Nasza droga zdawała się dłużyć w nieskończoność. Po zobaczeniu kolejnej rzeczki czy innego lasku, strzeliłem oficjalnego focha.
- Chcę do domu. - Oznajmiłem, stopniowo zwalniając, aby ostatecznie zatrzymać się. Wadera westchnęła ciężko i odwróciła się, aby na mnie spojrzeć. Uśmiechnąłem się przepraszająco i opadłem na grzbiet, łapami poruszając w powietrzu.
- Czy możesz przestać się wygłupiać? - Wilczyca usiadła obok, obserwując, jak zaczynam się radośnie tarzać. Nagle straciłem grunt po łapami.. Czy plecami. Wszystko jedno. Stoczyłem się w dół zbocza, wyjąc żałośnie po raz kolejny tego dnia. Przynajmniej wszyscy wiedzieli, że tu jestem.
- Hooolly, ratuj!
<Ah, Holly - wilcza matka ;)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz