Po całym dniu niezmiernej nudy, ruszyłam w stronę najbliższego lasku na krótki spacerek. Ostatnio tyle się działo, że potrzebowałam samotności... Nuciłam więc pod nosem jedną z moich ulubionych piosenek krocząc dumnie między drzewami. Wtem moją uwagę przyciągnął dziwny, nieznany mi jeszcze zapach wilka. A że miałam dość strachliwą naturę, to moją pierwszą myślą była ucieczka... Zaledwie sekundę później przypomniałam sobie o obietnicy złożonej Anarii.
Przecież miałam zwalczać moje wady i się wreszcie ogarnąć. Postanowiłam więc podejść bliżej.
Odgarnęłam łapą krzaki, a moim oczom ukazała się wadera o rudym odcieniu sierści i pięknych, złotych oczach.
- Witaj. - Powiedziałam nieśmiało.
- Cześć. - odparła.
- Em... Kim jesteś? I co robisz na terenach naszej watahy?
- Genevieve Biersack, miło poznać. - mruknęła.
- Maxine Arancia, mi również... Hm... Nie chciałabyś do nas dołączyć? - spytałam uśmiechając się nieśmiało.
Widać było, że Gen się zastanawia. Nie ufałam jej zbytnio, gdyż była nowa, aczkolwiek biło od niej dziwne ciepło i grzechem byłoby się z nią nie zapoznać.
- Dawno nie byłam w żadnej watasze... Jestem za! - Odwzajemniła uśmiech.
- Im nas więcej tym lepiej... W takim razie chodź ze mną. Zaprowadzę cię do Nila, a później oprowadzę po terenach watahy. - zadeklarowałam i ruszyłam dalej.
Gen szła obok mnie, a cała droga minęła nam na wesołej pogadance. Przy okazji co nieco się o niej dowiedziałam i całkiem miło nam się rozmawiało.
- Coś czuję, że się dogadamy. - Powiedziałam w końcu patrząc na nią.
Gen?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz