Przechadzałam się po lesie ,zwinnie przeskoczyłam strumyk. Słyszałam odgłosy ptaków i innych zwierząt. Zauważyłam stado saren, ale jakoś nie byłam głodna ,więc ominęłam je. Sprawdziłam już prawie cały obszar lasu, nie znalazłam obcego zapachu. Mogłam udać się gdzie indziej, w końcu jestem strażnikiem i muszę wiedzieć czy ktoś był na terenach watahy.
Idąc tak przez las, poczułam jakiś nieznajomy zapach i postanowiłam jak najszybciej sprawdzić jego pochodzenie (nie chcemy intruzów na naszym terenie). Długo czekać nie musiałam, stał niedaleko ode mnie i się gapił.
- A ty tu czego?! - od razu rzucił mi na dzień dobry złośliwą uwagę.
Spojrzałam z ukosa na basiora. Wydawał mi się inny niż reszta wilków, trochę większy ode mnie, ale był chamski i nieznośny. Nawet szczeniak by się lepiej zachowywał. To pewnie ten przybłęda, co to czepia się każdego. Chyba ma na imię Jasper, o ile dobrze pamiętam.
- Zadałem ci pytanie. Głucha jesteś czy co?!
No nie. Tego było stanowczo za wiele. Nikt mi nie będzie w kaszę dmuchać. Do tego czasu się stopowałam, ale dość już. Panoszy się tu tak jakby był u siebie (a przecież nie jest).
- Nie rozmawiam z takimi jak ty, więc daruj sobie te tanie teksty. Mnie nie spłoszysz. - oznajmiłam z dumą i pewnością w głosie.
- Sierra! - zobaczyłam nagle jedną z wilczyc z naszego stada, biegnącą w moją stronę.
Tak właściwie to prawie się nie znałyśmy (tylko z widzenia), ale doceniam to, że przyszła tu i zdecydowała się zainterweniować w mojej obronie (wcale nie wykluczam, że nie dałabym sobie rady, ale kiedy ktoś przybywa by mnie wesprzeć, to nawet miłe).
Crystal?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz