Rozejrzałem się dookoła, po czym skierowałem wzrok na partnerkę.
- Chodźmy, najwyższa pora wracać.
Skinąwszy głową, wadera powoli podniosła się ze śniegu, by po chwili wolnym krokiem podążyć za mną w stronę legowisk. Czułem jak chłodne, ostre powietrze napływa mi do płuc.
- Lary... - usłyszałem za sobą cichy głos żony.
Odwróciwszy się w stronę wilczycy, dopiero zorientowałem się, że stoi spory kawałek ode mnie.
- Anaria! - czym prędzej podbiegłem do samicy - Wszystko dobrze?
- Tak, znaczy się... Nie wiem. Nie czuję łap... - stęknęła wadera podnosząc z trudem jedną kończynę.
- Możesz iść?
- Nie za bardzo...
Spojrzałem na partnerkę zatroskanym wzrokiem.
- Oprzyj się o mnie. - stanąwszy bokiem do wilczycy, podparłem ją by mogła iść dalej - To już niedaleko.
Anaria?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz