- A to ci niespodzianka... - uśmiechnąłem się pod nosem, sprawdzając czy wadera napewno za mną idzie.
Widząc, że się do niej odwracam, w odpowiedzi Crystal posłała mi promienny uśmiech. Tak, to musi być mama Anarii. Któż na całym świecie, mógłby obdarzać tak pogodnym spojrzeniem prócz mojej żony?
- To już niedaleko... - odezwałem się, by jakoś przerwać długotrwałą ciszę, trochę budującą napięcie - Teraz tylko miniemy to wzgórze i zaraz będziemy na miejscu.
- Spokojnie, nigdzie nam się nie śpieszy. Przynajmniej mnie. - oznajmiła szara wadera ze spokojem w głosie - Może to zabrzmi odrobinę dziwnie, ale odkąd tu jestem, mam przeczucie, że gdzieś w pobliżu są moje dzieci. Cóż, zapewne mój umysł przez ten ciężki żywot, płata mi figle...
- Wcale nie jest powiedziane, że pani córek tu nie ma... - uśmiechnąłem się tajemniczo, omijając wielką zaspę śniegu.
Crystal?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz