- Chyba powinniśmy już wracać - jej sugestia wyrwała mnie ze stanu zamyślenia.
- Możemy... - skinąłem niepewnie głową - Jesteś zmęczona? - zapytałem po chwili.
Szczerze powiedziawszy, wcale nie było mi śpieszno do domu, ale skoro ona tego chce...
- Nie, nie. Po prostu pomyślałam, że dzieci nie powinny być tyle czasu same... - westchnęła, z delikatnym uśmiechem na pysku - Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe?
- Ależ skąd! Masz absolutną rację. Chodźmy do domu. - odwzajemniłem jej uśmiech.
***
Słońce powoli znikało z horyzontu, ustępując ciemnogranatowej, gwieździstej płachcie, która wkrótce opatuliła całe niebo. Zapowiadała się piękna noc. Zmrużywszy oczy, wziąłem głęboki oddech. Nieoczekiwanie poczułem, że ktoś opiera się o moją łapę. Uśmiechnąłem się pogodnie, spoglądając na siedzącą obok Meli.
Melinda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz