- Nie ruszaj się, trzeba opatrzyć rany... - wyszeptałam, jednak basior natychmiast odmówił.
- Nie, nic mi nie jest.
- Chcę tylko zobaczyć. Nic ci nie zrobię... - namawiałam, ale wilk okazał się być bardziej uparty niż myślałam.
- Jake, proszę... - spojrzałam zatroskana na przyjaciela - Muszę sprawdzić, czy nic sobie nie połamałeś. Mogłeś uszkodzić żebra, a jeśli w porę ich nie nastawimy, będzie tylko gorzej, więc nie zgrywaj bohatera i daj sobie pomóc...
Po chwili namysłu samiec niechętnie odsunął łapę od blizny. Delikatnie przemyłam ranę wodą, jednak każdy dotyk wywoływał u basiora silny ból.
- Dobra wiadomość jest taka, że nie uszkodziłeś żadnej kości...
- A zła?... - przyjaciel lekko zastrzygł czarnymi uszami.
- To powierzchowna rana i szybko powinna się zagoić, ale potrzebujemy jakichś leków, bo może wdać się zakażenie. Blizna przez cały czas krwawi, a to nie wróży nic dobrego... - wyjaśniłam, starając się zbytnio nie denerwować basiora, jednak mój głos coraz bardziej drżał - Musimy się stąd wydostać jak najszybciej.
- Ale jak? Skarpa się obsunęła. Nie wejdziemy tam...
- Wiem, ale może jest jakieś inne wyjście. Poczekaj tu na mnie. Niedługo wrócę... - po tych słowach pobiegłam w stronę jednej ze szczelin.
***
Łzy powoli spływały po moim pysku. Bardzo bałam się o przyjaciela. I pomyśleć, że to wszystko przeze mnie. Jak mogłam być tak głupia?! Nagle usłyszałam kolejny grzmot, tuż za swymi plecami. Odwróciwszy się, zobaczyłam warstwę pyłu wydobywającą się z sufitu.
- Jake... - słowa stanęły mi w gardle, gdy zobaczyłam kolejne odłamy, opadające przed mymi łapami.
Biegłam co sił w nogach, ale na próżno. Skały zawaliły przejście i znalazłam się w pułapce. Na dobór złego, czułam że robi mi się coraz duszniej.
Jake?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz