- Aron! - krzyknęłam za nim i od razu do niego podbiegłam. - Żyjesz? - upewniłam się dotykając nosem jego policzka.
- Jeszcze żyję... - odparł słabo, ledwo słyszalnie.
Z początku próbowałam jakoś przepchnąć owy głaz, lecz sama nie dałabym sobie rady. Mimo to dalej uparcie pchałam i pchałam. Odsunęłam go zaledwie kilka centymetrów, tym samym odkrywając ranę, która zdobiła bok basiora.
- Wygląda to okropnie. - stwierdziłam. - Poczekaj tutaj. Trzymaj się, zaraz wrócę. - powiedziałam i już mnie nie było.
Przemknęłam się przez niewielką dziurę, gdyż sama była stosunkowo mała. Moim pierwszym celem była jaskinia Alf. Może mi się poszczęści i będzie tam Nil razem z Larrym? Miałam szczęście, że bieganie było moją mocną stroną i potrafiłam bardzo szybko się rozpędzić. Czym prędzej pomknęłam w stronę jamy i jak burza przekroczyłam jej próg. Tam chyba mieli jakieś rodzinne zebranie, gdyż wszyscy siedzieli przy jednym, ogromnym stole.
- Przepraszam. - bąknęłam nieśmiało. Naprawdę nie chciałam im przeszkadzać...
- Em... Nic się nie stało Max... - powiedział Larry. - Co cię tu sprowadza?
- Aron i ja byliśmy w jaskini. Wejście się zasypało, a później... później wielki głaz spadł na niego. Nie mogę go uwolnić więc przyszłam tutaj. - Powiedziałam na jednym wdechu.
- CO?! - wykrzykneli wszyscy. - Trzeba mu pomóc...
Tak więc po krótkiej chwili wszyscy pobiegliśmy do mojego towarzysza. Ja na przodzie, by ich tam zaprowadzić, a reszta za mną. Po kilku minutach byliśmy na miejscu.
- Aron?! Jesteś? - krzyknęłam wchodząc przez mały otwór, a reszta zaraz za mną.
Aron?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz