Aron zaczął się niespokojnie wiercić nad ranem. Przyznam szczerze, że się martwiłam... Był dla mnie dość ważny. Eh... Powinien bardziej na siebie uważać. Postanowiłam więc go obudzić. Leciutko poklepałam go po głowie przy okazji cicho, prawie niesłyszalnie wymawiając jego imię.
- Aron! - krzyknęłam w końcu, gdy zaczął się pocić i warczeć coś przez sen.
Właśnie wtedy zerwał się na równe nogi.
-Ja nie śpię! - wykrzyknął.
W sumie to nie powinien wstawać, jego rana mogłaby się otworzyć. Tak więc z powrotem usadowiłam go na mchu. Chwilę porozmawialiśmy po czym poszłam załatwić nam śniadanie.
- Ty tu poczekaj. Nigdzie się nie ruszaj, zrozumiano? - upewniłam się.
Kurde, zachowuję się, gorzej niż mama... Niby jest starszy ode mnie, ale czuję się jakbym zajmowała się szczeniakiem. W sumie miła odmiana... Uśmiechnęłam się do niego, a on to odwzajemnił.
- Dobrze mamo! - krzyknął jeszcze na odchodne, gdy już wychodziłam z jaskini.
Od razu zerwałam się do biegu. I chwilę później znalazłam się w lesie. A że byłam wyszkolonym zabójcą to niedługo potem wracałam już z pokaźnym jelonkiem w pysku. Truchcikiem dobiegłam sobie do jaskini.
- Aron! Już jestem! - krzyknęłam ale nikt mi nie odpowiedział.
Porzuciłam moją ofiarę na środku jaskini i zaglądnęłam na legowisko, gdzie powinien leżeć Aron. Ale jago tam nie było.
- Aron! - powtórzyłam.
Aron? Gdzie wybyłeś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz