Przybiegli wszyscy. Mama, ciocia, wujek, tata... Trudno opisać ich miny. Wyglądali iście komicznie.
- To wy go... - Anaria zerknęła kątem oka na łosia leżącego kilka metrów dalej - Upolowałyście?...
- No tak. Tak jakoś wyszło... - zachichotała Claudia.
Wujek ostrożnie podszedł do zwierzyny.
- Nie żyje?... - mama podążyła za Larym, by lepiej przyjżeć się bykowi.
- Żyje choć jest otumaniony... - stwierdził Lary, po czym skierował wzrok na Claudię i mnie - Co wam przyszło do głowy? Chyba nawet nie wiecie ile miałyście szczęścia!
- Łoś jest w stanie z łatwością przetrącić kark dorosłemu wilkowi, a co dopiero szczeniętom! Prosiliśmy was żebyście się nie oddalały, ale mimo to zlekceważyłyście nasz zakaz. - warknął oskarżycielskim tonem Nilay.
Wymieniłyśmy się z przyjaciółką spojrzeniami, niepewnie podkulając ogony. Przyznaję, trochę nas reakcja rodziców przytłoczyła.
- No słucham. Macie coś na swoją obronę? - Mel stanęła przed nami.
Jej oczy przypominały teraz dwa ogniki. Aż strach mówić cokolwiek. Czułuśmy się okropnie.
- Aaaa... Nie jesteście z nas dumni?... - zapytałam drżącym głosem, w nadziei że uda nam się jakoś wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji.
- Dumni?! - ciocia Anaria oburzyła się - Dumni z tego, że robicie takie głupstwa?! Co wam chodzi po głowie?
- Riley, masz szlaban do odwołania. - zarządziła mama stanowczym tonem.
- Ja też?... - Claudia zerknęła na Anarię błagalnym wzrokiem.
- A jak myślisz? - ciocia zmarszyła brwi - Marsz do nory!
Spuściwszy głowy podążyłyśmy za rodzicami w stronę domu.
Claudia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz