bardzo liczyłem na zdobycz w postaci zająca albo królika).
Potem poszedłem nad brzeg rzeki. Zazwyczaj tam polowałem na sarny ale też żadnej nie znalazłem. W brzuchu burczało coraz głośniej. Podczas poszukiwań czegoś do zjedzania spotkałem Melindę. Ukłoniłem się alfie jak przystało na członka niższego w hiwrarchii (sam nie wierzę że to zrobiłem, ale skoro już dołączyłem do tej watahy, to chyba tak wypada).
- Dzień dobry Jack. - odpowiedziała bardzo serdecznie Melinda - Jak ci mija dzień?
- Bywało lepiej. Głód mi dokucza, ale się nie skarżę. A jak tobie?
- Podobnie. Też wyszłam z domu na polowanie. Idziesz ze mną? Oboje jesteśmy głodni. Będzie mi raźniej.
- A pójdę... - powiedziałem.
Poszliśmy na polowanie. Może coś się uda upolować.

Melinda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz