- Sama to upolowałaś? - zapytałam z niedowierzeniem, w końcu Max rzadko co je, a co dopiero takie polowanie - i to całkiem sama!
- Tak... - uśmiechnęła się delikatnie, na co ja odpowiedziałam promiennym uśmiechem.
- Dziękuję... - powiedziałam szczerze, po czym chwyciwszy zębami zdobycz zaniosłyśmy ją do jamy.
Na miejscu spotkałyśmy szczenięta, dokładnie to bawiące się w pokoju zabaw.
Dyskretnie wniosłyśmy zdobycz do schowka, zamykając za sobą wejście.
Oddzieliłyśmy zbędne części, po czym zakopałyśmy je jakiś kawałek na jamą.
Gdy wróciłyśmy, ułożyłyśmy mięso w odpowiednim miejscu, a ja dla urozmaicenia wzięłam trochę ziół, po czym posypałam nimi jelenia, wcierając je delikatnie. Był to rozmaryn i bazylia - mięso tarłam też liściem lubczyku, który później już wyrzuciłam.
Tak więc nasza ,,wykwintne'' śniadanie prawie gotowe - jeszcze tylko zawołać dziewczynki i możemy zabrać się za jedzenie.
Max? :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz