***
Gdy już zjadłyśmy dwa szaraki, które Anaria wyciągnęła ze schowka zaczęłam się zastanawiać, jak długo u nich jeszcze posiedzę. Deszcz, który dało się dostrzec z wyjścia nory nie wyglądał zbyt „dobrze”.Nie minęło pół sekundy, odkąd po raz ostatni oblizałyśmy wąsy, a w tle usiadły zdumione dwa pyszczki. Jakimś cudem przypomniały mi one o Brooke i Alexie, Ginny i Dave’ie...
- Anaria, na mnie już chyba czas... – zaczęłam.
Ale nie dokończyłam, gdyż przerwał mi szczenięcy głosik Claudii:
- Kim pani jest?
- Jestem Lassie Parker... – uśmiechnęłam się do nich – A moje dzieci są mniej więcej w waszym wieku...
- Dzieńdobly... pani... Lassie...
- A nie powinniście już zasypiać na swoich posłankach? – Anaria popatrzyła na nie z troską.
- Oj tam... nie możemy zasnąć... – Bella popatrzyła na nią z wyrzutem.
Kiedy szczenięta wyszły z „pokoju”, spytałam Anarię:
- Wiesz, naprawdę miło mi się u was gościć, ale powinnam już wracać...
- Nie powinnaś wracać w taką pogodę. – wilczyca zamyśliła się. – A jeśli poszłybyśmy razem...
- To wtedy ty też zmokniesz.
- Racja. W takim razie nic jak czekać.
Anaria?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz