Chyba jeszcze nigdy nie byłem taki szczęśliwy (z wykątkiem dnia w którym poznałem Mel). Miałem ochotę skakać z radości, jednak ma iście szenięca głupota, doprowadziła jedynie do sporego guza, nabytego od stuknięcia w "sufit" w naszej norze. I po co ja go umacniałem kamieniami?
- Nic ci się nie stało? - zwróciła się do mnie, nieco zaskoczona żona.
- Nie, nie... Spokojnie, nic mi nie jest... - wysiliłem się na sztuczny uśmieszek, by zatuszować odrobinę konsekwencje swojego zachowania - Auć...
- Nie dawaj takiego przykładu dziecku, bo jeszcze spróbuje to powtórzyć... - zachichotała partnerka, zakrywając przednią łapą pysk.
- Oby odziedziczyła inteligencję po tobie... - przeróciłem oczyma, nachylając się nad maleństwem.
Melinda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz