- Lary?... - Anaria ziewnęła szeroko, ukazując białe ząbki.
- Cicho bądź... - wyszeptałem rzucając partnerce figlarne spojrzenie - Leż i się nie ruszaj, bo muszę cię ogrzać.
- Dobrze, dobrze. Przecież leżę... - zachichotała cicho żona, po czym odepchnęła mnie tylnimi łapami - Posuń się trochę. Ciasno tu przez ciebie...
- Ach tak? - na mym pysku, znów zawitał chytry uśmieszek.
Przewróciwszy waderę na plecy, przytrzymałem ją przez chwilę.
- Nie kombinuj... - żona pokręciła głową, po czym przewróciwszy oczyma dla niepoznaki, skierowała wzrok na śpiące obok szczenięta.
No jasne, znowu to samo. Z jej wzroku nie trudno było wywnioskować "nie teraz, bo je obudzimy".
- Pfff... - niechętnie odstąpiłem od swych planów, powoli odsunąwszy się od wadery.
- Niestety, kochanie. Mamy dzieci... - Anaria zerknęła na mnie kątem oka, tak jakby cieszyła się, że tym razem jej się upiekło.
Anaria?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz