- Jestem... - powiedziałam jakby znudzonym głosem, ziemia przyciskała mnie do ziemi bardzo mocno.
Nagle wszyscy zbiegli na dół, do mnie. Szczerze, to czułem się upokorzony, w końcu jestem obrońcą a nie jakimś kawałem mięsa, który można zakopać.
Nilay, Lary, Anaria, Max i Melinda zaczęli kopać, do skutku.
Wstałem z ziemi, lecz nie podniosłem się na długo. Otóż gdy tylko ustałem, upadłem od razu, czując pieczenie na ciele.
- Aron! - wykrzyknęła Max pod chodząc do mnie. - Dobrze się czujesz?
- Tak, wszystko ok... - powiedziałem podnosząc się z ziemi, tym razem powoli.
- Twoja łapa... - spojrzała na moją przednią, lewą łapę.
W sumie, dopiero co się skapnąłem że trzymam ją podniesioną.
- Ech... - nie wiedziałem co mam powiedzieć.
- Chyba potrzebujesz odpocząć. - stwierdziła Anaria.
- Nie trzeba, się zagoi...
- Aron... - powiedział z troską Nilay.
Spuściłem głowę z zakłopotaniem. Gdy ukratkiem spojrzałem na Max, patrzyła chyba na mój bok, tam też czułem ból, więc chyba wiem czemu...
- Aron, pozwól sobie pomóc... - poprosiła wadera.
- Ech... Dobrze, ale skoro mam to zrobić, to jak? Kto z was ma mi pomóc?
Maxine?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz