- Tylko uważajcie... - Powiedziałam.
- Jasne skarbie, uważamy. - Powiedział Larry.
- Tak mamo... - Przyznały córki.
***
- Patrzcie, przestało padać, wiatr już nie wieje... - Spojrzałam na córki.- Możemy iść z wami na dwór? Prosiiiiimy! - Powiedziały obie z zapałem.
- Jasne - zaśmiał się Larry. - Tylko nie utaplajcie się w błocie!
- Tak tato... - Powiedziały markotnie.
- Więc na co jeszcze czekamy chodźmy! - Zamachałam ogonem.
Jak ja kocham zapach świeżego powietrza po deszczu... I świergot ptaków, i bycie razem z bliskimi, i spacery po lesie, i...
- Anaria? - Z namysłu wyrwał mnie głos Larego.
- Ech.... Tak? - Zapytałam skrępowana.
- Pytałem, czy może moglibyśmy pójść w jakieś fajne miejsce, na przykład nad jezioro.
- A Claudia i Bella? Są za małe aby iść nad jezioro. Pomyśl, mają takie małe łapki... - Spojrzałam na dzieci.
- Mamo! - Powiedziały niezadowolone.
- Zrozumcie, to dla waszego dobra. Nie chcę aby łapki was bolały...
- No dobrze... - Powiedziały kładąc uszka po sobie.
- Ale za to, możemy iść na polanę. - Zaproponowałam.
- Tak! - Wykrzyknęły radośnie maluchy.
- A co ty na to Larry? - Posłałam mężowi bystre spojrzenie.
- Jasne że chcę tam iść! W drogę!
Skierowaliśmy się w stronę polany, miałam nadzieję, że dzieciom się tam spodoba.
Larry?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz