Doskonale rozumiałam uczucia Arona. W dzieciństwie często czułam się samotna. Niekiedy otuchy dodawał mi Parys, lecz często też i on był powodem mojego złego samopoczucia... Zawsze lgnęłam do innych wilków. Chciałam z nimi przebywać i dobrze się bawić. Lecz z biegiem czasu wszystko to zaczęło się zmieniać. Czułam się jak wyrzutek porzucony przez społeczeństwo. Nie byłam nikomu potrzebna, a każdy tylko mnie wykorzystywał, więc stopniowo zaczęłam zamykać się w sobie. Nigdy nie byłam już taka szczęśliwa jak przed tym. Mimo wszystko cały czas liczyłam na lepsze jutro, które tak naprawdę nigdy nie nadeszło. Mój świat runął razem z tym, gdy moje relacje z innymi zaczęły się sypać i zanikać. Teraz samotność mi nie przeszkadzała, można by rzec, iż nawet boję się obcych wilków, innych ode mnie...
- Rozumiem co czujesz. - Uśmiechnęłam się niewesoło by w jakiś sposób dodać mu otuchy.
Chciałam mu jakoś pomóc. Mogłabym rzec, że ,,współczuję mu", ,,będzie dobrze" czy inne denne słowa, lecz ja szczerze ich nienawidziłam. Po co miałam kłamać? Słowa są puste, a liczą się czyny. Tak więc postanowiłam sobie w głębi serca, że jak najszybciej go wyleczę, pomogę mu dojść do siebie i zrobię wszystko aby był szczęśliwy. W głębi serca w jakiś sposób mi na nim zależało. Chciałam żeby się uśmiechał i cieszył się, a tak naprawdę nie wiedziałam, co zrobić by tak się stało.
- Powinieneś się położyć Aron - odparłam po chwili ciszy. - Im szybciej zregenerujesz siły tym szybciej powrócisz do zdrowia... A jutro już może udamy się na krótki spacer. Co ty na to? - spytałam
Aron? Wybacz, że tak nudno i depresyjnie troszku ale nie miałam pomysłu ;-;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz