- S... sk... skąd... pochodzę? Ja?
Tym pytaniem nie wiem dlaczego jakoś dziwnie mnie zamurowała.
- Tak, ty. A któż inny? - zapytała z uśmiechem.
- Yyy... ja z... daleka...
-Spokojnie. Nic nie wymuszam. Jeśli nie chcesz mówić to...
- Nie nie, chcę. Znaczy mogę ci powiedzieć. Pochodzę z odległych krajów północy, moi rodzice to para alfa. Chcieli żebyśmy z rodzeństwem zostali alfami po nich, ale właśnie, chcieli... Co oznacza że miałam być na ich zawołanie i zrobić wszystko, co mi każą. A ja wolę mieć własne zdanie. Także uciekłam...
- I nie chcesz do nich wrócić?
- Po co? Tu mi jest dobrze.
Gdy już lepiej się mnie pozna, widać kiedy momentalnie "gasnę w oczach".
Położyłam uszy po sobie i podkuliłam ogon co najmniej do brzucha patrząc niezwykle smutnym wzrokiem.
Po chwili ochłonęłam. Zmusiłam się spojrzeć na pysk wadery. Wyglądała tak jakby "współczująco".
Dziwnie się czułam gdy patrzyła mi wprost w oczy.
- I nie tęsknisz za nimi?
- To odległa przeszłość. Takie... dziwne... tak długo biec, uciekać przed swą rodziną i nie wiadomo jakim cudem znaleźć się aż tutaj - opuściłam wzrok.
- Współczuję...
Wadera była jak na razie szczera i trochę dodawała mi otuchy.
- Myślisz, że ten deszcz niedługo przestanie padać? - zapytała zmieniając temat.
- No nie wiem. Może tak, miejmy nadzieję...
Wyjrzałam przez dziurę w pniu, w której w obecnej chwili się znajdowałyśmy i aż zaskomlałam.
To nie wyglądało dobrze. Deszcz lał teraz jak z cebra (to nawet mało powiedziane).
Drzewa uginały się przez wyjątkowo silne podmuchy wiatru.
Jakby tego było mało w gdzieś w pobliżu strzelił piorun trafiając w drzewo.
Przez jakieś 5 min siedziałyśmy jak zahipnotyzowane wciśnięte mocno w dziuplę przerażone tym hukiem.
Uprzytomnił nas deszcz zalewający dziuplę.
- Lassie... musimy uciekać...
Wolałam nie ryzykować i posłuchałam jej. Powoli wypełzłyśmy z dziupli i zmartwiłyśmy się na dobre.
Cale byłyśmy mokre a wokół nie widziałyśmy już prawie nic.
- Co zrobimy? Anaria, pomóż...
Anaria?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz