Maxine okazała się być bardzo miła. Mimo, iż wiedziałam że miała dobre zamiary to uznałam że nie mogę jej jeszcze za bardzo ufać. Jednakże czułam, że wykiełkuje z tego jakaś bliższa znajomość. Co do watahy, to nie wiedziałam czy dobrze postąpiłam. Moje wcześniejsze doświadczenia z watahami nie były zbyt miłe. Jedyną watahą w której byłam, to wataha Merlina. Byłam w niej zaledwie 2 lata, podczas których byłam okropnie traktowana. Z niewiadomego powodu Merlin - samiec alfa - utrudniał mi życie jak tylko mógł. Stałam się tam popychadłem, wyrzutkiem... Znosiłam to cierpliwie całe 2 lata, wierząc że gdy dorosnę wszystko się zmieni - na marne. W dniu 17 urodzin postanowiłam się w końcu stamtąd wyrwać. Merlin i wraz z trzema kolegami ścigali mnie jeszcze około miesiąca, aż w końcu zrezygnowali w obawie o swoje życie, po tym jak jeden z nich niespodziewanie spadł z klifu i zginął. No może nie do końca spadł. To ja go zepchnęłam. Przyznaję się. Zabiłam wilka. Jestem pewna że to zdarzenie będzie stało mi przed oczyma jeszcze długi czas. Merlin nigdy mi tego nie zapomni, a ja wciąż żyję w wiecznym strachu, że kiedyś mnie dopadnie. To wydarzenie zniechęciło mnie do watah, jednak pod wpływem jakiegoś dziwnego impulsu zgodziłam się. Podążając do Nila obmyślałam wciąż jak mogę wykręcić się z watahy, lecz jakaś część mnie wołała, że to dobra decyzja.
- A tak w ogóle to co przywiało cię w nasze strony? - spytała Max. Nie mogłam powiedzieć jej prawdy - jeszcze nie teraz.
- Prowadzę koczowniczy tryb życia. - odparłam z wymuszonym uśmiechem.
- Ciekawe... A co z twoją rodziną? - zagadnęła. Trafiła w czuły punkt. Każde wspomnienie rodziny przynosiło widmo porzucenia. Z nienawiści do matki porzuciłam wszystko co mogłoby mi o niej przypominać, nawet nazwisko.
- Jestem sierotą. - bąknęłam. Lepiej być sierotą niż porzuconym przez matkę wyrzutkiem.
- To straszne... - szepnęła, po czym zamilkła. Dotarłyśmy właśnie nad rzekę. Max poszukiwała wzrokiem Nila a ja podziwiałam przyrodę. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na śpiewające ptaki, które nie ewakuowały się do ciepłych krajów. Jak zahipnotyzowana obserwowałam piękny, zimowy krajobraz. Z zachwytem rozglądałam się dookoła, chcąc jak najlepiej zapamiętać ten piękny widok. Maxine przyglądała mi się z rozbawieniem.
- Pięknie co? - mruknęła wadera.
- Cudownie... - szepnęłam rozmarzona.
- Muszę cię zmartwić... Tu go nie ma! Musimy iść na polanę.
- No to chodźmy. - powiedziałam niechętnie, po czym ruszyłyśmy przed siebie.
Maxine?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz